środa, 29 maja 2013

Szelmutka

Takie kobiety, jak ona, dziewiętnastowieczny pan nazwałby szelmutką. Patrząc na nią przez monokl cmoknąłby z uznaniem "ot, bestyjka". Pani ma toczone nóżki, chętnie pokazuje je nosząc spódniczki maksymalnie 10 cm przed kolanko. Czerwone paznokietki, delikatny makijaż i roztrzepana fryzurka - starannie wyreżyserowana. Rusza się dość energicznie, z gracją i ADHD. Prowokuje każdym ruchem i gestem, mówi ciałem: oto ja, taka mala. Flirtuje na potęgę, aczkolwiek, jej zdaniem, nie przekraczając granic. Godzinami potrafi rozmawiać przez telefon, śmiejąc się wdzięcznie i przeginając nieco zaokrągloną kibić, by obserwujący mieli na co popatrzeć.  Jest tak ujmująco słodka we wszystkich wypowiedziach, że tort z kremem wydaje się być przy niej gorzki, jak piołun. Na jej biurku stoją jej zdjęcia w pozach ukazujących pełnię jej wdzięków i święte obrazki. Mówi dużo i dość szybko. W każdej rozmowie, nawet służbowej, kokietuje rozmówcę. Rozpływa się cała, gdy ktoś komplementuje jej wygląd, kompetencje, cokolwiek. Pozornie nigdy nie mówi nic złego o współpracownikach, czasem tylko napomknie: popełnił/a błąd, ale przecież nie chciał/a, miał/a dobre intencje. Dla kobiet irytująca, dla mężczyzn zachwycająca. Ot, bestyjka.
Kobieta idealna na biurowe, nudne poranki. Rozgrzeje panów, wkurzy koleżanki.

poniedziałek, 27 maja 2013

sobota, 25 maja 2013

Rzecz o naszych smutnych dziwkach

Marsz Szmat - wydarzenie organizowane od 2011 r. jako protest przeciwko usprawiedliwianiu przemocy wobec kobiet ich ubiorem, czy zachowaniem. To taka seksualna za słona zupa, krótko mówiąc. Najlepiej charakteryzujące ideę hasło moim zdaniem to:  nie ucz córki, jak uniknąć gwałtu, ale ucz syna nie gwałcić. Jasny, prosty przekaz, choć mocno przerysowany w wymowie. I oczywiście, na całym świecie wzbudza kontrowersje. Bo przecież kobieta ubrana wyzywająco sama się prosi, bo jak pokazuje kawałek biustu, to znaczy, że chce pokazać i resztę. Komentarze internautów pod informacjami o Marszu były żenujące, niektóre oczywiście. Jak dla mnie, tych żenujących było zbyt dużo. Całkiem sporo komentarzy, w których wskazywano na ofiarę jako przyczynę gwałtu, pochodziło również od kobiet. Nie ma się im co dziwić, skoro złotousta harpia polskiej prawicy, dziewica ostrołęcka nauki wydała z siebie taką opinię. Jak już rozwarła ust swych korale, to ich zamknąć nie mogła, tak się rozentuzjazmowała. Dziwki, szmaty i inne takie perełki sypały się z jej dzióbka, jak przed wieprza, którym był redaktor Kuźniar. Na wstępie zażyczyła sobie, by mówić do niej pani poseł, nie pani posłanko. Ki diabeł? Na Annę Grodzką narzeka, a sama z tożsamością płciową ma problem? Ale niech jej będzie, posłanką nie będzie nazywana. Jednakże zbyt wiele trzeciorzędnych cech płciowych baby z magla pokazuje, by panią poseł ją nazywać, ja ją zatem będę nazywać panią pisłanką. Wracając do słowotoku pani pisłanki... narzuciła Kuźniarowi bycie chłopem, na którym robi wrażenie widok gołej baby (nieśmiało próbował babę wymienić na kobietę) , wszystkie biorące w Marszu osoby nazwała szmatami, a niektóre nawet szmatami z biustem, którego by się ona, pisłanka, pokazywać publicznie wstydziła. Wysłuchałam jej wywodów do końca, acz z trudem. I zamyśliłam się potem głęboko. Profesor prawa, były wykładowca m.in. Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego, obecnie wykładowca Wyższej Szkoły Administracji Publicznej w Ostrołęce, używa z pełną świadomością takiego słownictwa i robi to bezkarnie. Równie świadomie i bezkarnie nazywa ofiary przyczyną gwałtu, rozgrzeszając tym samym przemoc. W jakim kraju ja żyję? Jakiś poseł z mównicy uświadamia obecne w sejmie dzieci, że żeby się mogła urodzić siostrzyczka lub braciszek, to wiele z nich musi zginąć ( o zarodkach in vitro), w jakimś mieście wojewódzkim władze nawołują publicznie do wzięcia przez szkoły udziału w marszu solidarnych z życiem poczętym, jakiś biskup hoduje daniele na działce przekazanej za psi grosz na cele sakralne, episkopat zajmuje się włączeniem religii do przedmiotów maturalnych jednocześnie odsyłając ofiary księży pedofilów na Berdyczów. Jakie w końcu jest to moje państwo? Świeckie i demokratyczne, czy wyznaniowe i zakłamane?


czwartek, 16 maja 2013

Nie dotykać

Odebrałam dziś wyniki bronchoskopii. Jedyne, co mi w płuckach gra, to wredna bakteria. Dostałam antybiotyk i powinno być za jakiś czas dobrze. Z tej radości wielkiej poszłam do fryzjera i wreszcie ścięłam włosy. U znajomej pani fryzjerki byłam ponad rok temu, ale poznała mnie od razu. Pracowała nade mną długo, wiedząc, że następna wizyta może być za rok. Zapłaciłam połowę ceny, bo nie było modelowania (ona już wie, że to nie ma sensu), dostałam soczek i uraczona zostałam miłą pogawędką. Kiedy ostatnio u niej byłam lałyśmy wosk, czyli był to koniec listopada 2011. Pani fryzjerka twierdzi, że pamięta mnie i moje włosy, bo są wyjątkowe. W pewnym sensie i ja jestem wyjątkowa, bo nie znoszę chodzić do fryzjera. Nie lubię, kiedy ktoś dotyka mojej głowy i już. Ponoć to niecodzienna przypadłość, większość pań jęczy z zadowolenia mając głowę dotykaną, masowaną przez wprawne ręce fryzjerskie. A ja mam nieprzyjemne dreszcze. Odmieniec ze mnie pełną gębą. A panią fryzjerkę lubię bardzo, ona zna Józefa i gada się z nią cudnie. Wybaczam jej więc dotykanie mojej głowy i włosów.

wtorek, 14 maja 2013

Widziałam orła cień

Dziewczę siedzące w autobusie było młode i ładne.Miało modną "bieberowską" grzywkę - sczesane na jedną stronę włosy z połowy głowy, trzymające się na drugiej połowie wbrew prawom fizyki, czyli dzięki tonie lakieru do włosów. Umalowane dziewczę było też modnie: blada twarzyczka, wyraźnie podkreślone oczy z długaśnymi rzęsami. Wyglądało dziewczę jednakże, jak zmoknięte, wystraszone ptaszysko. Duża główka schowana w wątłe ramionka, cienkie nóżki odziane w rurkowate spodnie, na nogach chyba baleriny. Ptasi efekt potęgowało górne wdzianko: jakiś szeroki kołnierz okalający twarz. W rachitycznych rączynach zakończonych długimi, szczupłymi palcami dziewczę miało modny czytnik e-booków i zerkało w niego czasem, kiedy skończyło się przyglądać swoim paznokciom pięknie na krwawo pomalowanym. (choć ani razu nie przerzuciło strony w czytniku, a nasza wspólna podróż trwała kilka przystanków). Na bladej twarzyczce grymas niezadowolenia, usteczka zasmarowane błyszczykiem i wydęte pogardą dla otoczenia. Uśmiechnęłam się do niej na przekór, jeszcze bardziej zapadła się w swoje okołnierzowane ramionka, jeszcze mocniej wydęła usteczka. Ikona stylu, ptasiakrew.

