środa, 29 lutego 2012

Dzień, którego nie ma

Dzisiejszego dnia nie ma, jest jakimś niepotrzebnym bonusem od Grzegorza XIII. I co z takim dodatkowym dniem robić? Powinnam oddać się zajęciom niepotrzebnym, a tu szafki czekają na wykończenie, półki na odkurzenie, prawdy na odkrycie. Do roboty!

wtorek, 28 lutego 2012

Świat się kręci

Agnieszka Holland nazwała film, który zdobył w tym roku Oscara wydmuszką. Filmu nie widziałam, ale wiem, że jest to film niemy i podobno niektórzy z widzów żądali zwrotu za bilety po seansie. Nie znam się na kinie, nie wiem, jakie filmy brały udział w konkursie, ale wiem jedno: zwykle decyzje jakiegokolwiek jury sobie, a publiczność sobie. Co prawda zdobycie Oscara podnosi oglądalność, ale to już swego rodzaju snobizm - obejrzę ten film, bo zdobył Oscara, musi być dobry. Wcale nie musi. Jak pokazuje historia Oscarów, Nobli i innych tego rodzaju nagród, decyzje są często koniunkturalne. W kategorii filmów nieanglojęzycznych nagrodę zdobył film irański. W 1989 r. Miss Świata została nasza Aneta Kręglicka, w 1983 r. pokojowego Nobla Lech Wałęsa, że wspomnę tylko polskie przypadki. I tak się ten świat kręci.
Z innej beczki: któryś z biskupów wystosował list pasterski potępiający ataki na wiarę chrześcijańską (pojechał po Nergalu znów) oraz namawiający do wspomagania jednym procentem podatku stowarzyszeń pozarządowych. I nie chodzi mu zapewne o fundacje wspomagające in vitro, jak sądzę. Mam wrażenie, że całkiem niedługo dowiemy się o możliwości odpisu tego procenta na kościół, dodatkowo. I tak też się ten świat kręci.

niedziela, 26 lutego 2012

Rozwiązki


I zamieszkała baba w wieży na wysokiej górze wynajmując pobliską jaskinię smokowi nieufności. Teren wokół starannie zaminowała chłodnym dystansem, a ścieżkę wysypała tłuczonym szkłem feminizmu. I zasiadła w oknie wieży czekając na rycerza swego wołając: Tu jestem, książę mój! Obserwowała podjeżdżających rycerzyków i przyglądała się ich zmaganiom. Jedni mylili się tylko raz, inni mieli zbyt delikatne stopy i odłamki szkła wbite w pięty uniemożliwiały im dalszą wędrówkę. A kiedy już trafił się bohater, który przezwyciężywszy miny i tłuczone szkło stawał przed wysoką wieżą, z jaskini wyłaził smok. Rycerzyk dobywał broni i stawał do walki. Siekł smoka po zimnych gadzich łuskach mieczem czułości i ciepła. Ale czy miecz zbyt słaby, czy gadzie łuski zbyt chłodne, jeszcze żaden nie wygrał. Siedzi więc baba w wieży i kombinuje, bo w końcu stadna jest. Ale zejść na dół i kwieciem kobiecości rzucić rycerzykowi jakiemuś pod stopy nie chce, boi się. Albowiem mając zbyt często do czynienia ze stajennymi w pożyczonej zbroi, przestała wiarę mieć w szlachetność rycerską.

sobota, 25 lutego 2012

Długobroda Teliga

W farwaterze księżyca Opty dziób swój zanurza... Tak zaczynał się hymn mojej szkoły podstawowej. Szkoła nosiła imię Leonida Teligi i od momentu nadania imienia zaczęto budować tradycje żeglarskie. Powstała harcerska drużyna żeglarska, która była dumą i ozdobą każdej szkolnej uroczystości. Mieliśmy twarzowe mundury, granatowe z wykładanym kołnierzem i staraliśmy się chodzić "marynarskim" krokiem. Zabawnie to zapewne wyglądało, ale wtedy my czuliśmy się jakoś wyróżnieni. Najlepiej wychodziło to koledze Waldemarowi, cudnemu młodzieńcowi o czarnych włosach opadających na ramiona i błękitnych oczach. On też najczęściej nosił buczek przeciwmgielny i buczał nim z werwą, medialny był. Ale to było od święta, codziennością zaś były zajęcia na jakimś strychu z instruktorem, "na sucho". Najpierw opanowanie podręcznika, potem zajęcia w Harcerskim Ośrodku Wodnym przy skrobaniu łodzi, wreszcie pierwsze zajęcia praktyczne na Zalewie Zegrzyńskim. Chrzest nowicjusza to było posadzenie delikwenta na skrzynce mieczowej (ci, co siedzieli, wiedzą, jak boli) przy podejściu do brzegu. Wstawałam o piątej rano, by dojechać nad Zalew, chciało mi się. Zresztą bardzo o nas, dziewczyny, dbano w drużynie (było nas aż dwie!) zapewniając nam wyżywienie i rozrywki typu opieka męskiego ramienia. Byłyśmy pod swego rodzaju ochroną, przyjacielską ochroną. Mimo iż niewiele pamiętam z tych czasów, węzeł ratowniczy do dziś potrafiłabym zawiązać bez namysłu. Powspominałam przy okazji czytania "Samotnego rejsu Opty". Tak jak przed laty, czytając marzyłam o samotnej wyprawie, nic się nie zmieniło.

W farwaterze księżyca Opty dziób swój zanurza
Czasem gnębi go cisza
Częściej straszy go burza

A w kabinie zamknięta, jak w swej muszli ostryga
Siedzi zła i zmarznięta długobroda Teliga

/nie wiem czy dobrze pamiętam tekst, melodia "Pod żaglami Zawiszy", tekst L.Teligi/

czwartek, 23 lutego 2012

Pokraczna linia

Jak cię widzą, tak cię piszą. Nie mam na myśli szaty, co to człowieka nie zdobi. Mam na myśli wnętrze, które na twarz i inne części ciała wyłazi. Wiecznie niezadowolony wyraz twarzy, gorycz, gniew i złość powodują, że wygląda się odpychająco, mimo proporcjonalnej budowy ciała i klasycznych rysów. Szczęśliwa pokraka wygląda za to cudnie, aż miło popatrzeć. Wyczytałam gdzieś, że ludzie w dobrym związku potęgują swoją kobiecość i męskość. Czyli kobieta pełnią kobiecości rozkwita, mężczyzna promieniuje męskością. W pozostałych przypadkach kobieta babieje, a mężczyzna dziadzieje. Albo protiwpołożnie. Hłasko pisał, że z dobrą kobietą życie nie boli, ja bym powiedziała, że z dobrym partnerem życie nie boli. Jeśli uśmiecham się na widok partnera, jeśli rozmowa z nim jest jednym z jaśniejszych punktów dnia, to ja mogę być pokraką do końca dni swoich, szczęśliwą pokraką.

Ciężki to był dzień. Nie miałam siły nawet pyska otworzyć. Wieczorem odważyłam się zjeść sucharka. Zdołał się utrzymać w żołądku, hurra! Jedząc li tylko i wyłącznie z rozsądku pomyślałam sobie, że właściwie dobrze by było całkiem odzwyczaić się od jedzenia, to całkiem dobrze robi na linię. A linię mieć należy, no. Choćby pokraczną.

środa, 22 lutego 2012

*

Prefacja

Zaprawdę godnym i sprawiedliwym
Słusznym i zbawiennym jest
Śmiać się głośno
Płakać cicho
Deszcz ustaje
Sady kwitną
I tego trzymać się trzeba

Zaprawdę godnym i sprawiedliwym
Słusznym i zbawiennym jest
Iść i padać
Z - padłych - wstawać
Przeszła wojna
Wstaje trawa
I tego trzymać się trzeba

Zaprawdę godnym i sprawiedliwym
Słusznym i zbawiennym jest
Śledzić gwiazdy
Grać na skrzypcach
Astronomia
I muzyka
I tego trzymać się trzeba

Zaprawdę godnym i sprawiedliwym
Słusznym i zbawiennym jest
Być uważnym
Pełnym pasji
Dobra wasza
Gwiżdżą ptaki
I tego trzymać się trzeba

Zaprawdę godnym i sprawiedliwym
Słusznym i zbawiennym jest
Żeby człowiek
W życiu onym
Sprawiedliwym
Był i godnym

Żeby człowiek
Był człowiekiem
Lecą liście
Szumi w lesie
Wiatr z obłoków
Warkocz plecie
I tego trzymać się trzeba
/Edward Stachura/


piątek, 17 lutego 2012

Dzień Kota

Nieprawda, że nie lubię domowników. Ja także potrafię kochać jak każde inne żywe stworzenie, ale nie bezkrytycznie. Kocham tylko tego, kto na to zasługuje. Uczuć swoich nie wyrażam w sposób głośny i teatralny. Kto nie rozumie cichego mruczenia, ten nie jest godny, by inteligentne, rozumne i obdarzone dobrym smakiem zwierzęta przywiązywały się do niego. Kto nie potrafi w milczeniu siedzieć długo w jednym miejscu, ten nie jest wart mojego towarzystwa. Kto zawsze potrzebuje brawurowych pokazów, kto nie zadowala się prostym pięknem naturalnych ruchów, ten nigdy nie może zdobyć sympatii kota. Kto żąda ciągle czegoś nowego, kto ugania się za zmiennością, za emocją, kto nie lubi spokoju, równowagi, stałości, komu wydaje się, że prawo egzystencji trzeba zawsze udokumentować czynami, kto nie widzi piękna w zadumie, ten nigdy nie będzie miał wiernego kota. Kto goni za pozornymi radościami życia do tego kot odwróci się plecami. Człowiek, którego kochają koty, nie może być człowiekiem bezwartościowym. G.Balint

I jak tu nie kochać kotów? No jak?

czwartek, 16 lutego 2012

Odrąbane mienie

I wezwał Pan (p)osłankę kruczowłosą przed oblicze swoje boskie i rzekł jej był: idź między lud, Walkirio moja kruczowłosa i kruczobrewa, idź i walcz! I weszła (p)osłanka między lud, jak jej Pan nakazał był i uświadamiać ów lud zaczęła na prawo i lewo. Zorientowawszy się, że prawo jako tako uświadomione, ze zdwojoną energię lewem się zajęła była. I chlast lewemu po kaprawych oczkach miłością bliźniego, chlast! I sru lewemu z liścia miłością chrześcijańska, i sru! I hakiem w bok lewemu autorytetem toruńskim, i hakiem! Durny lewy lud niczego nie zrozumiawszy protestować zaczął niemrawo, zasłaniając się jakimiś lexami durawymi. No to (p)osłanka łup lewemu prawdę jedyną słuszną między oczy, łup! Efektu pożądanego nie widząc, mienie w rękę swą prawą ujęła i zniszczyła je była w zagniewaniu wielkim, lewą dłoń drobną pozostawiwszy luzem. I uradowało się serce Pana i brawo bić zaczął prawicą i lewicą swoją boską. Aż zauważył Pan ze wstydem boskim lewicę swoją, tak niestosownie do prawicy podobną. I schował Pan lewicę z zakłopotaniem boskim za siebie, obiecawszy sobie i Walkirii kruczobrewej, że ją sobie odrąbie rychło.

wtorek, 14 lutego 2012

Coming-out

Jeziora pozornie są takie spokojne... Brzęczy mi ta piosenka od kilku dni w głowie. Ba, czasem zanucę pod nosem, gdy nikt nie słyszy. Żeby zaś wypełnić treścią owe głębiny postanowiłam dokonać coming-out'u w celu rozwiania wątpliwości.
Otóż jestem:
lesbijką, zimną suką, małpą w czerwonym, cyklistką, cyniczną kłamczuchą i rozmemłaną kluchą.
Poza tym mam:
trądzik, nieaktualny mocno interfejs, dwie lewe ręce, krzywe nogi (choć obie prawe) i piasek w nerkach.
Gdyby komuś coś jeszcze przyszło na myśl, co ja niby mam, a sama jeszcze nie wiem, to proszę się nie krępować. Od przybytku głowa mnie nie rozboli.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Koronki

Babcia zima wyciągnęła z szuflad najstarsze, najdelikatniejsze koronki i zawiesiła je w oknach. Dziś w nocy na pewno piekła szarlotkę, bo trochę miałkiego cukru wysypało się jej na ulice i dachy domów. Ludzie, by nie czuć drażniącego nozdrza zapachu świeżego ciasta, owijają się szalikami po same uszy. I spieszą się gdzieś ciągle, nie zatrzymując się, by podziwiać babcine starania. A jest tak pięknie...

sobota, 11 lutego 2012

Parapetówka


Moje dzisiejsze dzieło. Okleiłam parapet korkiem, w przyszłym tygodniu polakieruję i zamocuję listwę. Teraz już tylko muszę zamontować szafki pod oknem. Ufff...

środa, 8 lutego 2012

P_rzeczywistość babska

I wezwał Pan babę przed oblicze swoje boskie i spytał z boską powagą: lubisz ty, babo, ludzi? Oj, lubię Panie mój, lubię - odrzekła baba spiesznie. A z jakiej odległości ty tych ludzi, babo, lubisz? - dodał równie spiesznie i poważnie Pan. Zadumała się baba i intensywnie mózgu używać zaczęła. Im bowiem starsza była, tym z większej odległości ludzi lubiła. Dopuściwszy bowiem do poufałości chłopskiej i babskiej kilkakrotnie odrzucenia doznała. Toteż odległość zwiększać zaczęła. I już chciała to Panu po babsku wytłumaczyć, gdy Pan w mądrości swojej niezmierzonej i przenikliwości boskiej spytał: a ile razy, babo, a ile razy ty sama odrzuciłaś bliżej kogoś poznawszy? I zapłonęła baba babskim rumieńcem zrozumienia i ucałowawszy rąbek szaty pańskiej oddaliła się budować swoją p_rzeczywistość pozbawioną raniącej bliskości. Z mozołem, acz konsekwentnie poszła budować oddalając się pospiesznie od Pana. Albowiem zależność nie jest bliskością.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Wyprzedaż

Znakomita większość ludzi potrzebuje jasnych, czytelnych norm etycznych, najlepiej narzuconych z zewnątrz. Źródła owych norm bywają różne. W dużej mierze to kulturowe zależności, jak kulturowa jest religia czy tradycja. Są oczywiście normy uniwersalne, zaadoptowane przez większość religii: nie zabijaj, nie kradnij itd. Miały i mają pomagać ludziom uporządkować swój świat,wskazać właściwą drogę. I nie ma w tym nic złego, nie wszyscy przecież dojdą do podobnych wartości sami, ktoś musi im wskazać wobec tego drogę, tak jest od wieków. Tłumy się zagospodarowuje na własny użytek, łatwiej bowiem strzyc barany w stadzie, niż ganiać za pojedynczymi sztukami. Wzięło mnie na takie przemyślenia po przyjrzeniu się reakcji ludzi na sprawę zaginionej Magdy z Sosnowca. Pomijam winę, czy jej brak, matki. Przypatrywałam się natomiast ze zdziwieniem reakcjom ludzi, którzy w miejscu znalezienia zwłok dziecka urządzają szopkę z kwiatami, zniczami, maskotkami i tym podobnymi przedmiotami. Czytałam ze zdziwieniem ociekające emocjami wpisy internautów płci obojga, łzawe i mdło sentymentalne wpisy typu "śpij aniołku". Ci sami ludzie bowiem, linijkę niżej opluwają wulgarnie matkę, życząc jej najgorszej śmierci. I nie w tym rzecz, czy jest winna, czy nie. Przeraża mnie widzenie świata w biało-czarnych barwach. Najpierw ukamienują winowajczynię, a potem załkają z głębi serca na mogile ofiary. Nie znoszę tanich sentymentów i egzaltacji rodem z wyprzedaży w podłym sklepiku osiedlowym.
I jeszcze jedno. Ilu z tych łkających pomogłoby kobiecie z małym dzieckiem proszącej o pomoc?

niedziela, 5 lutego 2012

Karczemne szkło


Ten szklany pojemnik (wazon?) stał od wielu lat u mojej koleżanki w pracy. Nigdy wcześniej nie zwracałam na niego uwagi. Jest brzydki, ma okropne złocenia na brzegach i zbyt ciężką podstawę. Ale w żadnym innym moje małe bursztynki nie świecą tak pięknie w słońcu. To zwykłe, karczemne szkło, a daje mi wiele radości. Mam jeszcze jedną karczemną, wysoką szklankę. Przed laty "ukradłam" ją z nieistniejącej już knajpki na Krakowskim Przedmieściu "Siedem grzechów głównych". Wychodząc spytałam pana kelnera, czy mogę ukraść szklankę. Za niewielką opłatą pozwolił ). Miała napis, ale wytarł się już w licznych myciach. Pewnie, ze mogłabym pójść do sklepu i takie karczemne szkło kupić, jest tego sporo. Ale to nie byłoby to samo. Szklanka kosztowała mnie zapytanie kelnera i kilka złotych, ten pojemnik na bursztyn nabyłam za szalik zrobiony przeze mnie dla koleżanki. Lubię tak nabywać przedmioty ). Jak się ociepli powędruję na bazar staroci na Kole w poszukiwaniu szkła karczemnego i dzwoneczków. Może uda mi się też znaleźć podstawę lampy? Abażur zrobię sama, mam już pomysł.

piątek, 3 lutego 2012

Znowu po ortodromie

Najpierw nie było prądu wcale, potem włączyli tylko jedną fazę. Skutecznie mi to uniemożliwia wykonanie wszystkich zaplanowanych prac. Najważniejsze jednak zrobione - podłoga w przedpokoju wycyklinowana (ręcznie, wiertarką!), zaszpachlowana, wyszlifowana i polakierowana. Od razu mi lżej. A ponieważ nabrałam wprawy, latem zrobię to samo w sypialni.
Właściwie zbliżam się pomału do finiszu ). Wreszcie! Po kilku latach doprowadzania mieszkania do normalnego wyglądu po ostatnim życiowym huraganie. Szafki w kuchni (te brakujące) już zaplanowane, trzeba tylko pojechać do marketu i przyciąć na wymiar. Okleić parapet kuchenny korkiem i kuchnia właściwie gotowa. Odświeżę ściany w sypialni, kupię marokański dywanik modlitewny i finisz w sypialni. Ciągle tylko brak mi sekretarzyka, lampy i dzwoneczków. No i stołu do opium. Ale zaczynam mieć tak, jak zawsze marzyłam ). I usiądę w fotelu, i rozbujam się po ortodromie i będę staruszkowi mojemu, jak już się jakiś trafi, czytać książki. No.
Tylko czy ja się nie zacznę wtedy nudzić? )))