Trzydzieste urodziny to nie byle jakie urodziny, należało je jakoś specjalnie uczcić. Kupiłam szampana i czekoladowe cukierki - dokładnie 30 sztuk. Cukierki wyglądały jakoś bezpłciowo, postanowiłam zrobić z nich naszyjnik. Kupiłam w kwiaciarni wstążkę i usiadłam na skwerku pod sklepem. Pracowicie dobierając kolory zaczęłam wiązać. Efekt kolorystyczny był niezły: czerwona wstążka, cukierki w jadowicie żółtych, czerwonych i zielonych papierkach. Może dlatego przechodzący ludzie się mi przyglądali? Jakiś starszy pan z czerwonawym nosem (pewnie katar), zapytał, co robię. Odpowiedziałam równie idiotycznie, jak zapytał: wiążę cukierki. Nie pytając o powód chciał pomóc. Pani w niebieskiej koszuli spytała, czy ja te cukierki sprzedaję. Jakichś dwóch młodzieńców zaproponowało pomoc w konsumpcji. Inni zwyczajnie uśmiechali się przechodząc, ktoś prychnął, z pogardą zapewne. Nie sądziłam, że wiązanie cukierków może wzbudzić takie zainteresowanie. Zresztą było mi to całkowicie obojętne, miałam coś do zrobienia, to zrobiłam. A czy ktoś na to patrzył i komentował? A co mnie to... No.
Skończyłam, poszłam do jubilatki. Odpracowałam "sto lat" z przytupem i zajęłam się wnukami, co sprawia mi niezmierną radość za każdym razem. Młodsza córka spytała, znając moje wcześniejsze plany, dlaczego nie 30 balonów. Przyznałam się, że kiedy pomyślałam o nadmuchaniu takiej ilości opadły mi ręce, z lenistwa wolałam wiązać cukierki. Dodałam, że wpadłam na to w ostatniej chwili. Dopytały, gdzie to robiłam. Młodsza spytała starszą, czy ona też będzie miała na starość takie pomysły. "Będziesz!" - odrzekła stanowczo starsza, ta trzydziestoletnia już. Starszy zięć patrzył z pewnym zaniepokojeniem - w listopadzie on kończy 30 lat. A ja jestem ciekawa, czy za 10 lat zwiążą mi 60 cukierków.
Jak zawsze, spędziłam z wszystkimi moimi dziećmi miłe popołudnie.
Skończyłam, poszłam do jubilatki. Odpracowałam "sto lat" z przytupem i zajęłam się wnukami, co sprawia mi niezmierną radość za każdym razem. Młodsza córka spytała, znając moje wcześniejsze plany, dlaczego nie 30 balonów. Przyznałam się, że kiedy pomyślałam o nadmuchaniu takiej ilości opadły mi ręce, z lenistwa wolałam wiązać cukierki. Dodałam, że wpadłam na to w ostatniej chwili. Dopytały, gdzie to robiłam. Młodsza spytała starszą, czy ona też będzie miała na starość takie pomysły. "Będziesz!" - odrzekła stanowczo starsza, ta trzydziestoletnia już. Starszy zięć patrzył z pewnym zaniepokojeniem - w listopadzie on kończy 30 lat. A ja jestem ciekawa, czy za 10 lat zwiążą mi 60 cukierków.
Jak zawsze, spędziłam z wszystkimi moimi dziećmi miłe popołudnie.
Masz cudowne pomysly :) T
OdpowiedzUsuńDzis Dzien Marzyciela. Wszystkiego dobrego wszystkim od Tojki. Mam Twoj kalendarz Marynia :)
OdpowiedzUsuńPrzestałam marzyć. Ale dziś się postaram coś wymyślić.
OdpowiedzUsuń