W sobotę robiłam zakupy. Przed wejściem do sklepu stał młody człowiek, o kulach stał. Kiedy obok niego przechodziłam spytał, czy nie kupiłabym mu czegoś do jedzenia. Kiwnęłam głową potakująco, chyba bez przemyślenia. Zrobiłam swoje zakupy i odchodziłam już od kasy, kiedy przypomniałam sobie, że przecież obiecałam... Wróciłam, kupiłam trochę jedzenia i podałam mu wychodząc. Podziękował mi w zaskakujący sposób. Powiedział "dziękuję, dobry człowieku". Żeby facet do kobiety człowieku mówił? Młody dość był, co prawda, ale zawsze facet. O mateńko, toż to woła o pomstę do nieba! Wielu panów opowiada bowiem "dowcip" o tym, że jeśli ktoś na ulicy zawoła "hej! człowieku!", obejrzą się wszyscy panowie, pani ani jedna. W związku z tym, że nazwana zostałam człowiekiem, od tej pory na każde "hej! człowieku!" natychmiast się będę odwracać. A co mi tam.
Kilka dni temu poczytałam o feminizmie. Jest kilka nurtów. Na świecie wygląda to troszkę inaczej, u nas, w Polsce inaczej. Pierwsze feministyczne ruchy Polska poczuła przed wybuchem Powstania listopadowego, czyli przed 1830 rokiem. Wtedy Klementyna z Tańskich-Hoffmanowa wydała książkę "Pamiątka po dobrej matce" traktującą o konieczności kształcenia kobiet. Po 1830 roku zrobiło się poważniej. Pierwsza polska filozofka (!) napisała "Myśli o wychowaniu kobiet" z rewolucyjną, jak na owe czasy (a i w dzisiejszych wielu by zaprotestowało), że celem kształcenia kobiet jest formowanie ich człowieczeństwa, wtórnie dopiero kobiecości. W tym okresie działała też Narcyza Żmichowska, propagatorka emancypacji i prawa do kształcenia dla kobiet. Po roku 1870 w ruch feministyczny zaczęli angażować się panowie: Adam Wiślicki "Niezależność kobiety", Adam Prądzyński "O prawach kobiety". Na uczelni lwowskiej, jej wykładowca, Leon Biliński, prowadził wykłady dotyczące pracy kobiet ze stanowiska ekonomicznego. Pod jego wpływem w 1897 roku na uczelnię lwowską zawitały pierwsze studentki. W tym czasie pisała Eliza Orzeszkowa, Ludwik Krzywicki. Ten ostatni wręcz twierdził, że wyzwolenie kobiet jest warunkiem rozwoju ekonomii kapitalistycznej (jednocześnie, jak wynika ze wspomnień jego synowej, Ireny Krzywickiej, w domu rządził kobietami twardą ręką).
W latach międzywojennych feminizm polski skupił się bardziej na ochronie prawnej dla kobiet. Pisała Nałkowska, Krzywicka, Boy-Żeleński, a nawet Maria Jasnorzewska-Pawlikowska.
Do dziś pamiętam, a czytałam tę książkę jako bardzo młode dziewczę, "Martę" Orzeszkowej. Pamiętam, że płakałam, wściekając się na niesprawiedliwość społeczną. Obiecywałam sobie wtedy, że nigdy w życiu nie będę od nikogo zależna.
Jak rozumiem feminizm? Takie same prawa dla płci obojga, takie samo traktowanie w pracy, w szkole, na ulicy. Nie musi szef przede mną z kurtuazji drzwi otwierać, ale zapłacić mi tyle samo, co płaci koledze na podobnym stanowisku. Kobiety w Polsce mają zwykle niższą emeryturę, niż mężczyźni. Jak tłumaczą eksperci od emerytur dzieje się tak z powodu urlopów macierzyńskich i innych takich. Komu te kobiety dzieci wychowują? Sobie? Toż narodowi przecież. A emerytura niższa, bo pan na takim samym stanowisku ma wyższą pensję, co skutkuje wyższą składką. Szczytem prymitywizmu są dla mnie wątpliwej jakości dowcipy męskie z podtekstem seksualnym. No dobrze, będę sprawiedliwa - kobiety również takie dowcipy opowiadają.
