czwartek, 29 września 2011

Oksydacja

Czernienie srebra nazywane jest błędnie oksydacją, bowiem srebro nie utlenia się, a wchodzi w związek z tlenkiem siarki znajdującym się w powietrzu. Tak więc proces ten powinien nazywać się sulforyzacją. Jest na to sposób: srebro zanurzamy w pojemniku wypełnionym nasyconym roztworem soli kuchennej i wyłożonym folią aluminiową. Po odpowiednim czasie, zależnym od zanieczyszczenia srebra, przedmiot wygląda jak nowy, a na folii aluminiowej wyraźnie widać czarne płatki. Od zawsze wolałam srebro, choć mowa jest srebrem, a milczenie złotem, a ja jestem raczej małomówna. Pomyślałam, że gdyby usta wypowiadające złe słowa posypać solą... E tam, i tak bolą najbardziej słowa niewypowiedziane.

Shelter

poniedziałek, 26 września 2011

Nadwrażliwość

Przesłanie do Nadwrażliwych /Kazimierz Dąbrowski/
Bądźcie pozdrowieni Nadwrażliwi
Za Waszą czułość w nieczułości świata
Za niepewność wśród jego pewności
Bądźcie pozdrowieni za to,
Że odczuwacie innych tak, jak siebie samych
Bądźcie pozdrowieni za to,
Że odczuwacie niepokój świata
Jego bezdenną ograniczoność i pewność siebie
Bądźcie pozdrowieni
Za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego brudu świata
Za Wasz lęk przed bezsensem istnienia
Za delikatność niemówienia innym tego, co w nich widzicie
Bądźcie pozdrowieni
Za Waszą niezaradność praktyczną w zwykłym i praktyczność w nieznanym
Za Wasz realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego
Bądźcie pozdrowieni
Za Waszą wyłączność i trwogę przed utratą bliskich
Za Wasze zachłanne przyjaźnie i lęk,
Że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed Wami
Bądźcie pozdrowieni
Za Waszą twórczość i ekstazę
Za nieprzystosowanie do tego co jest,
A przystosowanie do tego, co być powinno
Bądźcie pozdrowieni
Za Wasze wielkie uzdolnienia nigdy niewykorzystane
Za to, że niepoznanie się na Waszej wielkości
Nie pozwoli docenić tych, co przyjdą po Was
Bądźcie pozdrowieni
Za to, że jesteście leczeni zamiast leczyć innych
Bądźcie pozdrowieni
Za to, że Wasza niebiańska siła
Jest spychana i deptana przez siłę brutalną i zwierzęcą
Za to, co w Was przeczutego, niewypowiedzianego, nieograniczonego
Za samotność i niezwykłość Waszych dróg
Bądźcie pozdrowieni Nadwrażliwi
Przesłanie o wyjątkowej wymowie w dzisiejszych czasach. W czasach pragmatyzmu i konformizmu powszechnego. Zgadzania się na bycie sytym niewolnikiem. Człowiek bowiem jest coraz mniej człowiekiem, coraz bardziej narzędziem. Postępujące rozwarstwienie społeczne (współczynnik Giniego w Polsce jest jednym z najwyższych w Europie) wzmaga dążenia większości ludzi do bezrefleksyjnego posiadania. Coraz więcej tych "przystosowanych", coraz więcej bezideowości, nieczułości na innych, braku empatii. Tym trudniej żyć tym nieprzystosowanym, innym od preferowanego wzoru. Człowiek postrzegany jest przez pryzmat przydatności, coraz częściej także przez drugiego człowieka, nie tylko przez władze. Paradoksalnie, to właśnie tym nieprzystosowanym świat zawdzięcza dzisiejszy kształt, to oni dążyli do zmian powodowani wrażliwością, empatią, mądrością, tą wynikającą nie z wykształcenia. Gdybyż umieli przewidzieć... Z jednej strony narzucany konformistyczny styl życia (w dużej mierze przez media), z drugiej wszechobecna, wymuszana "chrześcijańska moralność". Z jednej strony wolne, demokratyczne państwo, z drugiej narastająca kontrola i inwigilacja. Demokracja totalitarna. Ile jeszcze człowieka zostało w człowieku?

niedziela, 25 września 2011

*



Wspomnieniowo jakoś.

sobota, 24 września 2011

egzoticzne dłonie Celiny



Tę burzę włosów każdy zna,
przy ustach dłoni chwiejny gest -
Tak to Celina, Celina, Celina jest.
Jak hejnał grzmi jej śmiech,
gdy całe miasto śpi.
Nie wytrzeźwiała od soboty,
balet trwa już cztery dni
i w twiście wozi się, w piorunach klipsów
na potłuczonym szkle.