niedziela, 12 maja 2013

Mój ci on jest

Uciekałam od literatury iberoamerykańskiej z założenia. Odkąd pamiętam buntowałam się przeciwko modom, trendom i must-have, więc nie czytałam i już. Sto lat samotności Marqueza jest jedną z moich ulubionych książek, ale to by było na tyle. Do wczoraj. Urzekły mnie, zachwyciły, wzięły w jasyr Opowieści o kronopiach i famach Cortazara. Są takie moje, najmojsze. Przewrotny, absurdalny humor i zaskakujące puenty. Codzienność podlana wyśmienitym sosem bzdurstwa. Mój ci on jest! Cortazar znaczy.
Fragment Prac biurowych
..."Nie ma na przykład dnia, żeby nie pucowała słów, czyści je, omiata, układa na odpowiednich półkach, przygotowuje i stroi do codziennych funkcji. Jeżeli zjawia mi się na ustach jakiś zbędny przymiotnik - te bowiem rodzą się poza zasięgiem działania mojej sekretarki, że się tak wyrażę: we mnie samym - już z ołówkiem w ręku chwyta go, zabija, nie dając czasu, by przystosować go do reszty zdania i dać mu przeżyć choćby przez przeoczenie lub przyzwyczajenie"...

sobota, 11 maja 2013

Balkonowo




Siedzenie w domu sprowokowało mnie do różnych dziwnych zajęć. Zajęłam się od dawna odkładanymi sprawami, między innymi katalogowaniem książek. Okazało się to niewystarczające, zatem huzia na balkon! Posadziłam kwiaty różne, przyjemne dla oka i duszy: kilka gatunków goździków, bo je lubię nad wyraz, surfinie zwane "milion kwiatów" (żółtą i amarantową), uczep i jakieś niebieskie coś, czego nazwy zapomniałam, kilka w bieli niewinnej (też nazw nie zapamiętałam). Zeszłego roku posadzony zatrwian (to te fioletowe, małe kwiatuszki) bujnie się rozkrzewił. Jest też heliotrop, którego wygląd w zestawieniu z poetyczną nazwą jest bardzo zwyczajny: duże liście i niepozorny fioletowy kwiat. Dzikie wino listki jakieś ma małe póki co, ale za radą pana w sklepie z kwiatami podlałam dziś nawozem i czekam, aż buchnie listowiem do wypęku. Zamierzam kupić sobie fotelik mały turystyczny i lenistwu wieczorami się oddawać. Świece w szklanych pojemnikach gotowe, tylko siadać i się byczyć! Tojka, dla Ciebie też kupię fotelik, no.




Zaraza w cycasie


Na parapecie kuchennym ruszył w wiosennym słońcu cycas przyniesiony z pracy w stanie żałosnym Podlewałam go troskliwie bezalkoholowym piwem (on to lubi!) i wypuścił dwa liście. Codziennie sprawdzam, czy nie pojawiają się następne. Na razie są świeżutkie, bezbronne takie, ale osiągną swoją wielkość na pewno. Dumna jestem z uratowania biedaka. 











Odebrałam dzisiaj książki nowe! Cortazara Opowieści o kronopiach i famach, Liryki Iwaszkiewicza, Postscriptum Stachury i Epigrammata Legowicza. Jako bonus (niezamawiany) dostałam z księgarni Grek szuka Greczynki Durrenmatta. Nie przepadam za Durrenmattem, ale to może jakiś znak, że czas polubić?
A teraz zamierzam upiec muffinki bananowe dla wnuków w pięknie kolorowych foremkach.


