niedziela, 26 marca 2017

Jeszcze gdzieś, kiedyś...

Moje tegoroczne urodziny były wyjątkowe. Wymyśliliśmy sobie wyjazd do Kazimierza. Mimo zimna, wiatru i braku słońca to był strzał w dziesiątkę, a nawet w jedenastkę. Mieszkaliśmy w Synagodze Beitenu, właściwie w piwnicy. Dwa małe okienka wychodziły na ulicę prowadzącą na Rynek. Kompletnie nam to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, robiło nastrój, jak diabli. Pokój miał jedną ważną zaletę - bezpośrednie wyjście. Idealne rozwiązanie dla palacza, szczególnie że wszędzie obowiązuje zakaz palenia. Również czarownic.Toteż korzystałam, ile się dało. Przy okazji obserwowałam ruch na Małym Rynku. Schody obok naszego wejścia były chyba jakimś ciągiem komunikacyjnym, bo ludzi tamtędy przechodziło mnóstwo. Z przyjemnością obserwowałam ten ruch kompletnie nie przejmując się strojem, czyli często piżamą. Zdarzyło mi się odbyć kilka konwersacji, czasem tylko wymienić uśmiechy z przechodzącymi, w tym z jednym uroczym psem. 

A propos psa... Na Rynku stoi brązowy posążek psa. Pies ma wyślizgany od dotknięć nos i psi przyrząd prokreacyjny. Nie pamiętam, czego należy dotknąć, żeby mieć szczęście - ja nie dotknęłam niczego, bo mam wszystko, co do szczęścia potrzebne. Ale zrobiłam psu zdjęcie na wiecznej rzeczy pamiątkę. Że tam byłam i że było mi dobrze. Jeszcze nigdy nikt mi nie złożył w taki sposób życzeń urodzinowych, jak tym razem. Szczęście ze mnie w związku z tym unosiło się jak mgła nad jeziorem. Przez cały pobyt mi się unosiło. Tak się mi w człowieku wyluzowało, że postanowiłam się oddać rozrywce wątpliwej z punktu widzenia moralności. Mianowicie postanowiłam się utniutniać grzanym winem. Wypróbowaliśmy jakość takiego wina w dwóch chyba miejscach, aż trafiliśmy na rynkową knajpkę. W ciągu jednego posiedzenia wlałam w siebie trzy albo cztery kubki - straciłam rachubę przy drugim. Przy okazji pogawędziłam sobie z panią podającą, powiedziała mi skąd na Rynku tyle Cyganek. Otóż są w okolicy dwa klany: z Puław i z Opola Lubelskiego. Te z Puław nie mają tu prawa wstępu, podobno czasem odbywają się regularne bitwy. Z jedną z Cyganek, Reginą, zawarliśmy nawet bliższą znajomość. Chciała powróżyć, mówiłam, że sama umiem. Chciała pieniądze na bułkę, zaproponowałam, że jej kupię. W końcu poszłyśmy do sklepu, kupiłam bułki i coś tam jeszcze. Po wyjściu podziękowała mi słowami, że niby niech mnie bóg błogosławi. Nie spytałam który, ale przyznałam się, że nie wierzę w boga. Trochę pogadałyśmy, w końcu dała się namówić, żeby z nami usiąść przy stoliku. Zjadła nawet ciasteczko! Zapaliła z nami, pogadała. I co nam wygarnęła? Że jestem dobrą kobietą, szlachetną nawet. Powiedziała też, że Leon mnie bardzo kocha i że szanuje. No a co miała powiedzieć? Za tyle bułek? Potem poopowiadała o sobie, że ma cukrzycę, piękne córki, wnuki i niedobrych zięciów. Kiedy mówiła o córkach, zapalały jej się gwiazdki dumy w oczach. Kiedy mówiła o zięciach - siekiery. Podzieliłam się z nią sposobem na zięcia, czyli jagodami cisu w bigosie - mam nadzieję, że nie wzięła tego na poważnie. Jakby tego nie potraktowała, zakumplowane jesteśmy po grób. Nie sądzę, żebyśmy się spotkały akurat w Kazimierzu, ale może gdzieś kiedyś? Kto wie? 
Tego samego dnia jakoś po południu poszliśmy do tej samej knajpki, na grzane wino oczywiście. Wypiliśmy tylko po jednym, co pani podająca skwitowała powiedzeniem, że czuje się rozczarowana tak małą ilością. Chyba obiecaliśmy, że wrócimy następnego dnia, ale rano tego dnia następnego pani nie było, a my już wyjeżdżaliśmy. Nic to, może jeszcze gdzieś, kiedyś... 
Cały pobyt był jak przerwa w męczącej podróży, jak odpoczynek wojownika. Czułam się wyjątkowa, odchuchana, dopieszczona i zaopiekowana po kokardy. Aż głupio mi było czegoś chcieć. Tylko jedno się nie udało. Założyłam się z Leonem, że jak ja się dam przekonać do matematyki, to on leci po grzane wino. Nie poleciał, no.








niedziela, 19 marca 2017

Peccata capitalia - avaritia


S. Webster pierścień Chciwość
Chciwość - w dzisiejszym świecie kroczy z pychą w jednym szeregu. A może nawet jest krok przed nią. Remarque uważał chciwość za jeden z filarów społeczeństwa - Filarami ludzkiego społeczeństwa są: chciwość, strach i przekupność. Owidiusz mówił, że w miarę wzrostu bogactw rośnie i chciwość – im więcej kto ma, tym więcej pragnie. Kogo nie spytać, uważa chciwość za coś brzydkiego, niegodnego człowieka. Ale chciwość cudzą. Własna chciwość nazywana jest pragnieniem życia na odpowiednim do zasług poziomie. Każdy prawie uważa, że jego praca, wszystko jedno czy umysłowa, czy fizyczna, zasługuje na odpowiednio wysokie wynagrodzenie. Wyższe, niż innych. I tak się to kręci. 

sobota, 18 marca 2017

Peccata capitalia - superbia

Peccata capitalia - siedem grzechów głównych. W Biblii nie pojawia się nigdzie określenie "grzechy główne". Księga Przysłów mówi: ... siedem budzi u Niego odrazę: (1) wyniosłe oczy, (2) kłamliwy język, (3) ręce, co krew niewinną wylały, (4) serce knujące złe plany, (5) nogi, co biegną prędko do zbrodni, (6) świadek fałszywy, co kłamie, (7) ten, kto wznieca kłótnie wśród braci...


Współczesny kształty grzechom głównym nadał Henryk z Ostii w XII w.

1. Pycha Superbia
2. Chciwość Avaritia
3. Nieczystość Luxuria
4. Zazdrość Invidia
5. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu Gula
6. Gniew Ira
7. Lenistwo Acedia

Pierwsze litery nazw składały się na słowo saligia -  tak wówczas je skrótowo określano. Kolejność grzechów głównych podlegała modyfikacjom zależnie od potrzeb. W dzisiejszych czasach kolejność wygląda następująco: 1. Pycha 2. Chciwość 3. Zazdrość 4. Gniew 5. Nieczystość 6. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu 7. Lenistwo. 

Kolekcja biżuterii S.Webstera, pierścień Pycha

Pycha nie bez powodu jest na czele rankingu grzechów. To nadmierna pewność siebie, wyniosłość. Kojarzy się pejoratywnie, i słusznie. Biblia mówi, że kroczy ona przed upadkiem, czasem jednakże na ten upadek długo trzeba czekać. Co niecierpliwsi pomagają pysze upaść podstawiając jej nogę, gdy tak sobie kroczy. 
Nikt nie lubi pysznych ludzi, jedynie kanibale  człowieka pysznego docenią. Po dodaniu przypraw właściwych rzecz jasna. 
Pycha jest pusta w środku, brzęczy jednak tym niczym, jak egzotyczna tancerka manelami. Pycha jest jak dmuchany ryż, jak popcorn.
Pycha kojarzy się z próżnością, z  pogardą dla innych. Jest wszechobecna. Włazi w oczy, w uszy, wplątuje się we włosy. We mnie budzi obrzydzenie, ale i strach. Jest krzykliwa, arogancka i kłamliwa. Wciska ciemnemu ludowi bzdury tak oczywiste, że sama w nie nie wierzy. Ale twardo wciska. 