La, la, la - zaśpiewał w barze ktoś.
To czarny Ziutek pije gin,
Celiny koleś, twardy gość.
Pije cztery dni,
wychylił setną ćwierć,
powietrze zaraz wyszło z niego,
w kliniczną popadł śmierć.
Liczko pobladło mu jak wosk,
Ziutek pozbył się swych od Celiny trosk.

Zapamiętajcie sobie radę, którą dziś wam wszystkim dam:
Możecie liczyć na przyjaciół, pomogą wam.
Ziutkowi minął kac, kolesie w kocioł wzięli go -
'Szukaj Celiny Lamusie, gdzie adapter, chata, szkło!'
Ziutek nie płakał, twardy jest,
godzinę ze wściekłości wył jak pies.

Tak, tak, tak! Celina już na złom.
To czarny Ziutek z kilerami pod Celiny idzie dom.
Oświetlił błysk ich kos,
w rynku bramy brzeg.
Sikory złote pod mankietem odmierzają sekund bieg.
I stoi pikiet sak
pod oknem mety i u drzwi - dać tylko znak.

Zasłony w oknach leją blask, na mecie jasno jakby w dzień.
Tak to Celiny, Celiny, Celiny cień.
Dłonie kołyszą się, egzotyczne kwiaty dwa,
Celina naga na balecie pośród żądz i szkła.
Wtem nagle jakiś ruch,
w progu staje rudy Mundek - Ziutka druh.

Dzyń, dzyń, dzyń, dzyń, dzyń, dzyń - to prysło w oknie szkło.
Celina naga w noc ucieka.
Jakie dno, o jakie dno!
Już tylko chce się jej do piekła skryć -
'Och Ziutek, Ziutek, gdzieś ty był kiedy ja zaczynałam pić?
Dlaczegoś nie bił w pysk?'
Milczy noc i tylko kosy świeci błysk.

Dlaczego taki ostry był Ziutkowej kosy szpic?
Przecież znacie te balety, wszak w nich złego nie ma nic.
Ale Celiny głos, Celiny włosów woń
czerwoną mgłą zasnuwa oczy, w kamień zwiera dłoń.
Ziutek tylko podniósł brew, błysnęło - na białą pierś trysnęła krew.

Słuchaj - to jęknął świat, jak chory pies u pana stóp.
Tak to Celinie, Celinie, Celinie kopią grób.
W rynku syren jęk, na jezdni żółty kurz.
Niebieska szklanka miga, blacharnia Ziutka zwija już.
I odtąd spoza krat, Ziutek i Mundek bez Celiny widzą świat.

Lecz czasem gdy jest noc Ziutek wytęża słuch -
Tak to Celiny, Celiny, Celiny duch.
Wiecie więc, że ja was bawiłem śpiewem swym
tylko dla zwykłej draki, w ogóle prawdy nie ma w tym.
To zwykły kawał jest, darujcie to już ballady kres.

Jęknął świat, egzoticznie dość jęknął.

czwartek, 22 września 2011

Przedłużam

Przedłużam sobie paznokcie, przedłużam i zagęszczam włosy oraz rzęsy. Przedłużam swoją młodość.
Przedłużam swój termin przydatności do spożycia jedząc zdrową żywność.
Przedłużam swoje nadzieje, wiarę i miłość.

środa, 21 września 2011

Dwie religie

Modlitwa przed zalogowaniem się do internetu ze strony Oazy w parafii MBKP w Toruniu:

Wszechmogący i wieczny Boże, który stworzyłeś nas na Swój obraz i podobieństwo i nakazałeś nam poszukiwać dobra, prawdy i piękna, zwłaszcza w świętej osobie Twego Jednorodzonego Syna, naszego Pana, Jezusa Chrystusa Ciebie prosimy, racz sprawić za wstawiennictwem Świętego Izydora, biskupa i doktora, abyśmy w naszych podróżach po Internecie kierowali się tylko do stron zgodnych z Twoją wolą. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

Źródło to samo, modlitwa inna. Porada drobniejszym drukiem nie moja, tak na stronie napisano.
Modlitwa papieża Leona XIII
Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą ochroną. Niech go Bóg pogromić raczy - pokornie o to prosimy. A Ty, Wodzu Niebieskich Zastępów, szatana i inne złe duchy, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą mocą Bożą strąć do piekła. Amen.
do odmawiania codziennie, a w razie dużego zagrożenia pokusami co godzinę
Jeśli ktoś nie wierzy w prawdziwość powyższego, link: www.mbkp.info/modlitwy/internet.html

A tu film namawiający do modlitwy, religia nieco inna.



Nie skomentuję ani jednego, ani drugiego. No chyba, że Marksem... Ale on niepopularny w dobie rozkwitu kapitalizmu wolnorynkowego, lepiej więc zmilczeć. A ludzie niech wierzą w co chcą, albo w co muszą.

poniedziałek, 19 września 2011

Szyny po napawaniu

Jeżdżąc tramwajem widuję czasem napis: szyny po napawaniu. Ki diabeł? Napawać można nadzieją, dumą i być może jeszcze czymś. Zaintrygował mnie ten napis do tego stopnia, że sprawdziłam w słownikach. Otóż słownik języka polskiego informuje:
napawać
1. wywoływać w kimś pewne uczucie
2. nasycać wyrób włókienniczy roztworem farby lub apretury.
O szynach ani słowa. No, chyba że napawane są uczuciem niechęci do motorniczych tramwaju... W końcu na forum dyskusyjnym strony o cudnym tytule "Transport szynowy - niezależna strona informacyjna" znalazłam wyjaśnienie. Szyny napawa się, czyli nakłada ubyty w trakcie eksploatacji metal z jednoczesnym topieniem się podłoża. Wymusza to na motorniczych ostrożniejszą, wolniejszą jazdę.
No to ja jestem po napawaniu.

Przechył



Nigdy tak nie próbowałam, ale za balast zdarzało się robić, oj zdarzało. Choć najgorzej wspominam stanie na dziobie i wypatrywanie kamieni na którymś z mazurskich kanałów. Po ortodromie się nie dało. Trzymałam się kurczowo foka i modliłam, żeby mnie nie zwiało.

niedziela, 18 września 2011

Czyją miarą?

Jakiś czas temu przeczytałam na zaprzyjaźnionym blogu tekst o mierzeniu innych swoją miarą. I ja nie jestem wolna od tej wady. Mimo wszystko, mimo przemyśleń wszelakich i obietnic sobie składanych, nigdy nie przestanę się dziwić manipulacji. Rozumowo wiem, że ludzie są różni, że manipulują sobą wzajemnie do wypęku. Emocjonalnie wciąż się dziwię. Ktoś utrzymuje kontakt z kimś, bo ten ktoś coś gdzieś może. Inny ktoś układa ludzi, jak sztućce w szufladzie, względem przydatności. Jeszcze inni ktosie świadczą sobie wzajemnie "usługi" towarzyskie lub inne, zdając sobie sprawę, że coś za coś. Jak w starym, mało smacznym zresztą, dowcipie: on ją za_żarcie, ona jego za_wzięcie. Coraz częściej śni mi się Pitcairn w związku z tym.
Wciąż choruję i poprawy na razie nie widać, co skutkuje sporą ilością przeczytanych książek i rozmyślaniami, co by tu jeszcze... Postanowiłam więc swoje meble przeobrazić w meble kolonialne. Palisandrowa bejca i lakier półmat plus miedziane, stare okucia powinny zadziałać. Wiem, że to będzie tania imitacja, na drogą imitację z naszych sklepów jednakże szkoda mi pieniędzy, wolę je wydać na nowe książki. Zrobię jeden wyjątek - stół do opium. Jak już meble 'sprokuruję", pochwalę się zdjęciowo. Na razie wymyśliłam nowe zasłony - zamówiłam je wraz z szyciem w sieci.
Ponieważ głównie leżę i nie wszystkie zajęcia są mi z tej racji dostępne - obejrzałam film! Skusił mnie Jean Reno w jednej z ról. Film bardzo średni, o ile umiem ocenić, a Jean Reno mnie mocno rozczarował. Nie swoją grą - brakiem zarostu. To nie ten sam mężczyzna! Jakiś takiś... goły. Nie podobał mi się ani trochę. Czyżby jednak barba philosophum facit?

