piątek, 30 listopada 2012

Kurcgalopkiem do poprawki

I przybiegła baba była przed oblicze Pańskie dumą ze stworzenia świata jaśniejące. 
- Panie mój! Panie, świat do poprawki, kurcgalopkiem Pańskim do poprawki! 
- A czegóż ty babo marudzisz? - zagrzmiał Pan głosem, jak studnia głębokim. 
- A jechałam ja dzisiaj, Panie mój, tramwajem i aż żal było patrzeć na tę młodzież rankiem umęczoną po całonocnej pracy. 
- Zdurniałaś babo, jaką znowu młodzież zmęczoną nocnie? - bosko znów zagrzmiał Pan był. 
- A zmęczoną Panie mój, oj, jak zmęczoną. Siedziały te biedactwa umęczone rozparte na siedzeniach wszystkich, bladość wielką na obliczu prezentując. Niektórzy siły tyle tylko mieli, by słuchawki na uszy założywszy wzrok obojętny na wszystko w oknach utkwić. Dobrze, że choć głośniej te przyrządy grające ustawili, by starszyzna stojąca nad umęczonymi też jakąś rozrywkę miała. Kilkoro siły miało tyle w oczach, by w książce się zatopić bez reszty. Ani drgnęli ze zmęczenia. Ty zrób coś Panie mój z tą młodzieżą, bo tak być nie może, by umęczona taka była. Ty im w nocy pracy zakaż, albo co. Toż żal babie patrzeć, oj żal.
Zadumał się Pan był nad współczującym sercem babskim i litość zabrał z repertuaru babskiego.
I weszła baba dnia następnego do tramwaju i poczęła była gromy i pierony na młodzież ciskać. I laską stukać znacząco. I szturchać co bardziej na stukanie odpornych. I dziób babski rozwarła, jak rozdziawa jakaś. I zaganiać poczęła wszystkich od węgla młodszych z siedzeń wygodnych.
I zadumał się Pan był ponownie. I ręce rozłożywszy w geście niezrozumienia Pańskiego poszedł w Pańską dal mamrocząc ustami boskimi: a radźcie wy sobie sami, ludzie...

Fiąteczek


Zdolny chłopak.

A mnie wzięło na rozważania o chłamie i Kulturze. Zawsze taki podział istniał: na kulturę plebejską i kulturę elitarną. W czasach niepoprawności politycznej nazywano tę pierwszą zwykłym chłamem, dziś nikt by się nie odważył. Tym bardziej, że chwytliwe teksty disco polo i rytmiczne umc umc jest znacznie popularniejsze, niż rock, opera czy blues. W sumie w rocku, blusie, ariach operowych też tekściki za serce/genitalia/mózgi (właściwe podkreślić) łapiące, muzyczka też rytmiczna, w nieco innej aranżacji jeno. W jednym środowisku wstyd powiedzieć, że się bluesa słucha, w innym lepiej w oczy, a właściwie w uszy, nie wchodzić z disco polo. No to która w końcu jest dobra, wartościowa? No która? Ta, której słucha pan w garniturze wykończonym muszką, czy ta, której słucha łysol w dresie? Muzyka pani w szpilkach Louboutin, czy muzyka pani w białych kozaczkach? A jeśli Louboutin zacznie produkować białe kozaczki? Całkiem niepoukładany ten świat jakiś. Kiedyś było prościej, było wiadomo, że jeśli kobieta, to trzy K (Kirche, Kuche, Kinder); jeśli mężczyzna to też trzy K (karty, kochanka, klub). A teraz? Ech, pomieszały się karty z Kinderami, kochanki z Kirchami... Jak żyć, kochana pani Kornacka, jak żyć?

czwartek, 29 listopada 2012

Najmojsze bambosze




Moje, najmojsze bambosze (z kawałkiem kiciuni młodszej, która weszła w kadr). Zakładam je zasiadając w fotelu bujanym. Biorę do ręki książkę o czasach dawnych i słucham muzyki. Odpływam wtedy w swoje didaskalia i może się świat kończyć.

środa, 28 listopada 2012

Okna

Od kilku dni wracam do domu prawie przez całe miasto. Jest to dla mnie okazją do gapienia się w cudze okna. Nie tak całkiem bezwstydnie, bo jednak odrobinę mi wstyd, że wściubiam nos w czyjąś intymność. Mimo wstydu - patrzę. Zaglądam w dusze domów. Niektóre z nich aż promieniują ciepłem i czymś z dzieciństwa: zapachem świeżo pieczonego ciasta? A może zapachem gorącej herbaty z cytryną podanej przez kogoś bliskiego po ciężkim dniu? Nie wiem. Uświadomiłam sobie jednakże, czego w tych oknach szukam. Spokoju szukam, bezpiecznej przystani, oddechu, mysiej dziury do schowania. Za dużo spraw jednocześnie się na mnie zwaliło i jest średnio nastrojowo. Z pracy zostałam dziś wyrzucona przez przełożonego z poleceniem oddechu, odpoczynku, resetu. Dzięki temu jestem w domu o zwykłej w miarę porze, bo tam, gdzie jeżdżę od kilku dni i tak pojechałam. Może tylko z mniejszym pośpiechem. Bez zziajania. 
Zawsze chciałam popatrzeć przez własne okna z drugiej strony, spojrzeć oczami innych. Ciekawa jestem, co można z nich wyczytać.

niedziela, 25 listopada 2012

Brzdęk i ciach!