Wieczorne, balkonowe nicnierobienie

poniedziałek, 6 maja 2013

Nieprzyjemnostki

Co mi dziś w nocy spędziło sen z powiek? Trzy rzeczy: po pierwsze wczorajsza dyskusja z bratową i zięciem na temat ogródków działkowych. Obecnie obowiązuje ustawa, która została przez TK uznana za niezgodną z prawem, a rząd został zobowiązany do jej zmiany. Miał na to rok i sześć miesięcy, termin upływa w lipcu. Podobno jest już projekt rządowy, nazywany deweloperskim, czyli dający gminom prawo do swobodnego dysponowania terenami działkowymi bez prawa do odszkodowania w razie ich likwidacji. Obecna ustawa gwarantuje działkowcom, oprócz odszkodowania, przydzielenie innego terenu, na którym mogliby odtworzyć działkę zabraną pod inwestycję, którą gmina uzna za konieczną. Rządowy projekt ustawy nie wspomina o terenie zastępczym ani słowa. Działki tworzono w miejscach, które wtedy były na obrzeżach miasta, były to nikomu niepotrzebne tereny. Duża część z nich znajduje się teraz prawie w środku miasta. I tu jest problem. Są to atrakcyjne grunta z punktu widzenia gmin, sprzedając je gmina zarobi całkiem sporo. To, że znikną kolejne zieloności w mieście nikogo nie wzrusza. Mnie wzrusza, więc sobie rozmyślałam zamiast spać, jak należy.
Druga nieprzyjemnostka myślowa to przeczytana na jakimś portalu informacja, że Ministerstwo Pracy aktywnie chcąc walczyć z bezrobociem przygotowuje przepisy pozwalające na odebranie świadczeń bezrobotnemu, który odmówi przyjęcia pierwszej oferty z urzędu pracy. Teoretycznie ma to sens. Jednakże w praktyce urzędy proponują np. pięćdziesięcioletniemu księgowemu ze zmianami zwyrodnieniowymi kręgosłupa pracę przy budowie miejskiego placu zabaw, co oznacza dźwiganie i inne prace fizyczne. Żaden z urzędników bowiem nie pomyśli podejmując decyzję o całości sprawy, czyli nie weźmie pod uwagę wykształcenia ani predyspozycji bezrobotnego. Ot, jest bezrobotny, jest stanowisko pracy, no to hop pierwszy z listy. Wiem, że wielu ludzi rejestruje się, jako bezrobotni i pracuje na czarno, wiem. Zasiłek dla bezrobotnych dziś wynosi 794,20 lub 623,60, wypłacany jest przez 6 lub 12 miesięcy, zależnie od regionu. Bezrobotny w Warszawie, aktywnie poszukujący pracy musi wydać na bilet 100 zł, pozostaje mu 700 zł na opłacenie mieszkania, jedzenie, ubranie, rzeczy podstawowe. Konia z rzędem temu, komu taka sztuka się uda! Kolejne poletko dla nadużyć lub niedopatrzeń spowodowanych procedurami.
I Syria. Pieklą się Stany Zjednoczone, że reżim Asada używa broni chemicznej. Tymczasem Carla Del Ponte (komisja ds. praw człowieka ONZ) twierdzi, iż świadkowie potwierdzają użycie takiej broni (sarinu paraliżującego układ nerwowy) przez rebeliantów. A mnie przypomina się Irak i inne takie, spać trudno.
Zaczynam myśleć, jak dawniej, znaczy zdrowa jestem, jak koń trojański jakiś.

