niedziela, 31 lipca 2011

Ratunku!



Kupiłam zielony sweter i zielone spodnie. Do tego mam zielone espadryle. Co do tego? Apaszka, dodatki? No pomóżcie! Myślałam o rdzawej apaszce... Ale żadnej pewności nie mam. Muszę czymś przełamać, bo będę cała zielona.







Człowiek to brzmi dumnie

W sobotę robiłam zakupy. Przed wejściem do sklepu stał młody człowiek, o kulach stał. Kiedy obok niego przechodziłam spytał, czy nie kupiłabym mu czegoś do jedzenia. Kiwnęłam głową potakująco, chyba bez przemyślenia. Zrobiłam swoje zakupy i odchodziłam już od kasy, kiedy przypomniałam sobie, że przecież obiecałam... Wróciłam, kupiłam trochę jedzenia i podałam mu wychodząc. Podziękował mi w zaskakujący sposób. Powiedział "dziękuję, dobry człowieku". Żeby facet do kobiety człowieku mówił? Młody dość był, co prawda, ale zawsze facet. O mateńko, toż to woła o pomstę do nieba! Wielu panów opowiada bowiem "dowcip" o tym, że jeśli ktoś na ulicy zawoła "hej! człowieku!", obejrzą się wszyscy panowie, pani ani jedna. W związku z tym, że nazwana zostałam człowiekiem, od tej pory na każde "hej! człowieku!" natychmiast się będę odwracać. A co mi tam.
Kilka dni temu poczytałam o feminizmie. Jest kilka nurtów. Na świecie wygląda to troszkę inaczej, u nas, w Polsce inaczej. Pierwsze feministyczne ruchy Polska poczuła przed wybuchem Powstania listopadowego, czyli przed 1830 rokiem. Wtedy Klementyna z Tańskich-Hoffmanowa wydała książkę "Pamiątka po dobrej matce" traktującą o konieczności kształcenia kobiet. Po 1830 roku zrobiło się poważniej. Pierwsza polska filozofka (!) napisała "Myśli o wychowaniu kobiet" z rewolucyjną, jak na owe czasy (a i w dzisiejszych wielu by zaprotestowało), że celem kształcenia kobiet jest formowanie ich człowieczeństwa, wtórnie dopiero kobiecości. W tym okresie działała też Narcyza Żmichowska, propagatorka emancypacji i prawa do kształcenia dla kobiet. Po roku 1870 w ruch feministyczny zaczęli angażować się panowie: Adam Wiślicki "Niezależność kobiety", Adam Prądzyński "O prawach kobiety". Na uczelni lwowskiej, jej wykładowca, Leon Biliński, prowadził wykłady dotyczące pracy kobiet ze stanowiska ekonomicznego. Pod jego wpływem w 1897 roku na uczelnię lwowską zawitały pierwsze studentki. W tym czasie pisała Eliza Orzeszkowa, Ludwik Krzywicki. Ten ostatni wręcz twierdził, że wyzwolenie kobiet jest warunkiem rozwoju ekonomii kapitalistycznej (jednocześnie, jak wynika ze wspomnień jego synowej, Ireny Krzywickiej, w domu rządził kobietami twardą ręką).
W latach międzywojennych feminizm polski skupił się bardziej na ochronie prawnej dla kobiet. Pisała Nałkowska, Krzywicka, Boy-Żeleński, a nawet Maria Jasnorzewska-Pawlikowska.
Do dziś pamiętam, a czytałam tę książkę jako bardzo młode dziewczę, "Martę" Orzeszkowej. Pamiętam, że płakałam, wściekając się na niesprawiedliwość społeczną. Obiecywałam sobie wtedy, że nigdy w życiu nie będę od nikogo zależna.
Jak rozumiem feminizm? Takie same prawa dla płci obojga, takie samo traktowanie w pracy, w szkole, na ulicy. Nie musi szef przede mną z kurtuazji drzwi otwierać, ale zapłacić mi tyle samo, co płaci koledze na podobnym stanowisku. Kobiety w Polsce mają zwykle niższą emeryturę, niż mężczyźni. Jak tłumaczą eksperci od emerytur dzieje się tak z powodu urlopów macierzyńskich i innych takich. Komu te kobiety dzieci wychowują? Sobie? Toż narodowi przecież. A emerytura niższa, bo pan na takim samym stanowisku ma wyższą pensję, co skutkuje wyższą składką. Szczytem prymitywizmu są dla mnie wątpliwej jakości dowcipy męskie z podtekstem seksualnym. No dobrze, będę sprawiedliwa - kobiety również takie dowcipy opowiadają.
Z pokrewnej beczki. Odbyła się w sejmie dyskusja nad projektem ustawy o związkach partnerskich. Posłowie PiS, tradycyjnie byli przeciw, wyrażając ów sprzeciw w słowach mocnych, acz powiedzmy merytorycznie. Reszta posłów pozwalała sobie na niewybredne żarty (Libicki, Węgrzyn, Kozdroń - panowie z PO, pan Libicki od niedawna, poszukiwał bowiem swojej drogi od PiS, poprzez PJN, aż do PO). Dowcipnisie, jasny gwint. Skoro panowie maja taką skłonność do dowcipkowania, powinni raczej w kabarecie się zatrudnić, nie w sejmie. W sejmie obywatele oczekują dyskusji merytorycznych... chyba.