Baba bez chłopa, to jak ryba bez roweru - rzekł Pan i chłopem babę obdarzył był. Popatrzyła baba ócz bławatkami na chłopa owego i załkała żałośnie Panu się skarżąc: i cóżeś mi ty Panie tu przyprowadził? Toż to jakaś popierdółka, a nie chłop! Ani to zarabiać nie potrafi, ani w domu sprzątać nie umie, ani deski sedesowej opuścić nie chce! Uśmiechnął się Pan w dobroci swojej boskiej i cierpliwością babę obdarzył. I jęła była baba nad chłopem pracować z uporem babskim, zaciętość niejaką na obliczu prezentując. I fru chłopa w ucho, kiedy za mało pieniędzy do domu przyniósł! I brzdęk chłopa po głowie, kiedy nie sprzątnął chałupy dokładnie! I ciach go w... no, kiedy deski sedesowej nie opuścił! Brzdąkany i ciachany chłop zwijał się, jak mógł, by nie obrywać za często. A jak dobrze posprzątał i dużo pieniędzy przyniósł, to i w dobroci swej baba czasem mu kawałek biustu pokazała. A Pan z bezpiecznej odległości oglądając pracę baby nad chłopem, uśmiechał się pod wąsem boskim i mamrotał ustami boskimi: a trzeba było chłopie homoseksualistą się urodzić...

sobota, 24 listopada 2012

Bujna imaginacya

Wyjątki z książki Michała Wiszniewskiego Charaktery rozumów ludzkich, książki wydanej w 1837 roku czcionkami Stanisława Gieszkowskiego. Czytane przeze mnie ku uciesze i przestrodze.


"Tępe i słabe objęcie, rozum niedołężny, gnuśny, i innemi władzami umysłu kierować niezdolny, wielka nieudolność w rozumowaniu, wrodzona odraza do ogólnego myślenia, i w ogólności zwichnięty ze stawów porządek naturalny między władzami umysłu, przy zdrowych zmysłach, wielkiej ciekawości, dobrej pamięci, a niekiedy bujnej imaginacyi, jest główną cechą głupców, i przyczyną głupstwa. Sama nieudolność innych, prócz objęcia i rozumu, władz umysłowych n.p. pamięci, imaginacyi, bywa przyczyną niedojrzałości wyobrażeń, pomyłek w rozumowaniu i mierności, lecz nie sprawuje głupoty; a lubo wiele się do zgłupienia przyczynić może, wszelako głupiemu wielka pamięć, bujna imaginacya, tak mało się przyda, jak wołom rozum ludzki.
W głupiej głowie wyobrażenie przyczyny, to oko rozumu, jest mgłą przysłonięte i jakby uśpione; ztąd chęć dociekania przyczyn, wrodzona i główna rozumnych skłonność, nie porusza ich rozumu. Są wreszcie pewne usterki w myśleniu, pewne pomyłki, które się tylko w głupstwie wylęgać zwykły. Głupcy przyczyny od skutku odróżnić nie mogą, a nigdy powodów od przyczyn; rzeczy obok albo blisko leżące biorą za przyczynę; za dowód na to, czego dowieść należało, wnioski zaś z jakiej prawdy, za jej dowód kładą. Nawet w potocznej mowie kółka w dowodzeniu się kręcą. Rozumowanie jest granicą ich zdolności. Ani różnic, ani podobieństwa w rzeczach dopatrzyć nie umieją. Znaki wyobrażeń, czyli wyrazy, odpowiadające im wyobrażenia i rzeczy, w ich umyśle umocowanego nie mają związku. Z tego największe u nich rodzą się niedorzeczności; tak, iż częstokroć chwalą rzecz, której wyobrażenie i nazwisko świeżo potępiali, a i nawzajem. W rozmowie ich przebijają się myśli przejęte od drugich, urywki rozumowań spamiętanych, a to wszystko zmącone jest w ich głowie, i w nierozdzierzgniony zwikłane kłębek. Ztąd niczego rozumem wyprawić się nie mogą, nie umieją rozróżnić wiedzy od wierzenia, a mniemając że wszystko wiedzą, wszystkiemu z łatwością wierzą; stąd u nich przekonanie mocne, trudne do zachwiania, lecz tylko na ślepej łatwowierności oparte; ztąd największą niedorzeczność nie trudno w nich wmówić, a przecież na na prostą drogę rzadko naprowadzić się dają."

czwartek, 22 listopada 2012

In vitro veritas po raz kolejny

Władze Częstochowy i bodajże Szczecina atakowane są przez prawicową część społeczeństwa za sprzyjanie in vitro. Sprzyjanie i finansowanie, co prawicowa część uważa za niezgodne z Konstytucją. Ta prawicowa część to katolickie sumienie narodu, jako że in vitro niezgodne jest z nauczaniem kk, co jakiś biskup niedawno nadmienił jednocześnie podprogowo strasząc anatemą korzystających i popierających. Dalej nie rozumiem, co można mieć przeciwko in vitro. Wszak pierwszym znanym tego rodzaju poczęciem było poczęcie przez Marię, żonę Józefa. Jak więc kk głoszący tę historię może in vitro potępiać? Nieustannie dziwię się, urbi et orbi.

