wtorek, 30 października 2012

Neverending story

Nie oceniaj mnie po okładce, zajrzyj do środka. Dotykaj moich słów, czytaj je ciepłym szeptem. Czytaj mnie z pasją, codziennie coraz więcej. Niech to będzie niekończąca się opowieść.
I na miłość boską, nie pytaj czy sięgając na najwyższą półkę po książkę mam na sobie spódnicę! Nie pytaj, czy możesz potrzymać drabinę!

niedziela, 28 października 2012

Martin Eden

Spotkałam Martina Edena. Siedział w tramwaju, tak po prostu. Nie umiem określić jego wieku. Miał piękną twarz, surową, ogorzałą, toporną. Jasne włosy, takie nijakie kolorystycznie, miał związane w niedbałą kitkę. Duże dłonie nie były czyste czystością metroseksualną, spracowane były. O takich dłoniach mówi się, że są jak bochny chleba z popękaną skórką. W pewnym momencie odezwał się do znajomego siedzącego obok i uśmiechnął się. Wokół zrobiło się ciepło od tego uśmiechu, aż mnie zabolało w duszy. Nie mogłam od niego oderwać wzroku. Pomyślałam, że powinien spotkać swoją Ruth, że powinien zostać kimś wspaniałym. Tyle było w nim siły, miękkości i ciepła. Wgapiałam się w niego tak intensywnie, że zwrócił na to uwagę. I uśmiechnął się do mnie, odśmiechnęłam się, wolno mi. W moim wieku już wolno bezkarnie uśmiechać się do obcych  mężczyzn.
Gangrenka moja )
A za nocnym oknem biało, bajkowo, cudnie. Świetny dzień na pudełkowanie wspomnień.

sobota, 27 października 2012

Pierwszy śnieg

Latają za oknem białe płatki, pierwsze tej zimy. Gangrena jest całkiem zdezorientowana, to jej pierwszy śnieg w życiu. Zaraza patrzy na młodzież z politowaniem i spokojnie tuli się do kaloryfera. A Gangrena szaleje. Macha ogonem ze złości, że nie może tego czegoś białego dosięgnąć, miauczy i prycha z irytacją. Podkręciłam kaloryfery, włożyłam zimowe, ciepłe bambosze i oddaję się spokojnemu lenistwu fizycznemu. Palą się świece o zapachu cynamonu i jabłka, zapaliłam wyszperaną na targu staroci lampkę (sama zrobiłam abażur!), a w kuchni suszą się grzyby. I jest mi dobrze, zwyczajnie dobrze. Żadnych myślowych upiorów, żadne trupy nie wychodzą z szafy. Jest spokojnie, ciepło i zwyczajnie. I niech tak już zostanie.

piątek, 26 października 2012

Histeria

Pan Tomek jest od "pajacyków", pan Janusz od "hitlerków", a pan Bartek od "żabki". Uf. Każdy z nich ma inną koncepcję na renowację moich barków. Każdy z nich jest miły i próbuje mnie rozbawić. Wczoraj jednakże to ja rozbawiłam pana Tomka. Za kotarą, w pomieszczeniu do krioterapii odbywał się, jak się zorientowałam z odgłosów, masaż. Pani masowana wydawała z siebie sapnięcia i pomruki, pan masujący dawał wskazówki typu: proszę podnieść nóżkę, wdech - wydech, jedziemy dalej. Ponieważ niedawno oglądałam niezły film "Histeria" skojarzenie samo mi się skojarzyło. I zachichotałam sama do siebie. Pan Tomek parskając na mnie zimnem z plastikowej rury spytał, co się stało. W obawie, czy nie robi mi krzywdy, rzecz jasna. No to powiedziałam, że mam skojarzenia z filmem "Histeria". Nie oglądał, więc wytłumaczyłam pokrótce, że to humorystyczna dość historia wynalezienia wibratora, w celu leczenia kobiecych histerii i melancholii. Od tej chwili chichotaliśmy razem przy co celniejszych odgłosach za ścianą. I obiecał, że film obejrzy.
Rekonstruuję się w mojej przychodni na Krzywym Kole, z przyjemnością potem wracam przez staromiejski rynek i wąskie uliczki. Właśnie zmieniają na większości z nich nawierzchnię, będzie bardziej europejsko. A Kamienne Schodki mijam bez emocji. I bardzo dobrze, no.

poniedziałek, 22 października 2012

Koń jaki jest...