czwartek, 28 lipca 2011

Polski kabarecik

Z przyjemnością przeczytałam wywiad z Olgą Lipińską w Wysokich Obcasach.
link: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,9986145,Gorsze_dziecko.html?as=1&startsz=x

Wyjęłam sobie z kontekstu (!) jedno zdanie, choć mogłabym więcej:
Jestem naiwna. Uważam, że to przeczekam i że wszystko przede mną. Że swojego 'Hamleta' jeszcze zdążę zrobić. Że ktoś się zgłosi, że przyjdzie ten list. Mama mówiła: 'To nie żaden optymizm, to w twoim wieku już głupota'. Niech będzie, że jestem głupia i taka umrę. Na razie żyję i wynajduję sobie różne zajęcia. W razie czego sprzątam w szafie.

niedziela, 24 lipca 2011

Ze zdumieniem przeczytałam słowa pani Haliny Bortnowskiej dotyczące piątkowego wielokrotnego morderstwa na norweskiej wyspie Utoya. Oto, co pisze pani Bortnowska:
" Trudno mówić o motywach sprawcy zamachów, do których doszło w Norwegii. Zbyt mało jeszcze wiemy. Mogą one wynikać z frustracji. Często ci, którzy są zamożni są bardziej sfrustrowani niż ci, którzy mają mniej. Stają się niechętni wobec innych - podkreśliła Bortnowska.
- Moje niewielkie doświadczenie ze Skandynawii wskazuje, że ludzie, którzy tam żyją, kiedy się denerwują, mówią coraz wolniej i coraz ciszej, a potem są już tylko czyny. Są przerażeni, kiedy słyszą jak ktoś się kłóci i krzyczy, mają wrażenie, że zaraz stanie się coś złego. Brak wyładowania negatywnych emocji i zatrzymywanie ich w sobie prowadzi do ogromu frustracji i w konsekwencji może zakończyć się trudnym do przewidzenia wybuchem - dodała publicystka".
/www.tokfm.pl/

I ja jestem przerażona, gdy ktoś przy mnie podnosi głos z jakiegokolwiek powodu. Też mam wtedy wrażenie, że za chwilę stanie się coś złego. I też, kiedy się denerwuję, mówię coraz ciszej i coraz wolniej. Nie wyładowuję negatywnych emocji krzycząc, tupiąc czy bijąc kogoś. Czy to oznacza, że sięgnę po broń? Na dodatek ktoś to usprawiedliwi moją frustracją? To może z tych zamożnych zróbmy biedniejszych - poziom frustracji im opadnie. A jak zaczną wrzeszczeć i bić, kogo popadnie, to jakoś mniej szkodliwie będzie. O ile na taki komentarz może sobie pozwolić pan Henio z Małkini, o tyle pani filozof działająca w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka chyba już nie.
Facet zabił, strzelał przez półtorej godziny do młodych ludzi, bo czuł się sfrustrowany... Zabił 85 niewinnych osób! I skwitował to następująco: Moje działania były okrutne, ale konieczne. A media protestują przeciwko używaniu określenia "chrześcijański fundamentalista" - podobno zarezerwowane, tylko islamiści mogą być bowiem fundamentalistami.
Mam wrażenie, że siedzę bardzo blisko sceny, świat się zmienia tuż obok. Aż chce się zaśpiewać, jak Anna Jopek... panie Boże, zatrzymaj świat, ja wysiadam...