środa, 21 listopada 2012

Poprowadź mnie przez te łany...



Pan Święcicki o łanach jęczmienia, a ja o ... szczwole plamistym i oczarze wirginijskim. Przy okazji czytania o roślinkach przestępczych dowiedziałam się, że prawdopodobnie histerię dziewcząt z Salem spowodowało spożycie pieczywa ze zboża zawierającego sporysz. A sporysz to całe mnóstwo nieciekawych substancji: ergotamina, ergobazyna, ergotoksyna, aminokwasy przeróżne, betaina, aminy - cokolwiek to znaczy. Może spowodować halucynacje, przykurcze mięśni prowadzące do martwicy tkanek. Objawy zatrucia sporyszem nazywano kiedyś ogniem świętego Antoniego. Do dziś sporysz jest stosowany jako środek wczesnoporonny i przeciwmigrenowy. W Salem, jeśli prawdą jest, że to sporysz był przyczyną choroby dziewcząt, spowodował oskarżenie o czary grupy około 80 osób i stracenie 20 z nich, 13 kobiet i 7 mężczyzn.
I tak prowadzanie się przez jęczmienne łany może prowadzić do halucynacji i przykurczy. 

poniedziałek, 19 listopada 2012

Baronowa X. z Chmielnej

Okazją do rozpoczęcia rozmowy było wspólne oczekiwanie na windę i napis umieszczony obok niej: "całkowity zakaz palenia". Pani w wieku mojej mamy, z uśmiechniętą, pomarszczoną duszą na twarzy odpowiedziała na moje "dzień dobry" i nawiązała rozmowę. O paleniu, wskazując napis i mówiąc, że cieszy się widząc takie zakazy, bo jej to już nie dotyczy. I popłynęła opowieść skrząca się barwami lat. Otóż pani paliła przez 50 lat po około 60 papierosów dziennie. Zaczęła w szkole podstawowej. Rzuciła palenie kilka lat temu i cieszy się wolnością, bo, jak mówiła, nikt jej już nie dokucza z powodu palenia i nie wytyka palcami. Wtedy, kiedy wytykano miała dyżurną opowieść. Ona, urodzona w 44 roku na Chmielnej, za sąsiadkę miała baronową X. Baronowa paliła Sporty bez filtra i dożyła lat 93 w zdrowiu. I tym zamykała usta marudzącym o chorobach, niedogodnościach itd. Jak rzuciła palenie? Któregoś wieczoru, przed jakimiś świętami, okazało się, że ma tylko 4 papierosy. Panika (każdy palacz to zna!) w oczach i płucach, natychmiastowe wyjście do kiosku. Niestety w drodze spotkała sąsiadkę z pieskiem, zagadały się i zapomniała papierosów nabyć. Obudziła się w niedzielny poranek około dziewiątej, postanowiła wysłuchać audycji Moniki Olejnik "Siódmy dzień tygodnia" (bo wie pani, ja tego zawsze słucham) i pojechać po papierosy na Dworzec Centralny. Zastanowiła się, bo jak to na Centralny? Przecież tam towarzystwo pań lekkiego autoramentu i złodzieje! Zrezygnowała, podobno popatrzyła na siebie w lustrze i powiedziała sobie tak: popatrz, nie palisz już tyle czasu i żyjesz, znaczy możesz. I to był definitywny koniec jej nałogu. Na szczęście organizm poradził sobie z syndromem nagłego odstawienia nikotyny nadspodziewanie dobrze. I tu popłynęła kolejna opowieść... o skierowaniu do pracy w Szczecinie i uczestnictwie w sekcji zwłok zmarłego włóczęgi. Zmarł po złapaniu go przez milicję i umieszczeniu w więzieniu (jak pani mówiła, wtedy łapano późną jesienią włóczęgów i wsadzano do więzienia na trzy miesiące, by przeżyli zimę) z powodu braku alkoholu w organiźmie. Inny więzień, z lat stalinowskich, tak cierpiał nie mając dostępu do procentów, że błagał o przyniesienie denaturatu z drukarni, w której pracował współwięzień. A współwięźniem był wujek owej starszej pani.  I tak płynęła opowieść, a my stałyśmy przy wejściu do mojego biura, już po podróży windą. Wcale nie miałam ochoty jej przerywać. Słuchałam jej, jakbym czytała książkę. Książkę o wyjątkowej pogodzie ducha. No. I kto mówi, że życie jest bezbarwne?

Wszystkie moje koty

Co pozycja, to propozycja
Ulubione miejsce obserwacji świata

Złodziej sałaty


niedziela, 18 listopada 2012

Wzruszliwie

Wzruszliwy miałam wczoraj wieczór. Po pierwsze Jasiek rzucił się na mnie, jak zaśliniony czołg (to już tradycja chyba) z okrzykiem "babcia Jenia!". Nieodmiennie wprowadza mnie w to w dobry nastrój. Potem zięć popyszczył z troską, że jak jeszcze raz sama pójdę po zakupy, to on mnie... no. Córka opowiedziała, jak Jasiek ryknął zgubiwszy dwie kartki z książeczki, którą zrobiłam mu na Mazurach. Nie dał im spokoju, póki nie znaleźli brakujących stron. A książeczka spoczywa w pudełku razem z papierową żabą (też zrobioną przeze mnie na Mazurach) i urodzinową kartką. Wzruszenie wzruszeniem, ale pomyślałam, że przygotowują zestaw pamiątek po mnie, tak na wszelki wypadek. Zresztą pewnie celowo mnie wzruszają, bo lubią się nade mną znęcać, dranie. Ja, twarda baba, wzruszam się, jak pensjonarka jakaś. Zabawne, jak nie wiem co, prawda? Na szczęście dzieci szybko wyszły, bo miałabym pewnie mokre oczy z powodu tej ich troski o mnie. Tradycyjnie zięć zrobił mi popcorn, a ja wzięłam się za usypianie Jaśka, żeby zużytkować popcorn właściwie, czyli oglądając jakiś film. Tym razem jednak położenie Jaśka spać nie było to łatwe. Opór przed spaniem wychodził mu wszystkimi otworami, szczególnie otworem gębowym. Wyrzucał z siebie zdania z szybkością karabinu maszynowego, na każdy temat. A tematów tym więcej, im mniejsza chęć do spania. W końcu zasnął przytulony do mnie i do zestawu spaniowego (Elmo, dwie małpy i królik). Ponieważ zostałam potraktowana jako część zestawu spaniowego, czyli trzymana tłustą łapką, nic nie wyszło z wieczoru filmowego. Nie miałam chęci się ruszyć. Zasnęłam obok Jaśka z jego łapką na mojej szyi i łapą Elmo w okolicy nosa. 

piątek, 16 listopada 2012

Blues Boy Dan




Słuchając takiego głosu mam miękkie kolana i już.

Schowek pod schodami

Młodym dziewczęciem będąc czytałam z zapałem "Anię z Zielonego Wzgórza", jak większość młodych dziewczątek. Poza przekonaniem, że świat jest piękny i sprawiedliwy, wyniosłam z lektury "schowek pod schodami". Otóż Ania zapraszając jakąś literacką znakomitość sprzątała cały dom, nie zapominając o owym schowku pod schodami, bo, jakkolwiek niewielka była szansa, że gość tam zajrzy, sama źle by się czuła wiedząc, że coś pozostało nieuprzątnięte. Przejęłam się tym mocno, może nie do końca w odniesieniu do odkurzania  wszystkich zakamarków przed wizytą gości li tylko i jedynie. Nie czuję się komfortowo wiedząc, że czegoś nie dopełniłam, co moim obowiązkiem było. Bez względu na okoliczności. Fasadowość działań w związku z tym mnie przeraża. I wyjątkowo podle się z tym czuję. Oto przyklepane na wierzchu ślicznie wyglądające okoliczności, okazują się zwykłym nieuprzątniętym schowkiem pod schodami. Po prostu pozostawione swojemu losowi, to znaczy komuś, kto zostaje dysponentem schowka. Ja zapewne bym go uprzątnęła dokładnie przed przekazaniem komuś innemu, a tymczasem zostałam obarczona zrobieniem porządków po kilku poprzednich właścicielach. Toteż chodzę i warczę sama do siebie. Ale, ponieważ dziś piąteczek, zrobię przerwę w warczeniu na weekend.

czwartek, 15 listopada 2012

Rozdziawa

I wezwał Pan był babę przed oblicze swoje boskie i rzekł jej: czułem zapach słów twoich i obraz ich widziałem. I stanęła baba, jako ta rozdziawa, przed obliczem boskim i aż zapłoniła się z radości babskiej. Albowiem żaden jeszcze chłop, a Pan chłopem jest okazałym, nie powiedział jej nic równie za serce ją chwytającego. Toteż przypadła z czułością do dłoni Pańskiej i pocałunki głośne jęła była na niej składać. A gdzie mi tu z tym obślinionym dziobem! - warknął Pan i zabrał dłoń boską z pola całowania babskiego. I poszedł był sobie Pan mamrocząc ustami boskimi: jeszcze czego, może jeszcze striptease mam jej zrobić? A paszła mnie....

środa, 14 listopada 2012

Cyt.

Uproszczę sobie ku wygodzie. Kiedyś podstawowym bogactwem była ziemia. Toteż niektórzy zajmowali ją siłą, inni dostawali za zasługi. Tak ukształtował się feudalizm. W skrócie: niewielu właścicieli ziemi, wielu ją dla tych niewielu uprawiających z niewielkim zyskiem dla siebie. Najczęściej, szczególnie dla chłopów pańszczyźnianych, zysk pozwalał na przeżycie i wyprodukowanie następnych pokoleń zależnych od właściciela ziemi. Towarzystwo się buntowało, uciekało do miast, gdzie rozwijał się stopniowo częściowy kapitalizm. Tym razem w rękach niewielu znajdowały się pieniądze pochodzące z pracy wielu. I znów niewielki zysk pozwalał na produkowanie następnych pokoleń robotników. Pojawienie się ruchów socjalistycznych, komunistycznych nie zmieniło wiele. Ot, własność przeszła w ręce partii, miast monopolu prywatnego. I znów masy pracowały na dobrobyt małej grupy na szczytach władzy. O czasach dzisiejszych nie ma co pisać. Albowiem jaki jest koń, każdy widzi. Nihil novi: coraz większy kapitał w rękach coraz mniejszej ilości ludzi. No to mnie się to nie podoba.
Zacytuję wobec tego Churchilla, a co mi tam.
"Jedyną rzeczą, jakiej uczy historia, jest to, że większości ludzi niczego nie uczy".
"Każdy rząd, który jest dość silny, by dać ci wszystko, czego pragniesz, jest dość silny, by zabrać ci wszystko, co posiadasz".
"Naturalną wadą kapitalizmu jest nierówny podział bogactwa. Naturalną zaletą socjalizmu jest sprawiedliwy podział biedy".

Zniknięte sklepy, nie tylko cynamonowe

W mojej okolicy zniknął kolejny sklepik. Najpierw zamknięto dziuplę z warzywami, podobno ze względu na drastyczną podwyżkę czynszu (teraz jest tam zakład pogrzebowy). Kolejnym znikniętym stało się miejsce, gdzie "mydło i powidło". Jeśli zapomniało się czegoś podstawowego, to pozostał tylko jeden, też "mydło i powidło", ale z alkoholem. Ten pierwszy zamienił się w sklep wyspecjalizowany w alkoholu, ten drugi w second hand. Jeszcze jeden, w którym najpierw były warzywa, później rajstopy, sprzedaje teraz tani tytoń, tutki, bibułki i inne utensylia papierosowe. Wszystkie z powodu podwyżki czynszów zmieniły asortyment. Rozumiem, że można zarobić na alkoholu i pogrzebie, na warzywach już niekoniecznie.
Zastanawiałam się nad przyczyną. W okolicy jest Biedronka i Markpol, ale świeże warzywa są tam tylko z nazwy. Te warzywniaki były jedynymi miejscami, gdzie można było kupić dobrą kapustę na gołąbki, ziemniaki polskie, a nie hiszpańskie i ogórki, pomidory itp. Teraz po warzywa muszę iść (właściwie jechać) na oddalony o trzy przystanki tramwajowe bazarek. Niedawno dowiedziałam się, że i ów bazarek zniknie. Na jego miejscu powstanie nowoczesny apartamentowiec. Dziwnie się z tym czuję, brak mi bowiem znanych od lat miejsc, w których robiłam zakupy. Jednakże podobno tak wygląda świat, więc pewnie jestem jakimś reliktem minionej epoki, mamutem, jak mówią moje dzieci.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Tkliwość

Dążę do tkliwego nihilizmu aż wióry lecą. Aczkolwiek nie do końca tumiwisizm to oznacza. Zresztą, cokolwiek to oznacza, tkliwie nihiluję. Do samego końca. Mojego lub świata.

Lepkie paluszki

Wzburzyłam się lekko. Przeczytałam mianowicie jakiś artykuł o tajemnicy korespondencji i opinie internautów. Tasaczek się w kieszeni otwiera niestety. Otóż większość twierdzi, że partnera trzeba kontrolować również w ten sposób, czyli sprawdzając korespondencję, telefon, bilingi itd. Jak jedna z pań napisała, przejrzenie bilingów partnera poskutkowało tym, że partner nie jest ex, bo podziękował innej pani za korespondencję. Ni diabła nie rozumiem. Znaczy, jakby korespondencja z panią nr 2 się nie wykryła i nie przerwała, to by był ex? Czyli jeśli złapię złodzieja w ostatniej chwili przed kradzieżą, to przestał być złodziejem i stał się jednostką praworządną? O tempora, o mores! Przede wszystkim naruszanie tajemnicy korespondencji, bez względu na stosunki łączące naruszającego z naruszanym, są karalne, o ile pamiętam do dwóch lat pozbawienia wolności włącznie. Po drugie i ważniejsze, jeśli nie ufam komuś do tego stopnia, że sprawdzam, to o kant prześcieradła potłuc taki związek. I po trzecie, najważniejsze: grzebanie w cudzej korespondencji, telefonie, krótko mówiąc w prywatności, bez względu na przyczyny, jest zwyczajnym świństwem, brakiem szacunku do siebie i osoby sprawdzanej. Jest lepkim brudem, stęchlizną i obrzydliwością. Brzydziłabym się być z kimś wiedząc, że mnie w jakiś sposób sprawdza. Bez względu na powody. Sprawdzając kogokolwiek brzydziłabym się natomiast sama siebie. Jeśli ktoś będąc ze mną w związku zdradza, znaczy związek nie ma sensu. Albo jest on pusty, albo trafiłam na kogoś nieuczciwego. Jedno i drugie wyklucza ciąg dalszy. Życie z Hippokrytem to nie moja całkiem bajka.

A w czasie, gdy powyższe pisała wzburzona stara Kornacka, wziął Pan był i wezwał rybę przed oblicze swoje boskie i rowerem ją obdarzył. Albowiem żal Panu było patrzeć, jak ryba ziewa skrzela swe prężąc bezproduktywnie.

czwartek, 8 listopada 2012

Jezdem szarmowana

Kilka, co celniejszych porad pani Karoliny Nakwaskiej, de domo Potockiej z "Dwór wiejski" (oczywiście oryginalna pisownia zachowana).

Błędy w mowie. Osoby na wsi zamieszkałe nie zawsze mają czas i spsobność uczenia się pilnie gramatyki, a że jednak brzydką jest wadą kaleczyć język rodzinny, spisałam dla ich wiadomości niektóre błędy mowy najpowszechniejsze, aby się ich strzedz mogły. Nie sądzę bowiem, aby dla tego, że się jest gospodynią, już się miało z wszelkiej wyzuwać oświaty i w grubej pogrążać niewiadomości! W spisie błędnych tych wyrażeń nie umieściłam litewskich i prusko wschodnich czyli kaszubskich, bo by mię to zbyt daleko zaprowadziło.

Spis różnych wyrazów kaleczących mowę.

Bardzo dość zamiast bardzo wiele. Także sposób mówienia w Wielkiej Polsce. Tych prowincyonalnych wyrażeń chronić się winny osoby dobrze wychowane.

Nie pisz i nie mów:
- Czypek ale Czepek
- Cybula ale Cebula
- Czostek, czosnyk ale Czosnek
- Chojny ale hojny
- Cieńciejszy ale cieńszy
- Ciułać, wyraz ulubiony gospodyń mazowieckich, zamiast właściwego zbierać

Działać. Niektóre osoby chcąc wytwornych używać wyrazów, niewłaściwie przystosowują to słowo do robót ręcznych. Nie możnaby np. mówić działałam pończochę, bo działać stosuje się do rzeczy umysłowych, a robić do tych, które się rękami wykonywa.

Ekonomiczny mów oszczędny

Nie mów faworytalny zamiast ulubiony

Hafty a nie chafty. Jest to brzydko takie błędy pisowni we własnym robić języku.

Jezdem szarmowana, podwójny błąd: trzeba mówić i pisać: jestem zachwycona.

Kobiety chodzili. Aż okropnie słyszeć błąd podobny i takie mięszanie rodzajów! Trzeba mówić nie tylko kobiety chodziły ale i dzieci chodziły i krowy chodziły i psy chodziły. Bo jeden tylko mężczyzna bierze rodzaj męzki, albo rzeczowniki kończące się na y i na i, np. Wilcy chodzili. Ale to bywa tylko czasem używane w poezji.

Kiepsko. Nikt dobrze wychowany tego słowa nie używa.

Łyska się zamiast błyska, mówią ci, co nie wiedzą, że błyskać pochodzi od błyskawicy

Pantalony mów po polsku spodnie.

Prezent mów po polsku podarunek

Parasol mów po polsku deszczochron

Wyżeniać gadzinę wyraz gminny krakowski, zamiast wypędzać drób; dla osobliwości tylko go przytaczam.

I przepis na ocet czterech złodziei

Muszkatołowej gałki łut 1
Kwiatu z ruty 1
Mienty 1
Rozmarynu 1
Piołunu 1
Kwiatu z lawendy 1
Cynamonu 2 drachmy
Gwożdzików 2 drachmy
Kalmusu 2, dito
Czosnku świeżego 4 łuty
Octu dobrego czerwonego 2 garnce
Wlej ocet w gąsior, wsyp w niego czosnek na kawałki pokrajany i suche (....) posiekane także cynamon i gwoździki. Zamieszaj mocno gąsiorem zakręciwszy i przez trzy miesiące trzymaj w miejscu suchem; potem przecedź i dodaj kamfory w spirytusie rozpuszczonej łut jeden. Ponalewaj we flaszki - zatkaj dobrze.

Nie doczytałam jeszcze, na co ten specyfik miałby działać. Ale i tak jezdem szarmowana. No.

Wyczha!

Pogonić wykształciuchów!
Dołożyć emerytom!
Lekarzy w kamasze!
Nauczycieli na Madagaskar!
Księży na księżyc!

A mnie Panie, w opiece swej miej.

niedziela, 4 listopada 2012

Jak być damą i nie zwariować

..."Chęć podobania się jest zupełnie niewiną a nawet potrzebą kobiecie zamężnej. - Każda bowiem niewiasta pilnie czuwać powinna nad ozdobą swej powierzchowności; aby tem samem stała się miłą w oczach małżonka, uprzyjemniła mu troski, i była osłodą smutnych lub tęschnych niekiedy chwil życia jego. - Prawda, że wszelkie zabiegi w tej mierze podjęte byłyby naganne, gdyby dla wdzięków ciała zapominała o świętych powinnościach Matki i Pani domu, gdyby mówię zaniedbywała to ukształcenie umysłowe i talenta z pracą nabyte, które tak miłą tak ujmującą czynią każdą niewiastę, i podwajają jej ponęty. Osoba czynna rządna, nieubiegająca się zbytnie za uciechami świata, łatwo pogodzić potrafi dbałość o wdzięki powierzchowne z obowiązkami płci swojej i przymiotami duszy"...

Powyższy fragment pochodzi z Przewodnika dla dam z 1842 roku. Cudny tekst, jakże zresztą aktualny. Zawiera, jak zwykle poradniki z tamtych lat, rady dotyczące higieny, ubioru itp. 

O przyzwoitości ubioru i kolorów
Wiek, wzrost wyraz twarzy, kolorów włosów: czynią różnicę między kobietami, dla tego niepodobna jest aby się wszystkie jednakowo ubierały, jeżeli widzimy mało gustownie ubranych, pochodzi to z tej przyczyny: że często nieuważając na wiek swój podeszły wzrost i kolor włosów, przywdziewają nie stosowne ubiory, pod względem form sukien kapeluszy; innych ozdob jakie moda upowszechnia. Moda jest władczynią trzeba jej niekiedy ulegać, ale rozum i gust mogą ograniczać i łagodzić jej wyrocznię.
Osoba w pewnym wieku nie powinna chodzić zgołą głową, ani ubierać w kwiaty, nosić szalików, tak zwanych (echarpe), chustek w kształcie pelerynek, ani tego wszystkiego co nie osłania figury, chociażby ta najpiękniejszą była. Dla uniknienia gorąca trzeba nosić wielkie szale bareżowe, tulowe lub blondynowe. A że wszystko przystoi młodemu wiekowi przeto nie będziemy niczego wyszczególniać. Jeżeli wyraz twarzy jest wspaniały posępny, surowy, nosić wypada loki berety ozdobione piórami, kolczyki do takowej twarzy używają się długie i świecące; czoło wypada odkryć ile możności, włożyć ozdoby stalowe, złote czy srebrne, między loki stosownie do mody, ugarnirować wokół szyi jeżeli ta jest długa. Jeżeli postać odpowiada twarzy, jeżeli jest wzniosła imponująca, długie suknie jej przystoją z szerokiemi garnirowaniami, wielkie szale które układają się na ramionach i salopy szerokie.
Postaci szczupłej delikatnej której rysy odznaczają się miłą przyiemnością, a talija zręcznością, suknie krótsze przezroczyste lekkie, z garnirowaniami wązkiemi, szaliki, chusteczki pelerynkowe małe, kołnierzyki wykładane są najwłaściwsze; szale do podobnej talij powinny przechodzić dwóch łokci, kapelusze należy ozdobić kwiatami jako i głowy, a to w guście delikatnym, gdyby to nawet sprzeciwiało się modzie. Delikatność twarzy najlepiej się wyda przy gierlandach złożonych z pączków od róż, konwalii; inne kwiaty jako to; astry lilie mak są niewłaściwe"...

Mam wrażenie, że te kolekcjonowane przeze mnie poradniki z różnych epok spełniały rolę, jaką dziś pełnią pisemka typu "Chwila dla debila" lub też program o perfekcyjnej pani domu. Będąc wczoraj u dzieci miałam okazję ten program obejrzeć. Kreowanie wizerunku kobiety w szpilkach i nienagannym stroju oraz makijażu szorującej np piekarnik wydaje mi się śmieszny po kokardy. Ale cóż... Komuś to potrzebne i ktoś to ogląda. Podsumowując lekturę i obejrzany program: w pewnym wieku jestem, więc drapuję na sobie koc, miast burki, by zbytnio kształtów nie odsłaniać, zakładam szpilki, maluję barwy wojenne na twarzy i ruszam do walki z brudem w piekarniku. A potem zrobię sobie test białej rękawiczki na mózgu - ani śladu używania nie będzie, mam nadzieję. A już całkiem potem usiądę sobie i poczytam rzymską książkę kucharską: O sztuce kulinarnej ksiąg dziesięć Apicjusza. No.

Niechcemiś

Podziwiam pewną starszą panią za jej niegasnącą nadzieję. Pani ma ponad siedemdziesiąt lat i jest zalogowana w serwisie randkowym. Wciąż poszukuje towarzysza życia i wciąż ma nadzieję, że go spotka. Do czego jest jej to potrzebne, nie mam pojęcia. Pewnie czuje się samotna, choć ma rodzinę: dzieci i wnuki. Odkąd ją jednak znam była przeświadczona, że mężczyźni to treść, osnowa i wątek, ryba i rower. Czasem mnie pyta, czy kogoś mam. Dla niej to ważne, nie wiem, czy nie najważniejsze. Pamiętam czasy, kiedy byłam zamężna, miałam chyba wtedy dla niej większą wartość. Choć nigdy tego nie artykułowała, czułam, że tak jest. Wtedy miałam za złe, teraz ją zwyczajnie podziwiam, że jej się jeszcze chce. Mnie się bowiem już nie chce. Nie chce mi się słuchać wyświechtanych komplementów, nie chce mi się uciekać przed trzymaniem drabiny, gdy jestem w spódnicy i nie chce mi się nadstawiać plecków do umycia. Nie chce mi się tłumaczyć, że moją wartością nie są piersi a la Natalia S. Nie chce mi się słuchać, jaka to ja jestem dobra i spokojna. Nie chce mi się już nikomu nic tłumaczyć, nie chce mi się rozumieć, interpretować, domyślać się. Nigdy nie byłam dobra w tańcu godowym, a teraz nie mam ochoty już na żaden wysiłek.

piątek, 2 listopada 2012

Jeśli nie ksiądz, to kto?

No właśnie, jeśli nie ksiądz, to kto? Istnieją mistrzowie ceremonii, którzy pogrzeb świecki mogą poprowadzić. Jest ich kilku w Polsce, zapewne o różnych umiejętnościach. Trudno jest jednakże o świecki pogrzeb, zważywszy na zmonopolizowanie cmentarzy przez kościół katolicki lub inny. Co prawda ustawa  z 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych (Dz. U. Nr 11, poz. 62) gwarantuje dostęp do cmentarzy wyznaniowych (przy założeniu, że będą na nim jeszcze miejsca) dla osób innych wyznań lub bezwyznaniowych, w razie jeśli w okolicy nie ma innego cmentarza, czyli jeśli nie ma możliwości miejscem swego „spoczynku wiecznego" uczynić cmentarza komunalnego. W takim przypadku zarząd cmentarza wyznaniowego jest obowiązany udostępnić miejsce pochówku bez jakiejkolwiek dyskryminacji (art. 8 ust. 2). Późniejsza ustawa okołokonkordatowa z 26 czerwca 1997 r. o zmianie ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych (Dz. U. Nr 126, poz. 805),  powtórzyła zasadę obowiązku pochowania osoby nie należącej do wyznania posiadającego dany cmentarz, rozszerzając ją dodatkowo o obowiązek przyjęcia przez zarząd cmentarza wyznaniowego osoby nie należącej do tego wyznania, jeśli posiada ona nabyte prawo do pochówku na tym cmentarzu (grobowiec rodzinny), także wówczas jeśli na cmentarzu tym pochowany jest ktoś z jej najbliższych (małżonek, wstępny, zstępny, rodzeństwo, przysposobieni; pomysł Unii Pracy, aby zaliczyć do tego również konkubiny nie przeszedł). Ponowne „przypomnienie" tej zasady nastąpiło w Deklaracji interpretacyjnej Rządu dotyczącej Konkordatu, w związku z postanowieniem o nienaruszalności cmentarza: „Pojęcie nienaruszalności cmentarzy, użyte w artykule 8 ust. 3 Konkordatu, nie może być rozumiane jako prawo do odmowy pochowania na cmentarzu katolickim osoby innego wyznania lub niewierzącej." /tekst z www.racjonalista.pl/
Wszystko prawnie jest zatem możliwe, w praktyce pewnie bywa inaczej. A przecież nie we wszystkich miejscowościach są cmentarze komunalne.
Jakiś czas temu byłam na pogrzebie kościelnym, po którym w gronie najbliższych pokazano zdjęcia zmarłej, przekazano o niej kilka słów. Było to tysiąc razy bardziej wzruszające i ważne, niż pogrzeb kościelny, który ksiądz odprawił beznamiętnie /choć dobrze, że beznamiętnie, bo potrafi uatrakcyjnić kazanie na pogrzebie wypowiedziami o aborcji, jak to miało miejsce ostatnio, na pogrzebie bliskiej mi osoby/. Nie było nikogo, kto nie poczułby wzruszenia, obecności zmarłej. To było ostatnie z nią spotkanie  w prezentacji multimedialnej: zdjęcia, jej ulubiona muzyka, w tle słowa o jej życiu, przyjaźniach, marzeniach. Tę prezentację zrobiła moja młodsza córka. Chciałabym, żeby i mnie zrobiła podobne pożegnanie. Nie chcę pogrzebu kościelnego "na wszelki wypadek", jestem agnostyczką i nie wyobrażam sobie księdza znęcającego się nad moimi najbliższymi kazaniem o grzesznym życiu. Chciałabym, żeby na moim pogrzebie wspomniano mnie przez chwilę, ale nie smutno. Każde życie ma kres i wcale nie oznacza to smutku, czasem to całkiem niezłe zakończenie.