wtorek, 13 września 2011

***

Don't wait for the perfect moment. Take a moment and make it perfect.
Znowu nie wiem, kto to powiedział, znalazłam gdzieś w sieci - żeby nie było, że to ja mówię. Ale podpisuję się pod tym szczególnie dziś. Znów jestem chora, więc trudno mówić o doskonałości chwili, ale ja tę chwilę złapię i uczynię ją doskonałą. Czeka na mnie przecież kilka świeżo dostarczonych książek. Z czystym sumieniem (remont!) będę czytać łykając jakieś paskudztwa lecznicze. Chwila będzie doskonała. A co tam.

poniedziałek, 12 września 2011

O świcie

Schopenhauer jest bezlitosny.
"Ponieważ wszystko, co dla człowieka istnieje i co mu się przydarza, zachodzi i istnieje bezpośrednio zawsze tylko w jego świadomości, zatem najistotniejsze jest, rzecz jasna, jaka jest ta świadomość, i od niej zwykle więcej zależy niż od kształtów, które znajdują wyraz w świadomości."
"Podobnie indywidualność człowieka wyznacza z góry miarę dostępnego mu szczęścia. W szczególności granice jego sił duchowych wyznaczają mu raz na zawsze zdolność doznawania wyższych rozkoszy. Jeśli są ciasno zakreślone, żadne wysiłki zewnętrzne, nic z tego, co ludzie dla niego zrobią lub los mu ześle, nie pomoże, by przekroczył zwykłą ludzką miarę na wpół zwierzęcego szczęścia i zadowolenia: poprzestanie na rozkoszach zmysłowych, na swojskim i pogodnym życiu rodzinnym, na prostackim towarzystwie i wulgarnych rozrywkach; nawet wykształcenie, choć nieco pomaga, w sumie niewiele poszerza ten krąg przyjemności. Najwyższe bowiem, najbardziej zróżnicowane i trwałe są rozkosze duchowe, jeśli nawet w młodości sądzimy błędnie zupełnie inaczej, te zaś zależą przede wszystkim od sił duchowych. Widać stąd jasno, do jakiego stopnia szczęście nasze zależy od tego, czym jesteśmy, od naszej indywidualności, a tymczasem najczęściej bierze się pod uwagę tylko nasz los, tylko to, co posiadamy lub co sobą przedstawiamy. Lecz los może się zmienić na lepsze, przy tym, kto posiada bogactwo wewnętrzne, niewiele od losu wymaga; natomiast dureń pozostanie na zawsze durniem, bałwan bałwanem, choćby go w raju otaczały hurysy".
"Człowiekowi z polotem własne myśli i własna fantazja dostarczają w warunkach zupełnej samotności doskonałej rozrywki, gdy tymczasem człowieka tępego nie broni przed dręczącą go nudą stała zmiana towarzystwa, widowisk, podróży i przyjemności".

Wieczne poszukiwanie odpowiedzi na pytanie "jak żyć". Za oknem pięknie świta, a ja się zastanawiam: być czy mieć? Czytać Hegla (choć w notce o Schopenhauerze to nietakt wspominać Hegla), czy zarabiać na Diora? Podobno Sokrates widząc wystawione na sprzedaż artykuły zbytku powiedział: ileż jest rzeczy, których mi nie trzeba. A mnie trzeba dokończyć remont pokoju, w którym (kiedy już skończę) z ogromną przyjemnością oddam się myślom, fantazji i lekturze. Zatem najpierw muszę mieć, potem być. Ależ brak mi polotu...
Polecam lekturę "Aforyzmy o mądrości życia" Schopenhauera, niekoniecznie do czytania o świcie.

niedziela, 11 września 2011

Layla

Layla w wykonaniu Erica Claptona i Wyntona Marsalisa. Niby ta sama, a jednak inna. Mocno jazzująca. Pochodzi z koncertu Play the blues. Moim zdaniem całkiem udana współpraca.




Dla porównania wersja klasyczna. Co kto lubi...

sobota, 10 września 2011

Wybór

Gdzieś w sieci, na przypadkowym blogu, przeczytałam notkę o samobójcach. Wydźwięk był mniej więcej taki: samobójcy to tchórze, nie liczą się z bólem bliskich itp. Nie zgadzam się.
W Polsce w ciągu roku popełnianych jest około 4 500 samobójstw. Część z nich, to samobójstwa ludzi młodych. Często są one próbą zwrócenia na siebie uwagi, czasem spowodowane są zaburzeniami okresu dojrzewania, niemożnością poradzenia sobie z czymś trudnym, przy prawdopodobnym braku wsparcia bliskich. Wiele tych młodocianych prób samobójczych jest na szczęście nieudanych. Jedną, inną, pamiętam ze szkoły średniej. W maturalnej klasie jakaś dziewczyna z tego samego rocznika popełniła samobójstwo zostawiając list i obwiniając profesorkę rosyjskiego - nie zdała egzaminu komisyjnego. Obrzydliwy to miało wydźwięk.
Inne powody najczęściej kierują ludźmi dorosłymi decydującymi się odebrać sobie życie. Rzadko można tu stwierdzić niedojrzałość, zaburzenia osobowości - poza grupą popełniającą samobójstwo w depresji, to odrębna całkiem sprawa. Pomijam też szantaże emocjonalne różnego rodzaju, czasem ktoś grozi osobie bliskiej samobójstwem chcąc coś na niej wymóc. Skutecznie, czy nieskutecznie wymusza, do samobójstwa w takich przypadkach raczej nie dochodzi. Zupełnie odrębną grupą są samobójstwa przemyślane, zaplanowane. Te nie są popełniane pod wpływem impulsu, nie są oznaką niedojrzałości. Wiele lat temu zaskoczyła mnie wiadomość o samobójstwie córki sąsiadów - młoda, ładna kobieta. Jak się okazało przygotowywała się do tego kroku dość długo: kończyła sprawy w pracy, odwiedzała rodzinę i znajomych. Tuż przed wykąpała się, pomalowała paznokcie i ubrała odświętnie. Myślę, że chciała w ten sposób jak najmniej problemów sprawić bliskim. Powód? Miała padaczkę, nie chciała zakładać rodziny i przekazać dzieciom choroby. Pomijam słuszność jej obaw, podjęła świadomą decyzję, w jej przekonaniu najlepszą, jaką mogła podjąć. Jej mama powiedziała wtedy, że bardzo ją boli odejście córki, ale szanuje jej wybór. Być może podobnie było z ostatnim, głośnym samobójstwem Andrzeja Leppera. Takiego dokonał wyboru w swojej sytuacji. I nie ma co się zżymać i twierdzić, że bardziej to boli jego bliskich, że sobie poradzą gorzej bez niego. Być może dokładnie skalkulował wszystkie za i przeciw, i to wyjście wydało mu się najlepszym. Ktoś inny, wiedząc, że choruje ciężko i za chwilę stanie się ciężarem dla bliskich, też może taką decyzję podjąć całkiem świadomie. Uogólnianie w tej materii nie jest dobrym rozwiązaniem. Za każdym razem jednak jest to wybór, jakiego dokonuje człowiek w odniesieniu do siebie. Ja to szanuję i nie potępiam.
Coraz trudniej jest bowiem żyć. Ktoś kiedyś powiedział, że prawdziwie żyje ten, kto żyje twórczo, nie odtwórczo. Dzisiejsze czasy produkują tych drugich, odtwórców. W mediach podaje się model życia,wyglądu, poglądów. Kult młodości, piękna, sukcesu jest wszechobecny. Odstający od takiego modelu jest skazany na swoisty ostracyzm: nie dostanie dobrej pracy, nie znajdzie partnera, nie osiągnie "sukcesu". Potrzeba dużej siły wewnętrznej, by nie poddawać się wizerunkowi propagowanemu w mediach. By nie poddawać się naciskowi publisi. By nie być konformistą. Niedawno obejrzałam w necie występ młodego chłopaka w naszym rodzimym "Mam talent". I komentarz jednego z jurorów: jesteś brzydki, ale uroczy. Trzepnęło mną. Chłopak nie był brzydki, on tylko nie miał plastikowej twarzy, jakie królują na ekranie. Podobno na drugiej półkuli (która wzorem dla nas jest), odkryto nowe zjawisko. Nazywa się ono lookizm i oznacza dyskryminację ludzi brzydkich. Kiedyś być może będzie karalne, jak rasizm, seksizm i inne -izmy.
Trudno jest żyć po którejkolwiek ze stron krzywej Gaussa. A ja zaczynam śpiewać z Villonem: bo starzy są tu na tej ziemi, jak grosz co wypadł już z obiegu... bo brzydcy są tu na tej ziemi, jak grosz co wypadł już z obiegu... bo inni są tu na tej ziemi...

czwartek, 8 września 2011

Rurka z kremem

Zupełnie przypadkowo odbyłam wczoraj podróż w krainę dzieciństwa. Przechodziłam obok sklepu z rurkami, który istnieje w tym samym miejscu od nie wiem, ilu już lat. Ja ten sklep pamiętam z dzieciństwa, pamiętają go moje córki. Do zwyczaju należało, wracając po lekcjach, kupić sobie rurkę z kremem. Jeśli były fundusze oczywiście, a z tym bywało różnie - rodzice nie zawsze przecież rozumieli chęć osłodzenia sobie ciężkiego, szkolnego życia. Z przyjemnością, w oczekiwaniu na swoją kolej, przyglądałam się, jak pani wylewa ciasto rurkowe na maszynę i wyjmuje je potem takie miękkie, bezbronne. I ten zapach... Pod wpływem jakiegoś impulsu kupiłam sobie rurkę. Smak ten sam, nawet ta sama pani sprzedająca (może właścicielka), choć sporo starsza, jako i ja. Wyszłam na ulicę i jedząc rurkę przypomniałam sobie swoje powroty ze szkoły, czasem z nosem spuszczonym na kwintę, bo coś poszło gorzej, czasem radosne, bo coś się udało. W sumie to były dość beztroskie lata, choć wtedy miałam czasem wrażenie, że coś, co się wydarzyło, to koniec świata. Albo powód do biegania w obłokach. Teraz dorosłam (mocno dorosłam!), nabrałam dystansu do ludzi i świata, ale smak rurki z kremem pozostał ten sam. Nie wiem, czy dla moich wnuków (kiedyś je tam zaprowadzę) będzie to taka przyjemność, jak dla mnie dawno temu. Dzisiaj jest tyle różnych słodyczy, kolorowych, krzyczących "zjedz mnie", rurki z kremem nie wyglądają specjalnie kusząco.

wtorek, 6 września 2011

Cukiereczki dla córeczki

Trzydzieste urodziny to nie byle jakie urodziny, należało je jakoś specjalnie uczcić. Kupiłam szampana i czekoladowe cukierki - dokładnie 30 sztuk. Cukierki wyglądały jakoś bezpłciowo, postanowiłam zrobić z nich naszyjnik. Kupiłam w kwiaciarni wstążkę i usiadłam na skwerku pod sklepem. Pracowicie dobierając kolory zaczęłam wiązać. Efekt kolorystyczny był niezły: czerwona wstążka, cukierki w jadowicie żółtych, czerwonych i zielonych papierkach. Może dlatego przechodzący ludzie się mi przyglądali? Jakiś starszy pan z czerwonawym nosem (pewnie katar), zapytał, co robię. Odpowiedziałam równie idiotycznie, jak zapytał: wiążę cukierki. Nie pytając o powód chciał pomóc. Pani w niebieskiej koszuli spytała, czy ja te cukierki sprzedaję. Jakichś dwóch młodzieńców zaproponowało pomoc w konsumpcji. Inni zwyczajnie uśmiechali się przechodząc, ktoś prychnął, z pogardą zapewne. Nie sądziłam, że wiązanie cukierków może wzbudzić takie zainteresowanie. Zresztą było mi to całkowicie obojętne, miałam coś do zrobienia, to zrobiłam. A czy ktoś na to patrzył i komentował? A co mnie to... No.
Skończyłam, poszłam do jubilatki. Odpracowałam "sto lat" z przytupem i zajęłam się wnukami, co sprawia mi niezmierną radość za każdym razem. Młodsza córka spytała, znając moje wcześniejsze plany, dlaczego nie 30 balonów. Przyznałam się, że kiedy pomyślałam o nadmuchaniu takiej ilości opadły mi ręce, z lenistwa wolałam wiązać cukierki. Dodałam, że wpadłam na to w ostatniej chwili. Dopytały, gdzie to robiłam. Młodsza spytała starszą, czy ona też będzie miała na starość takie pomysły. "Będziesz!" - odrzekła stanowczo starsza, ta trzydziestoletnia już. Starszy zięć patrzył z pewnym zaniepokojeniem - w listopadzie on kończy 30 lat. A ja jestem ciekawa, czy za 10 lat zwiążą mi 60 cukierków.
Jak zawsze, spędziłam z wszystkimi moimi dziećmi miłe popołudnie.

