Zwyczajny piątek. Po pracy odbierałam zamówioną w antykwariacie na Krakowskim Przedmieściu książkę. Tuż przed Uniwersytetem autobus skręcił w prawo, niespodzianie dość. Wjazd w Krakowskie okazał się być zablokowany przez policję. Pomyślałam, że to może w związku z COP-em i zaraz odblokują. Niestety. Trzeba było wysiąść gdzieś na tyłach pomnika Kopernika, gdzie kierowca dotarł ledwo się wyrabiając w wąskich uliczkach. Trudno, stąd daleko już nie miałam, poszłam pieszo.
Odbierałam książkę w zupełnie pustym antykwariacie, a zwykle jest tam przynajmniej kilka osób, to dość popularne miejsce. Wszedł pan, zdjął czapkę prezentując łysinę, ale zupełnie nic mi to nie dało do myślenia. Słysząc wycie samochodów policyjnych i straży (wyją inaczej!) spytałam, czy tam się coś dzieje.
- Demonstracja - odburknął.
- Nie wie Pan jaka? Bo nie wiem, czy uciekać czy się przyłączyć... - zagadałam przyjaźnie.
Wzruszył ramionami i zdjął plecaczek. Na plecaczku było godło Legii. No to zamknęłam buzię i doszłam do wniosku, że tym razem to nie prawdziwi Polacy będą demonstrować.
Wzięłam ciężkie tomiszcze w rękę i nieustraszenie wyszłam na ulicę. Pojawiła mi się myśl, że za Emilię Plater może będę miała okazję robić i pierś ma zafalowała radośnie. Jakby co, mam się przecież czym bronić, książka okazała i swoje waży.
Przed Uniwersytetem mnóstwo młodzieży i policji. Przyjaźnie zresztą z Policją gawędzącej (w różnych językach!). Tłum ruszający spod pomnika Kopernika widziałam tylko z tyłu, pojęcia nie miałam, komu oni jadą. Nie wzięłam więc udziału, postanowiłam pieszo przejść się Krakowskim do Placu Zamkowego i tam wsiąść w tramwaj. Wtedy zadzwonił zięciunio młodszy, że emergency, że muszę szybko do nich przyjechać. Kurcgalopkiem Plac Zamkowy osiągnęłam pobijając chyba wszystkie swoje życiowe rekordy. Dojechałam na czas na szczęście, by spędzić długi i uroczy wieczór z wnuczką.
Okazało się, że mimochodem byłam świadkiem:
a) ewakuacji Uniwersytetu z powodu zagrożenia bombowego
b) wylęgania się Marszu przeciwko Marszom Niepodległości Narodowców
c) płaczu wnuczki z powodu wyjścia babci do domu (około 23)
To był długi wieczór.