sobota, 23 lipca 2011

Wartości

O wartości kobiety decyduje mężczyzna, JEJ mężczyzna. Jako że mężczyzny nie posiadam i posiadać nie zamierzam, jestem bezwartościowa. Nie posiadam wielu rzeczy, dlaczego zatem brak akurat mężczyzny u mego boku ma być wyznacznikiem mojej wartości? Mężczyzna sam w sobie jest tą wartością, z której spływać ma na mnie światło i dźwięk. A ja, jako to tremo, odbijać jego mam. Panie mężczyzn posiadające, z wyższością i pogardą patrzą na te "bez". I nawet te, które niegdyś głosiły "wolność, równość i braterstwo" w momencie zaposiąścia pana, zmieniają się w lustereczka, co to panu mówią, jaki to on najpiękniejszy na świecie. Kobieta bez mężczyzny bowiem jest, jak ryba bez roweru. A celem każdej ryby, jak wiadomo, jest jazda na rowerze, choćby i bez (u)trzymanki.
A jeśli... jeśli rzeczywiście, o wartości kobiety decyduje mężczyzna... O matko bosko!

A ja... habituuję.

piątek, 22 lipca 2011

Homo historicus

Czytam "Homo historicus" M.Bradbury'ego. Z trudnością czytam - zbyt wiele asocjacji z różnymi okresami mojego życia, a były to momenty dość bolesne. Niemniej jednak czytam. Książka została wydana w 1975 r. (to ważne kiedy, bo nie byłoby jej, gdyby nie wiosna ludów 68) i jak autor stwierdza:..."głównym celem jest zawsze przedstawianie, w bardziej czy mniej komicznej formie, problemów współczesnego liberalizmu i odpowiedzialności moralnej". Nieczęsto zdarza mi się czytać zdania, czy opinie książkowe, pod którymi mogłabym się z czystym sumieniem podpisać. Pod zdaniami Bradbury'ego mogę nader często. Znaczące cytaty, z różnych względów znaczące, poniżej. Polecam lekturę, choć nie jest ani lekka, ani łatwa. Wiele obnaża. Gry, w które ludzie grają od kiedy istnieje ludzkość. Manipulowanie ludźmi, wydarzeniami. Homo jest zwyczajnie historicus i w genach po przodkach dziedziczy umiejętność tychże gier. A że czasem zdarzy się homo histericus? Koszta uboczne i ani trochę nie wpływające na całość. Szkoda tylko, że geny z mojego punktu widzenia atrakcyjne, są genami recesywnymi.
..."Pochodzili oboje z ustabilizowanych i dość purytańskich rodzin, usytuowanych społecznie w owym niejasnym rejonie granicznym, pomiędzy anarchizmem klasy pracującej, a konformizmem klasy średniej. (...) Horyzonty myślowe (...) uległy poszerzeniu w wyniku wykształcenia średniego i wyższego, lecz ich pogląd na samo wykształcenie przypominał ten, jaki wyznawali ich rodzice. Miało być ono godziwym środkiem poprawy bytu, awansu, zdobycia jeszcze większego szacunku otoczenia. Krótko mówiąc, zmienili swoją pozycję społeczną, nie zmieniając systemu wartości; zachowali ze wszystkimi szczegółami kodeks moralny oparty na restrykcjach, przyzwoitości i potrzebie szacunku".
..."Myra stała wyżej od niego pod względem społecznym, miała typowo burżuazyjne ambicje, (...). zanim się połapał, tkwił po uszy w gratach. Przestał myśleć; ugrzązł w tym nieprawdopodobnym pseudoburżuazyjnym światku, stracił świadomość społeczną (...). Jak powiada Marks, im więcej masz, tym mniej jesteś"...
Straszne, jak bardzo posiadanie rzeczy wpływa na świadomość, a właściwie jej brak. Byt określa świadomość. A skoro byt stricte materialny, to i świadomość skupiona na materii. Nie wartościuję, zastanawiam się tylko, na ile ja jestem przywiązana do materii (całkiem niedawno zazdrościłam księdzu Bonieckiemu posiadania 8 tysięcy książek). I na ile moje korzenie rodzinne wpływają na mój system wartości. Nie tkwię, mam nadzieję, w bogoojczyźnianej i publisiowatej hipokryzji. Ale, czy nie posuwam się w tym za daleko?

No proszę, a mówiłam, że kiedyś wrócę do Baldwina... "Świat zamyka nas w pułapce roli, którą gramy, i bardzo trudno jest zachować czujność, zbudować dystans pomiędzy obrazem nas widzianych z zewnątrz i tym, kim jesteśmy w istocie"... Kim jestem zatem w owej istocie?

wtorek, 12 lipca 2011

Głęboki przekaz...