sobota, 4 maja 2013

Listy miłosne

Trafiła mi się perełka. Jest to Przewodnik do pisania listów miłosnych Józefa Chociszewskiego z 1900 roku. Dzieło doczekało się co najmniej pięciu wydań, co świadczy o jego popularności. Zawiera ów Przewodnik oprócz wzorów listów miłosnych również Wieszczbiarkę, grę pytań i odpowiedzi, rozmowę kwiatami i znaczkami pocztowymi, a także Abecadło miłości. Rzecz ucieszna po kokardy. Z uśmiechem czytam, z uśmiechem myślę o ówczesnych czasach i zasadach rządzących konkurami, epuzerami, wyfiokowanymi damami i kanapowymi ciotkami pilnującymi moralności. Popularność owego dzieła była tak duża, że (jak pisze autor) ..."Kilku niesumiennych ludzi przedrukowało moje dziełko dosłownie lub z zmianami (w Warszawie, w Cieszynie, w Chicago, w Bydgoszczy itd) przez co byłem skrzywdzony". Nie chcąc krzywdzić autora jeszcze bardziej zacytuję tylko jeden list i możliwe na niego odpowiedzi, li tylko ku uciesze ducha czytających, dodając radę autora, aby w zbożnych celach z jego dzieła korzystać. ..."Pamiętajcie jednakże, iż miłość powinna być czysta i święta, a tylko taka jest dozwolona, która się zakończy ślubem małżeńskim".


List rzemieślnika np. szewca lub krawca
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Kochana Panno Katarzyno!
 Będąc kilka lat na wędrówce, zwiedziłem spory kawał świata i widziałem wiele dziewcząt, ale niech w kąt wszystkie idą przed Panną Katarzyną, która pięknością i cichemi cnotami przewyższa wszystkie panny całego świata. O droga, od serca mego wybrana dziewico, pokochałem Cię mocno, szczerze i serdecznie. Twoja pobożność, pracowitość, oszczędność i skromność są nieocenionymi skarbami.
Założyłem niedawno warsztat na własną rękę i dzięki Bogu! jak na początek nieźle mi się powodzi. Mam dość roboty, ale co dzień się przekonuję, że nie dam sobie rady bez dobrej gospodyni. Otóż proszę Cię, kochana Panno Katarzyno, abyś mi podała rękę i aby kapłan na stopniach ołtarza pobłogosławił nasz związek. Będziesz miała ze mnie dobrego męża, bo staram się żyć religijnie, mam szczerą chęć do pracy, a wódki unikam jak ognia. Twój przykład tem więcej do wytrwałości w dobrem zachęcać mnie będzie.
Jeżeli Cię, droga Kasiu, za żonę dostanę, to już nic więcej pragnąć nie będę, bo reszta sama się znajdzie. Wyjawiłem Ci szczerze i otwarcie moje życzenia, proszę Cię, bądź również otwartą i powiedz bez ogródki: czy mnie kochasz i czy chcesz być moją żoną?
Szczerze Cię szanujący i miłujący
Kasper Pociąglewicz
majster kunsztu szewskiego
Szubin, 25 Kwietnia 1887


Im wyższa pozycja społeczna biorących udział w miłosnej grze, tym bardziej zawile należało pisać. Na pisanie bezpośrednio do wybraki mógł sobie pozwolić rzemieślnik, chłop, służący, ale już nie kupiec, nie wspominając o wyższych sferach. W sferach wyższych pisano do ojców, braci, opiekunów, uprzedzając ewentualnie (choć niekoniecznie) wybrankę o zamiarze. Odpowiedzi podlegały tym samym zasadom.

Odpowiedź na list rzemieślnika
Szanowny panie!
Jestem Panu bardzo wdzięczna za łaskawe pismo, a gdy Pan otwarcie wynurzasz mi swoją miłość, to i ja bez ogródki wyznam, że Pana Andrzeja wysoko cenię i serdeczne mam dla niego uczucie. Poradziłam się w tej sprawie kochanej matki, która bardzo chętnie na nasz związek zezwala, gdyż zna Pana, jako rzetelnego, pracowitego i religijnego człowieka. Przystaję zatem na Pańską propozycyę i, jeżeli taka jest wola Boża, zostanę Pańską małżonką. Będzie mojem usilnem staraniem, aby czynnie Panu w rzemiośle i w gospodarstwie domowem dopomagać. Nie bój się Pan, abym miała wydawać pieniądze na stroje lub do pracy się leniła, wszak i ja jestem córką rzemieślnika. Wiem też, co bieda, zatem będę umiała cenić kawałek chleba.
Niech Pan będzie łaskaw nas odwiedzić, jak najprędzej, a wtedy dopowiemy sobie resztę ustnie. Zostaję z winnym szacunkiem i szczerą przyjaźnią
Apolonia B.
Tuchola, 29 Marca 1887