poniedziałek, 5 września 2011

Kot plus komputer





Nic dodać, nic ująć - moja kiciunia kładzie się przed komputerem wdzięcznie kładąc głowę na mojej prawej ręce i... zasypia. Obsługiwanie myszy bez wyrzucenia kota staje się niemożliwe. Lubi też pląsać po klawiaturze. Robi to najchętniej wtedy, kiedy zapomnę zapisać tekst, nad którym właśnie pracuję i idę zrobić sobie kawę. Wdzięczne jest to stworzenie ta moja kiciunia, wdzięczne i mądre. Wiedzące lepiej, co powinnam robić. Powinnam jej częściej słuchać.



niedziela, 4 września 2011

Chyba dobre...



Brak snu tak się oto kończy:



Okazało się, że nie mam mąki pszennej, ale miałam orkiszową. Bułeczki są więc orkiszowe. Do zrobienia kajzerkowych nacięć użyłam przyrządu do krojenia jabłek. Pyszne!

Przepis:

3 szklanki mąki pszennej

3/4 szklanki letniej wody

6 g suchych drożdży

1 łyżeczka soli

1 łyżeczka cukru

1 jajko

2 łyżki roztopionego masła



Wymieszać wszystko w misce i wyrabiać, wyrabiać, wyrabiać. Zostawić w spokoju na 10 min. i znowu wyrabiać (ok. 5 min.). Zrobić kuleczki (wychodzi z tej ilości 10-11 sztuk), rozpłaszczyć je i naciąć. Zostawić na 45 min. pod przykryciem do wyrośnięcia. Piec około 15 min. w temp. 225 stopni. I już. Trudno się powstrzymać, żeby nie zjeść takiej gorącej, ale warto poczekać. Kiedy wystygną rozpływają się w ustach.

Sen nocy wrześniowej...

... nie nadszedł. Wolałam nie spać, niż śnić koszmary. Ostatnio powtarza się jeden i ten sam: bezkresna śnieżność. Biało, zimno i cicho, a ja nie mogę ruszyć się z miejsca. Czuję, jak przymarzam, zapadam się coraz głębiej. Męczący sen.



sobota, 3 września 2011

Ziuuu...

"Ziuuu" zrobiłam sama, zwykłą, ręczną piłą (maszynę pożyczoną na weekend zostawiłam w pracy). Zajęło mi to sporo czasu, ale wyszło równo i porządnie. Teraz już tylko kataloguję i ustawiam książki. Muszę skończyć do środy, więc chyba będę to robić nocami. Źle sypiam od dłuższego czasu, więc przynajmniej nie będę się przewracać z boku na bok, tylko pożytecznie spędzę ten niespany czas. Chciałabym swoją drogą umieć przestać myśleć, analizować, przetrawiać. Niewątpliwie sypiałabym lepiej.

Prawie skończyłam już czytać "Skrwawione ziemie" Snydera. Bardzo trudna lektura. Trudna emocjonalnie. Czytając rozdział o głodzie na Ukrainie, nie mogłam przestać o tym myśleć. Głód został celowo sprokurowany przez Stalina, jako "zachęta" do kolektywizacji, której ukraińscy chłopi się opierali. Miejscowe, ukraińskie władze partyjne prześcigały się w ilości "ukaranych": mordercze deportacje na Syberię, niemożliwe do zrealizowania kontyngenty żywnościowe, rozstrzeliwania za nieposłuszeństwo. Celowa eksterminacja milionów ludzi. Decyzją jednego człowieka, który doskonale zdawał sobie sprawę z jej skutków. Czasem tak wiele zależy od tak niewielu...