Eduard Khil. Tytuł oryginalny: Я очень рад, ведь я, наконец, возвращаюсь домой.
Moim zdaniem wzór na prowadzenie kampanii wyborczej. Słowa nieistotne, ale te głębokie tony, ekspresja...



Doczytałam. Piosenka miała słowa - o kowboju, który na koniu wraca do swojego domu z ukochaną w środku. Ze względów ideologicznych cenzura nie puściła tekstu, i tak powstała wokaliza. Cudna historia.

niedziela, 10 lipca 2011

Zmiana nastroju



Po wczorajszej krwiożerczości nie pozostało śladu, na szczęście. Dzień zaczęłam bluesowo, w świetnym wykonaniu. Utwór pochodzi z najlepszej moim zdaniem płyty Edyty Bartosiewicz - "Love" z 1992 r. So... let's blues today.

sobota, 9 lipca 2011

Du hast

Sama nie wierzę, że to mi się spodobało... a jednak. Chyba robię się krwiożercza. Dla uspokojenia pójdę na ten koncert fortepianowy...

piątek, 8 lipca 2011

Demon Laplace'a

I wezwał Pan babę przed oblicze swoje i w łaskawości swej boskiej rzekł jej był: Volare, babo! Baba ze zdumienia aż na piętach stwardniałych od klepiska przysiadła i wlepiwszy babskie oczka w Pana spytała: jakże tak Panie mój? Volare? I spojrzał Pan na babę oczami boskimi - a demon Laplace'a z ócz boskich wyzierał - i z naciskiem w boskich ustach powtórzył: zaprawdę powiadam ci babo, volare! Zaprotestowała baba rozwlekle, a uczenie: Panie! Ależ! Byt mój świadomość moją określa nieubłaganie! Kroku świadomość zrobić nie może, żeby ten byt babski jej się nie czepiał!
I usiadł Pan i zapłakał łzami boskimi, a z ócz pańskich chichot się rozległ złośliwy.

czwartek, 7 lipca 2011

Jakoś takoś...



Prosty i prawdziwy przekaz. Czasem otwarcie oczu jest piekielnie bolesne. Tak boli bańkę mydlaną, kiedy się jej dotknie. Ale ból jest chwilowy. Bardzo chwilowy. A poza tym... to tylko bańka.

wtorek, 5 lipca 2011

Mój jest ten kawałek podłogi...

Dzielenie z kimś swojej przestrzeni jest trudne. Często ktoś tak bardzo się w niej mości, że na własny kawałek podłogi nie ma już miejsca. Pomijam wchodzenie komuś w prywatność w kapciach, czy z butami - np. kontrolowanie telefonu, korespondencji - bo to prymitywne i obrzydliwie prostackie. Nie świadczy o uczuciu osoby kontrolującej, jak to zwykły takie osoby określać. Przeciwnie - świadczy o braku szacunku, o traktowaniu przedmiotowym. A ja nie mam ochoty być traktowana, jak czyjaś własność. Jeśli natomiast godzę się na takie traktowanie, to świadczy o tym, że sama siebie nie szanuję. Paskudne uczucie i nie umiałabym z nim żyć.
Pewnie, że wielokrotnie miałam ochotę komuś w coś zajrzeć, na szczęście na ochocie się kończyło. Ale czułam się wrednie z taką świadomością, że miałam ochotę. Kiedy czuję, że ktoś ma nieczyste wobec mnie intencje, kiedy przestaję komuś ufać - sama odchodzę, wycofuję się z układu. Jeśli się pomyliłam, zwykle po wyjaśnieniach jest w porządku.
Wchodzić z kapciami, czy butami można też subtelniej (sic!). Gdzie byłaś? Z kim? Po co? A dlaczego beze mnie? Beze mnie nie wolno. Należy mi się cały twój czas, całe twoje myśli, całe twoje życie. Brrrr...
Każdej bliskiej mi osobie daję wolność. I każdy z niej korzysta wedle uznania.

Bo ja lubię i chcę budzić się rano z czystą twarzą.
Wieniawa, mój ulubiony ułan rzekł był kiedyś: W dyplomacji można robić świństwa, ale nigdy głupstw. W kawalerii jest odwrotnie. No to ja jestem... kawalerzystką? ułanką? No, kawalerzystą płci przeciwnej, ułanem malowanym. I tylko panienki za mną nie latają.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Rankiem...

... zrywam się śliczna i liryczna...