Po długich poszukiwaniach zdobyłam Nowe Ateny Chmielowskiego - uważane za pierwszą polską encyklopedię powszechną (1745-46). Nie powiem, w jaki sposób zdobyłam, bo nie był to najlegalniejszy sposób. Trudno, teraz mogę mieć tylko wyrzut sumienia. Czytałam w autobusie z zapartym tchem o remediach świętych przeciwko czarom i czartom, między innymi: ..."Scillę, alias cebulę Dioscorides medyk przeciw czarom we drzwiach radzi zawiesić, a Pliniusz radzi skórę z głowy albo pysek wilczy nade drzwiami lokować dla prezerwatywy od czarów"... O wynalazkach czytam: ..."Włóczkowej i wyszywanej roboty Wynaleźce Frygowie, stąd się mówi: opere phrygio co szytego. Na pieszczałce grania sposób wynalazł niejaki Pan, bożek pastuchów"... I tak dalej, i tak dalej. Cudne to jest i już.
A opisy zwierząt? To właśnie z Chmielowskiego wzięło się używane do dziś :Koń jaki jest każdy widzi". Oto Koza: ..." śmierdzący rodzaj zwierząt, w Piśmie Świętym znaczą grzesznych i potępionych, mających stać na dniu ostatnim na lewicy. Według naturalistów uszyma i nosem oddychają, w nocy widzą jak koty, sowy, puhacze, nietoperze. Wątrobę kozią jedząc, wzrok ludzki naprawuje się, owszem oddala się ślepota"...
I coś specjalnie dla znajomego asinusa: ..."Osieł pijąc, głęboko pyska nie zanurza w wodę, by sobie wielkich nie zamaczał uszu, według Kardana. Jest lenistwa i gnuśności oraz stupiditatis Symbolum. Przecież Kairskie są z większą od naszych Europejskich pojętnością, kiedy jeden był Słuchaczem i Dyscypułem Ammoniusza Filozofa, według Wolaterrana i Swidasa. W Indyi Osły są o jednym rogu, jako też w Scytii, które rogi tę własność mają do siebie, że wodę z rzeki Styx nazwanej, wszelakie naczynia, nawet żelazne, penetrującą wstrzymują. Pisze Aldrovandus libro I de Quadrupedibus że Niemiec jeden wodził osła z kozą po wsiach tańcującego, który nawet i na kolana swe przypadał; z czego się pokazuje, iż jest animal docile osieł, a przy tym ma w sobie frantostwo; gdyż pisze Cardanus, iż osieł w Afryce unikając pracy ciężkiej, chorym wlot, zdechłym się czynił; inny, gdy pannę wieść trzeba było, stawił się ochoczym, gdy starą babę, bardzo leniwym, a co większa chromym na nogi; w tym dobry, że w jedzeniu nie przebiera, liściem, plewą, łupinami z owoców, bodakami będąc kontent"...
 Czyż to nie jest piękne?

czwartek, 18 października 2012

Pajacyki

Leżałam na łóżku ćwicząc obolałe barki i śmiałam się sama do siebie. Ręce miałam podwieszone na jakichś sznureczkach i miałam nimi machać. Toteż machałam z zapałem. A ponieważ przypomniałam sobie pajacyka mojego wnuka (taki, co jak się złapie za sznureczek, macha rękami i nogami), wyobraziłam sobie siebie w charakterze pajacyka na ścianie i pośmiałam się serdecznie. Nie wiem, co myślał sobie młody człowiek nadzorujący to moje machanie, bo przy poprzednim zabiegu, krioterapii, marudziłam jak stara Kornacka. Oczywiście okazało się, że nie jestem właściwie przygotowana do zabiegów, nie wzięłam bowiem żadnej spinki do włosów i młody pan popyszczył, że mu włosy przeszkadzają. Jutro mam być lepiej przygotowana. 
Swoją drogą nie wiem, co jest z moimi włosami. Ja z nimi już zawarłam układ: staramy się zbytnio nie ingerować w siebie nawzajem. Wszelkie moje próby jakiegoś uładzenia tego czegoś na mojej głowie spełzły na niczym, dałam więc sobie spokój i teraz panuje między nami pełna harmonia. Rozejm. Jednakże kilka osób ostatnio zwracało na moje włosy uwagę. Nie, nie na mnie, na moje włosy! Najpierw pani w przychodni, starsza mocno, skomplementowała, że mam piękne włosy. Czułam, jak rosną z dumy, ja byłam mniej zadowolona. Dziś natomiast koleżanka w pracy spytała, czy może dotknąć. Oczywiście moich włosów, a nie na przykład mojej duszy, niewątpliwie pięknej. I podobno jej się podobają, znowu włosy, nie ja! Niby powinnam być zadowolona, jako ich właścicielka, ale jakoś mi ... łyso. Wszak piękną duszę mam, a na nią nikt uwagi nie zwraca. No to w sobotę idę do fryzjera.

*


 www.wspaniali.pl
Przypadkiem trafiłam na tę stronę. Poczytałam i raźniej mi się zrobiło na duszy. Będę tam zaglądać w chwilach zwątpienia, kiedy stara Kornacka się we mnie zalęgnie.Opisane tam historie przywracają mi wiarę w Człowieka.

środa, 17 października 2012

Z konieczności

Z konieczności leżę w łóżku, mam więc dużo czasu na czytanie i za mało nowych książek. Wracam do czytanych kiedyś sprawdzając, jak się zmienia mój ich odbiór. Wzięło mnie na Thackeray'a. Pierścień i różę czytam z zachwytem. Z innymi przemyśleniami, niż przed laty. Cudna baśń - nie baśń. Obejrzałam też Targowisko próżności, bo okazało się, że książki nie mam na półce (pewnie zaginęła w czasie ktorejś z przeprowadzek). Nadrobię braki książkowe niebawem. Wracając do Thackeray'a... Magiczne przedmioty w Pierścieniu i róży nadają ich posiadaczom szczególną moc, zapewniają im szacunek, miłość i podziw otoczenia. W Targowisku próżności tę moc mają pieniądze i "stosunki". 
Dziś magiczne przedmioty są ogółowi dostępne. Każdy może skorzystać z usług stylisty, chirurga plastycznego i czego tam jeszcze. Wystarczy w siebie zainwestować i już. Aż mnie palec swędzi, by wspomnieć Natalię S. Ale nie wspomnę, bo obawiam się, że otworzę lodówkę, a w niej... Współczesna baśń opowiadałaby o Różyczce, która zainwestowawszy w siebie (duże oczy, ponętne usta i takie tam) stałaby się najbardziej pożądaną celebrytką. O Angelice, która posiadawszy wdzięk i oblicze za rozumem tęskniące oraz biust odsłaniany przy każdej nadarzającej się okazji, byłaby podziwiana za samo uświetnienie swoją obecnością imprezy dowolnej. Bez potrzeby otwierania ust nabrzmiałych kolagenem, silikonem czy czymś podobnym.

wtorek, 16 października 2012

Szafa w słusznym rozmiarze

Statystyki mówią, ba, krzyczą, że w Polsce jest około 20% osób otyłych (wskaźnik BMI ponad 30) i około 35% osób z nadwagą (wskaźnik BMI od 25 do 30). Daleko nam do Ameryki, daleko nam do Wielkiej Brytanii też. Jednakże oznacza to, że ponad połowa społeczeństwa ma za dużo tu i ówdzie. No to ja się pytam: gdzie są sklepy z odzieżą dla tych ludzi? Asortyment dla BMI powyżej 25 jest mocno ograniczony. Są oczywiście sklepy wdzięcznie nazywane "dla puszystych", ale... W większości popularnych sieci odzieżowych króluje 38, w porywach do 40. W H&M, czy w C&A są działy dla większych rozmiarów, jednakże wisi tam zazwyczaj smętnie kilka łaszków, znakomita większość (śmiem twierdzić 90%) to wspomniane wyżej 38, a nawet 36. Jak dla mnie, to coś tu się nie zgadza. Rządzi u nas rynek, a ręka wolnego rynku jest nieubłagana: popyt ma decydować o asortymencie. Albo więc kłamią statystyki, albo wolny rynek w tym zakresie nawala. Odzieży w rozmiarach dla tych ponad 50% z nadwagą powinno być 50% na rynku, nieprawdaż? A nie ma. Istnieje jeszcze jedna możliwość: panie i panowie w rozmiarach słusznych zaopatrują się w innych krajach albo chowają się w szafie. Tej z ciuchami w rozmiarze 38.

Wadliwy egzemplarz

Ujęło mnie przesłanie powyższego obrazka. Poczułam się wadliwym produktem, nie tylko ze względu na brak makijażu. Otóż odkryłam ostatnio, że jestem zwyczajnie nudna. Nie ćwierkam i nie tiutiurlikam z zapałem. Bez zapału też nie. Nie umiem rozmawiać z ludźmi, nie umiem i już. Wadliwa jestem, ot co.

poniedziałek, 15 października 2012

Podsłuchowisko

Autobus zatrzymał się na przystanku w okolicy dawnego bazaru stadionowego. Dziś kręcą się tam ludzie sprzedający tanie papierosy, zapewne z przemytu. Ludzie ci mają smagła cerę i mokre, wschodnie oczy. Są dość natrętni sprzedając, nagabując każdego przechodnia i każdego oczekującego na przystanku. Straży miejskiej, tak chętnie kontrolującej babcie z pietruszką, ani widu, ani słychu. Na tym przystanku wsiadałam do autobusu. W pobliżu wejścia siedziały dwie starsze, nobliwie wyglądające panie. Rozmawiały tak głośno, że nie sposób było ich nie słyszeć.
- A Polakom nie pozwalają zarabiać. Gnębią podatkami, nie pozwalają pracować.
Druga pani odpowiedziała coś niezrozumiałego.
- Trzeba gonić szwaba i żyda! To przez nich wszystko.
- Ciii... nie mów tak głośno.
- Mogę mówić, jak mi się podoba, jestem u siebie, w swoim kraju. Gudłaje tu rządzą, dlatego tak jest.
- No,słyszałam w radio. Ktoś rządowi proponował trumny z Włoch, za darmo. Odmówili, wiesz dlaczego? Bo rząd potrzebuje faktury. Woleli wydać tyle pieniędzy, naszych pieniędzy, podatników.
- Bo tu żydzi rządzą, wszystkim rządzą. Dlatego Polakom jest tak źle.
Jestem pewna, że słowo "żydzi" pani wymawiała przez "rz", z taką pogardą o tym mówiła. W głosach obu pań było tak dużo złości i nienawiści, że zrobiło mi się nijako. Przyznam, że pierwszy raz słyszałam na własne uszy to, o czym czytałam tylko do tej pory. Panie wysiadły na przystanku przy kościele, jak wielu innych pasażerów. Nie wiem dlaczego byłam przekonana, że tam właśnie zmierzają.

Inna zasłyszana rozmowa, bardzo optymistyczna dla równowagi.
Pan rozmawiał przez telefon, też na tyle głośno, że słyszałam wyraźnie. Siedział za mną, więc nie wiem, jak wyglądał. 
- Leżałem trzy tygodnie, jak król jakiś.
- Tak, już mnie wypuścili, i tak przetrzymali mnie tam.
- Już tak nie boli, wszystko się zrosło.
- Słuchaj, leżałem w sali z takim jednym. Obiecał mi pracę, przy stróżowaniu. 
- Nie, nie mogę od razu. Jak będę miał na nockę, to nie będę przecież spał na ławce, noclegownia otwarta do rana tylko. Teraz dostanę rentę, wypłacą mi za trzy miesiące od razu, jakieś 1 500 zł, wynajmę sobie jakiś pokój. I wreszcie będę żył, jak człowiek, wreszcie!
Pan wysiadł z tramwaju wciąż rozmawiając. W jego głosie była radość, entuzjazm, nadzieja. Aż zrobiło mi się lżej na duszy.

piątek, 12 października 2012

Fiąteczek





Nie martw się kiciuś! Fiąteczek jest, odpoczniesz sobie wreszcie.




wtorek, 9 października 2012

Zenuś rodzaju żeńskiego



Och Ziuta, me życie dziś przegrane jest, przegrane jest przez jedna noc
Och Ziuta, naprawdę nie wiem jak się pozbyć, jak się pozbyć Ciebie stąd

Urodę świnki Piggi masz. Wagą przewyższasz nawet ją

We śnie mnie straszy Twoja twarz, a wszystko to przez jedną noc...

Och Ziuta, ja wiem, że nie ma brzydkich kobiet, tylko wina czasem brak

Lecz Ziuta, gdy wytrzeźwieje człowiek, wtedy inny gust ma, inny smak

Pokazać się gdzieś z Tobą wstyd, dwie klasy podstawówki masz

Swym krzykiem nerwy psujesz mi, a wszystko to przez jedną noc...

Och Ziuta, pijany byłem, gdy przed ołtarz zaciągnęłaś mnie

Och Ziuta, dlaczego się zgodziłem, tak żałuję, tak żałuję dziś

Za byle co, Ty bijesz mnie, pieniędzy żadnych nie chcesz dać

Szepczesz, koteczku kochaj mnie. A wszystko to przez jedną noc...