...a tu pospolitość skrzeczy,
a tu pospolitość tłoczy,
włazi w usta, uszy, oczy;
duch się w każdym poniewiera
i chciałby się wydrzeć, skoczyć,
ręce po pas w krwi ubroczyć,
ramię rozpostrzeć szeroko,
wielkie skrzydła porozwijać,
lecieć, a nie dać się mijać;
a tu pospolitość niska
włazi w usta, ucho, oko...
/S.Wyspiański Wesele, akt I/

sobota, 11 marca 2017

Znowu się, znowu się kłócą...

Kornacką trafiła ciężka cholera, żółta febra i Ebola. Jednocześnie. Chodzi i pyskuje, mruczy słowami obraźliwymi, prycha ze zniecierpliwieniem i złością. Potem zaduma się i zasępi na chwilę. A potem nawet kotom goni kota. Zaczęła się rozglądać, co ją mogło w ów stan wprowadzić. Szybki przegląd nabliższej rodziny: same niewiniątka, jako łza dziewicy w mahometańskim raju. Chłopu się przyjrzała - no nie ma się do czego przyczepić. Dalsza rodzina szarga Kornackiej koło klosza, więc nawet nie raczyła zaszczycić towarzystwa myślą. Znajomi? Bliscy jako te lelije niebieskie, czyści i nieskazitelni. Wśród dalszych trafia się czasem jakaś skaza, ale żeby aż tak wkurzała? Niemożliwe. To co jest? Czemu Kornacką tak miota, jak granatem na poligonie?



środa, 8 marca 2017

Lotem koszącym

Dzień święty święcić należy, toteż postanowiłam ukobiecić się z okazji i założyłam spódnicę. Długą spódnicę, innych nie posiadam. Nie był to, jak się okazało, najlepszy pomysł. Wchodząc po schodach przy wyjściu z przejścia podziemnego zaplątałam się w ową spódnicę i efektownie weszłam w ślizg po chodniku. Leciałam jak Superman, z jedną ręką wyciągnięta do przodu. Najpierw jednakże moje lewe kolano zderzyło się z chodnikiem, biorąc na siebie cały ciężar upadku. Przeszorowałam wdzięcznie kolanem i ręką kilka metrów i zatrzymałam się tuż pod nogami jakiejś pani. Pani oczywiście rzuciła się pomagać, a mnie zachciało się śmiać. Wyobraziłam sobie, jak cudnie ten mój ślizg musiał wyglądać i nie mogłam się opanować. Pani wydawała się być lekko skonsternowana moją reakcją. Wytłumaczyłam, że wszystko w porządku, podziękowałam oczywiście za chęć pomocy, wstałam o własnych siłach i pokuśtykałam do pracy. W pracy okazało się, że miałam na sobie świetnej jakości rajstopy, bo nawet dziurka się w nich nie zrobiła. Kolano się starło. No trudno. Na popołudnie zaplanowałam udział w strajku kobiet, więc nie zamierzałam się rozczulać nad kolanem. Niestety, po kilku godzinach nieco spuchło i rwało. Pracowa pani doktor dała skierowanie na prześwietlenie, się prześwietliłam. Nawet dość szybko poszło. Uszkodzeń trwałych brak, stłuczenie li tylko i jedynie. Z udziału w strajku jednakże nici, bo mam leżeć i okładać. Leżę, okładam i oczekuję obiecanego siniaka. Powinien pokazać się wieczorem. Będę go nosić z dumą, wszak świadczyć może o moim strajkowym kombatanctwie. O zgrozo.

czwartek, 2 marca 2017

Morderczy oddech wiosny

Coś mi się stało w człowieka. Wiosna idzie, ptaszkowie entuzjastycznie drą dzioby anonsując jej nadejście, a mnie Kornacka zafundowała zniechęcenie, niechcemisia i apatię. Przestał mnie cieszyć ciepły oddech wiosny. Jak dla mnie, to ona mi psychopatycznie dyszy nad głową. Ani chybi z morderczymi zamiarami dyszy. Tylko czeka, aż stracę czujność i ziuuu... stracę głowę razem z czujnością. Zniechęcona jestem do życia i jego przejawów po kokardki. Śladowe ilości energii pozwalają jedynie na wegetację, bez uniesień.  A powodów brak. Protiwpołożnie, powinno mnie roznosić, ssać i rajzefiberować. Plany są obfite i radosne stanowczo. To czemu mnie tak ta Kornacka szturcha i gniecie? Zaraza jakaś. Albo co.