Odmowna odpowiedź
Łaskawy Panie!
Umiem cenić zaszczytny dla mnie wybór i jestem za to Panu bardzo zobowiązana, żałuję jednak mocno, że nie mogę Pańskiego życzenia spełnić. Przyrzekłam sobie nigdy nie iść za mąż, za czem przemawiają ważne powody. Mam starą, schorzałą matkę, którą kocham nad życie, a której jestem jedyną pomocą i pociechą. Także mała siostrzyczka i braciszek li na moją opiekę są wskazani. Gdybym poszła za mąż, nie mogłabym, jak dotąd, wypełniać mych obowiązków względem matki i rodzeństwa, gdyż mąż byłby pierwszym, wszakże niedawno ksiądz powiedział na kazaniu, że wszelka niewiasta opuści ojca i matkę, a idzie za mężem. Nie miałabym i chwili spokojnej, gdybym wiedziała, że dobra moja matka cierpi niedostatek i niewygodę.
Dla tej głównej przyczyny nie mogę Panu żadną miarą mej ręki oddać. Przyjm Pan wyraz szacunku od
uniżonej Kazimiry P.
Chodzież, 1 listopada 1886

Jak powyższe nie zadziałało, pisało się ostrzej...

Odpowiedź na list natarczywego kochanka

Nadzwyczaj żałuję, że Pan tak wielce się trudzisz, gdyż dotąd nie odczuwam w Pańskiej obecności najmniejszej przyjemności. Otwarcie nawet Panu wyznam, że jesteś Pan dla mnie całkiem obojętnym. Od pewnego czasu jest mi nawet Pańska znajomość wstrętną. Czy mam gust dobry, lub nie, osądź Pan, jak uważasz, dość, że tylko politowanie we mnie Pan wzbudzasz.
Zatem zrób mi Pan tę łaskę i zechciej zrozumieć moje wyrazy i nie nasyłaj listami, które niesłychanie mnie nudzą. Z powyższych słów możesz Pan wywnioskować, iż jestem otwartą.
Klara B.
Rogoźno, 7 Lipca 1886

Polecam lekturę zainteresowanym oczekując na dostawę nowych książek (kronopie będą!).

Z odpowiednimi wyrazami
 Phi
Warszawa, 4 Maja 2013

piątek, 3 maja 2013

Fasolowa wojna

I stał Pan był w ogrodzie swoim i przyglądał się sprawiedliwemu pośród sprawiedliwych z niepokojem boskim. A sprawiedliwy pośród sprawiedliwych, pozostawiwszy powierzone sobie przez Pana grządki fasolowe, szachownicę rozstawił na trawie i w berka zaczął się na niej bawić z ptaszętami Pańskimi, zerkając na Pana spojrzeniem świątobliwym. Hołubce wywijał, obcasami trzaskał, a kiedy Pan wzrok swój tchnący naganą na niego zwracał był, sprawiedliwy główkę swą opuszczał i bijąc się w piersi sprawiedliwe kajał się zarzekając, że źle zrozumiany został. A w główce opuszczonej myśl jedna się kołatała: wyrzuć mnie, Panie, z ogrodu swego boskiego, bo czas na mnie swój własny ogród uprawiać; lud sprawiedliwy w kolejce do pomocy w mym ogrodzie stoi, a ja nie mogę sam odejść przecież; wyrzuć mnie, Panie, a męczennikiem za sprawiedliwość zostanę i wreszcie sprawiedliwe skrzydła rozwinąć będę mógł z wizgiem! A Pan tylko patrzył był i cholera Pańska go brała, że takiego glizda do zarządzania grządkami z fasolą Pańską trafił. A sprawiedliwy od fasoli kombinował, aż mu usteczka wykrzywiało uśmiechem świątobliwym z radości. W kącie ogrodu Pańskiego dorwał był największego gadułę pośród ptasząt Pańskich i zwierzył mu się był, co mianowicie on, sprawiedliwy, myśli o pomysłach Pańskich w sprawie podniesienia wydajności ogrodu Pańskiego, w którym coraz mniej nowych roślinek wyrastało. Ptaszę gadatliwe rozniosło wieść po całym ogrodzie Pańskim, a nawet za jego płotem zaćwierkało tu i ówdzie. I Stracił Pan cierpliwość boską i palcem omnipotentnym kazał sprawiedliwemu pośród sprawiedliwych pójść precz od grządek fasoli, ale z ogrodu Pańskiego nie wyrzucił w mądrości swojej boskiej.  Męczennika bowiem Pan wyprodukować sobie nie życzył, zębatym kołem historii zatem sprawiedliwego nawet nie drasnął, choć coraz cięższa cholera Pańska go brała. I poszedł sprawiedliwy wśród sprawiedliwych w kąt ogrodu Pańskiego się schować, by w spokoju skrzydła swe sprawiedliwe przejrzeć celem uzupełnienia braków i knuć przeciw Panu swemu z zapałem świątobliwym.

środa, 1 maja 2013

Dzieci z kwiatkami

Uf, jestem w domu. Wczorajszy dzień nie był jednak łatwy, w ostatniej chwili robiono mi jeszcze echo serca i jakąś inną spirometrię, podobno nazywa się restrykcyjna. Oznacza to mniej powietrza do płucek i radź sobie, kobieto, jak umiesz, czyli walcz z bezdechem. Nieźle sobie chyba poradziłam, bo mnie jednak puścili. Serce też mam w standardowym miejscu, bo nikt nie pyszczył (szczerze mówiąc myślałam, że pan doktor robiący badanie zakrzyknie: o! ona ma kamień miast serca!). Odma się wytworzyła malusia, ma się wchłonąć szybciutko. Córka mnie przywiozła, zakupy mi zrobili, wnuki pokazali, byczyć się mogę po kokardy. Zwolnienie mam, pracować nie muszę, jak ja to wytrzymam? A poważnie to cieszę się, jak nie wiem co, że jestem w domu. Ostatnią noc spędziłam w innej sali, bo szpital podobno przekroczył limit przyjęć na pierwsze półrocze i salę, w której leżałam zamknięto do końca czerwca. Przeniesiono nas obok. I do tej sali "obok" przywieziono panią, która z marszu spytała, czy ona może sobie tu przynieść wieżę i czy słuchanie przez nią radia w nocy będzie innym przeszkadzało. Ucieszyłam się, że wychodzę, bo całkiem asertywnie warknęłabym: tak, w nocy zwykle próbuję spać, o ile nikt mi tego snu nie zakłóca radiem, świergoleniem przez telefon lub innymi takimi. Dodatkowo pani miała słowne ADHD, bo słodki buziaczek jej się nie zamykał. A ja tego nie lubię, ja się powoli przyzwyczajam do ludzi i nie lubię od razu z otwartego dzioba, no. Mój zięciunio podczas, gdy opowiadałam mu o swoim podejściu do tematu pani z dziobem, powiedział, że już teraz wie, skąd u jego żony takie reakcje, znaczy ona do mamusi podobna. Wszystkie trzy tak mamy, niech zięciuniowie nie marudzą, w końcu widzieli, co biorą, a właściwie, kto ich bierze. 
A dzisiaj jadę sobie byczyć się zamiejscowo, znaczy do brata. Bratowa obiecała czerwony dywan rozłożyć i skombinować kilkoro dzieci z sąsiedztwa, żeby z kwiatkami witały. Tymi dziećmi mnie przekonała, bo nie miałam ochoty tyłka ruszać.