Och Ziuta, dlaczego mą dziewczyną pierwszą stałaś się tej nocy złej

Och Ziuta, kobiet dotąd nie znałem, nie wiedziałem jak to robi się

Hrabiowski przecież tytuł mam, a Ty gosposią byłaś mą

Podniosłaś swój społeczny stan, a wszystko to przez jedną noc...

Biorąc pod uwagę powyższe,  należy wyjątkowo ostrożnie dobierać jednonocnych partnerów. Żeby się nie zasiedzieli, a właściwie nie zależeli, i wielonocnymi nie zostali. Albowiem można się któregoś ranka obudzić obok Zenusia lub Ziuty i... no właśnie, przechlapane. Wspólne dzieci, wspólny kredycik, wspólni znajomi... Jak to wszystko zostawić, no jak? Niby z Zenusiem lub Ziutą można oficjalnie, za rączkę i do kościółka, a na boku dodmuchać ego, jego lub jej. Niby można. No.

poniedziałek, 8 października 2012

Oczy mam wyżej

I sprawił Pan był, że narodziła się baba. Popatrzył na nowonarodzoną okiem boskim i mruknął z zakłopotaniem: mądra to ty nie będziesz... I myśleć zaczął był, jakby tu babie ułatwić bycie niemądrą i cyckami ją obdarzył. I rzekł był do siebie z zadowoleniem boskim: niech się gapią na cycki zamiast rozumu w babie szukać. Spodobało się panu bab tworzenie, stworzył inną. Przy tej mruknął był: piękna to ty nie będziesz. I cyckami ją obdarzył był, niech się gapią na cycki miast piękna szukać. I jak tu się oprzeć boskiemu tworzeniu? Koszulki z napisem "oczy mam wyżej" baby noszą, szaty Dejaniry z golfem zakładają... A świat na cycki się gapi.

niedziela, 7 października 2012

Tulijaś

Kilka dni temu, zamawiając nowe książki, powodowana jakimś impulsem kupiłam "Ortografię na wesoło" i "Gramatykę na wesoło", moje gdzieś zaginęły w wichrach przeprowadzek. Impuls okazał się przeczuciem nadchodzących potrzeb. Otóż mój wnuk zaczyna walczyć gramatycznie ze słowami. Koniec z dziecinnym "baba chodź", Pojawiło się niedawno całkiem już dorosłe i poważne "chodź babo"! Jednakże jego ulubionym zwrotem jest "czemu". Jak ja czekałam na tę jego ciekawość wszystkiego... Spędziliśmy wczoraj ze sobą dużo czasu i "czemu" pojawiało się bardzo, bardzo często. 
- Jasieńku, nie biegaj - mówi baba. 
- Czemu nie? 
- Uderzysz się i będzie bolało.
- Czemu bolało?
I tak bez końca. Odpowiedzi mnie nie męczą ani trochę, znów zaczynam wymyślać historyjki uzasadniające czemuwatość zjawisk. Z przyjemnością ogromną. Opowiadam o słońcu, które poszło świecić po drugiej stronie świata, o liściach, które przykrywają ziemię, żeby było jej cieplej w zimie. Wiem, że to nienaukowo i niepoważnie, no wiem. Ale nie potrafię inaczej. 
Nagrodą za moje historyjki jest ciepełko wnuka, jakie wydziela w ilościach hurtowych przytulając się do mnie. Obejmuje mnie tłustymi łapkami za szyję i prawie słyszę, jak mruczy. Taki mały kociak. Córka się trochę martwi, że taki z niego przytulas, że jako facet powinien być twardy. Guzik prawda. Facet powinien być mięciutki, jak mięciutka jest miłość do niego. Kocham swojego wnuka Tulijasia po kokardy. Miękko, po babcinemu kocham.

środa, 3 października 2012

Dojrzewanie

I wezwał Pan babę przed oblicze swoje boskie i rzekł jej był: A dojrzej ty babo wreszcie i dojrzyj świat, jaki jest. Przestań szukać prawdy w kłamstwach, przestań widzieć ciepło w lodzie. Pod lodem też niczego nie szukaj, drut kolczasty jeno znaleźć możesz. I usiadła baba, i dojrzała. I zapłakała żałośnie: i czemuś ty mnie Panie, piękną nie stworzył? I opuścił Pan ręce swoje boskie niemocą przez babską dojrzałość utrudzone. I zapłakał był żałośnie: kogo ja obwinić mam?

wtorek, 2 października 2012

Sama chciała

Jest źle, a nawet tragicznie. Nie mam bowiem siły czytać. Po prostu nie mam siły. Wracam tak zmęczona z pracy, że zasypiam nad książką. Dziś koleżanka widząc, że nie mam czasu na kawę nawet, sama mi ją zrobiła i przyniosła. Kawa doczekała, dwa razy może siorbnięta w biegu, do końca dnia. Intensywność pracy ma jeden plus: nie mam też czasu palić, toteż moje płuca na tym zyskują. Za oknem dziś grała mi jakaś podwórkowa orkiestra, całkiem nie do nastroju, skoczne polki. Kiedyś takim grajkom rzucano monety z okna, ja miałam ochotę rzucić kamieniem. W nocy śni mi się Erasmus i szkolenie z prawa UE. Budzę się ze strachem, że coś przegapiłam, że czegoś nie dopełniłam. Kiedy już tak sobie pomarudzę i ponarzekam, pojawia się uśmiech: sama tego, babo, chciałaś. I nie mów mi, że nie jesteś szczęśliwa. No.

poniedziałek, 1 października 2012

Gdzie boli?

Ból w obydwu barkach, utrzymujący się od kilku miesięcy i nie reagujący już na różowe pigułki zmusił mnie do pójścia do specjalisty. Zanim jednakże do niego trafiłam, musiałam uzyskać skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu. W mojej przychodni ten lekarz ciągle się zmienia. Tym razem była to młoda, urocza osoba o ciemnym kolorze skóry. Zważywszy, że całkiem niedawno był to Ukrainiec, zastanawiam się, kogo zobaczę w gabinecie następnym razem. Ze skierowaniem trafiłam do miłego pana doktora znanego mi już z akcji "Quasimodo". Nie zaordynował mi jednakże żadnego prześwietlenia, co sugerował lekarz poprzedni. Poruszał moją ręką, a właściwie próbował poruszać moim lewym barkiem. Jak stwierdził, nie osiągnęłam nawet 60 stopni, cokolwiek to znaczy. Potem poruszał prawym, tu już poszło dokoła, choć z bólem. I dziwna diagnoza: w lewym zerwane ścięgna, chyba wszystkie możliwe, i uszkodzona kaletka jakaś. W prawym tylko nadwyrężone. Dostałam skierowanie na rehabilitację i maści chłodząco-przeciwbólowe. Różowych proszeczków mam nie brać, bo mi dziurawią żołądek - tak powiedział. I spytał, co ja takiego robiłam, że zerwałam sobie wszystko, co możliwe. Nic takiego sobie nie przypominałam, żadnego dźwigania ciężarów, żadnego podrzutu, czy rwania. Wreszcie przypomniałam sobie moje malowanie i cyklinowanie sypialni. Przesuwałam i przenosiłam meble rzecz jasna. I książki w hurtowych ilościach. Pan doktor spojrzał na mnie dość zaskoczony, ale nie skomentował. Poradził tylko tego rodzaju prace scedować na fachowców. I kategorycznie zabronił dźwigania więcej, niż 2 kg. No to nie wycyklinuję reszty przedpokoju, psiakrewka. O noszeniu wnuków też mogę zapomnieć. Chyba, że rehabilitacja szybko zadziała. Niestety, pan doktor mówi, że to potrwa, kilka miesięcy do roku. Jak ja to wytłumaczę Jaśkowi, który po prostu podchodzi do mnie z wyciągniętymi w górę łapkami i mówi: na ręce?
Natura uznała, że nie powinnam odczuwać bólu tylko w kończynach górnych, zatem podczas wczorajszego obiadu rodzinnego u brata jakaś spóźniona osa dziabnęła mnie w łydkę. Weszła, zaraza, pod nogawkę spodni i dziabnęła. Nie spuchło bardzo, ale boli do dziś. Mam komplet. Na pytanie, gdzie boli, mogę odpowiadać: prawie wszędzie.
Na tę łydkę rzuciła się z plasterkiem cytryny jakaś moja cioteczka, wcześniej perorując z zapałem o swoich zdolnościach bioterapeutycznych. Zważywszy okazję, przy jakiej się spotkaliśmy, nie był to najszczęśliwszy temat. Obiecaliśmy sobie urządzenie jakiegoś zjazdu rodzinnego bez okazji, jako że spotykamy się ostatnio przy tych smutnych. Zaplanowaliśmy lato przyszłego roku. A ja wtedy pomyślałam: ile osób dotrwa. Smutno pomyślałam.