Z pokrewnej beczki. Odbyła się w sejmie dyskusja nad projektem ustawy o związkach partnerskich. Posłowie PiS, tradycyjnie byli przeciw, wyrażając ów sprzeciw w słowach mocnych, acz powiedzmy merytorycznie. Reszta posłów pozwalała sobie na niewybredne żarty (Libicki, Węgrzyn, Kozdroń - panowie z PO, pan Libicki od niedawna, poszukiwał bowiem swojej drogi od PiS, poprzez PJN, aż do PO). Dowcipnisie, jasny gwint. Skoro panowie maja taką skłonność do dowcipkowania, powinni raczej w kabarecie się zatrudnić, nie w sejmie. W sejmie obywatele oczekują dyskusji merytorycznych... chyba.
Kilka dni temu poczytałam o feminizmie. Jest kilka nurtów. Na świecie wygląda to troszkę inaczej, u nas, w Polsce inaczej. Pierwsze feministyczne ruchy Polska poczuła przed wybuchem Powstania listopadowego, czyli przed 1830 rokiem. Wtedy Klementyna z Tańskich-Hoffmanowa wydała książkę "Pamiątka po dobrej matce" traktującą o konieczności kształcenia kobiet. Po 1830 roku zrobiło się poważniej. Pierwsza polska filozofka (!) napisała "Myśli o wychowaniu kobiet" z rewolucyjną, jak na owe czasy (a i w dzisiejszych wielu by zaprotestowało), że celem kształcenia kobiet jest formowanie ich człowieczeństwa, wtórnie dopiero kobiecości. W tym okresie działała też Narcyza Żmichowska, propagatorka emancypacji i prawa do kształcenia dla kobiet. Po roku 1870 w ruch feministyczny zaczęli angażować się panowie: Adam Wiślicki "Niezależność kobiety", Adam Prądzyński "O prawach kobiety". Na uczelni lwowskiej, jej wykładowca, Leon Biliński, prowadził wykłady dotyczące pracy kobiet ze stanowiska ekonomicznego. Pod jego wpływem w 1897 roku na uczelnię lwowską zawitały pierwsze studentki. W tym czasie pisała Eliza Orzeszkowa, Ludwik Krzywicki. Ten ostatni wręcz twierdził, że wyzwolenie kobiet jest warunkiem rozwoju ekonomii kapitalistycznej (jednocześnie, jak wynika ze wspomnień jego synowej, Ireny Krzywickiej, w domu rządził kobietami twardą ręką).
W latach międzywojennych feminizm polski skupił się bardziej na ochronie prawnej dla kobiet. Pisała Nałkowska, Krzywicka, Boy-Żeleński, a nawet Maria Jasnorzewska-Pawlikowska.
Do dziś pamiętam, a czytałam tę książkę jako bardzo młode dziewczę, "Martę" Orzeszkowej. Pamiętam, że płakałam, wściekając się na niesprawiedliwość społeczną. Obiecywałam sobie wtedy, że nigdy w życiu nie będę od nikogo zależna.
Jak rozumiem feminizm? Takie same prawa dla płci obojga, takie samo traktowanie w pracy, w szkole, na ulicy. Nie musi szef przede mną z kurtuazji drzwi otwierać, ale zapłacić mi tyle samo, co płaci koledze na podobnym stanowisku. Kobiety w Polsce mają zwykle niższą emeryturę, niż mężczyźni. Jak tłumaczą eksperci od emerytur dzieje się tak z powodu urlopów macierzyńskich i innych takich. Komu te kobiety dzieci wychowują? Sobie? Toż narodowi przecież. A emerytura niższa, bo pan na takim samym stanowisku ma wyższą pensję, co skutkuje wyższą składką. Szczytem prymitywizmu są dla mnie wątpliwej jakości dowcipy męskie z podtekstem seksualnym. No dobrze, będę sprawiedliwa - kobiety również takie dowcipy opowiadają.
Z pokrewnej beczki. Odbyła się w sejmie dyskusja nad projektem ustawy o związkach partnerskich. Posłowie PiS, tradycyjnie byli przeciw, wyrażając ów sprzeciw w słowach mocnych, acz powiedzmy merytorycznie. Reszta posłów pozwalała sobie na niewybredne żarty (Libicki, Węgrzyn, Kozdroń - panowie z PO, pan Libicki od niedawna, poszukiwał bowiem swojej drogi od PiS, poprzez PJN, aż do PO). Dowcipnisie, jasny gwint. Skoro panowie maja taką skłonność do dowcipkowania, powinni raczej w kabarecie się zatrudnić, nie w sejmie. W sejmie obywatele oczekują dyskusji merytorycznych... chyba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz