środa, 14 listopada 2012

Zniknięte sklepy, nie tylko cynamonowe

W mojej okolicy zniknął kolejny sklepik. Najpierw zamknięto dziuplę z warzywami, podobno ze względu na drastyczną podwyżkę czynszu (teraz jest tam zakład pogrzebowy). Kolejnym znikniętym stało się miejsce, gdzie "mydło i powidło". Jeśli zapomniało się czegoś podstawowego, to pozostał tylko jeden, też "mydło i powidło", ale z alkoholem. Ten pierwszy zamienił się w sklep wyspecjalizowany w alkoholu, ten drugi w second hand. Jeszcze jeden, w którym najpierw były warzywa, później rajstopy, sprzedaje teraz tani tytoń, tutki, bibułki i inne utensylia papierosowe. Wszystkie z powodu podwyżki czynszów zmieniły asortyment. Rozumiem, że można zarobić na alkoholu i pogrzebie, na warzywach już niekoniecznie.
Zastanawiałam się nad przyczyną. W okolicy jest Biedronka i Markpol, ale świeże warzywa są tam tylko z nazwy. Te warzywniaki były jedynymi miejscami, gdzie można było kupić dobrą kapustę na gołąbki, ziemniaki polskie, a nie hiszpańskie i ogórki, pomidory itp. Teraz po warzywa muszę iść (właściwie jechać) na oddalony o trzy przystanki tramwajowe bazarek. Niedawno dowiedziałam się, że i ów bazarek zniknie. Na jego miejscu powstanie nowoczesny apartamentowiec. Dziwnie się z tym czuję, brak mi bowiem znanych od lat miejsc, w których robiłam zakupy. Jednakże podobno tak wygląda świat, więc pewnie jestem jakimś reliktem minionej epoki, mamutem, jak mówią moje dzieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz