sobota, 31 grudnia 2011

Nowy rok



Zbrudziliśmy staroroczne dni
Trzeba oddać je do pralni by
Zmyć zdarzenia które nigdy już nie wrócą
Trzeba obrus na stół biały słać
Rzucić kartę która nie chce brać
Którą czas dni trzystu kilku zgniótł i wymiął

Nowy Rok się przecież zbliża
Nowe niesie kalendarze
Przywitajmy go przed furtką
Resztę czas pokaże
Nowy Rok się przecież zbliża
Tuszem oczy nam rozmaże
Ale wyjdą wszyscy razem
Resztę czas pokaże

Mroźnym styczniem oszołomi nas
Majem popchnie w akacjowy czas
Żółty liść jesieni wepnie w klapę
Starych ludzi wytnie portret z ram
Potem gdzieś wysiądzie w polu sam
Jak pasażer który jeździł rok na gapę

Ktoś się pewnie będzie głośno śmiał
To znów w kącie ktoś zapłacze sam
I marzenia poszybują aż do nieba
W tych marzeniach będzie jedna myśl
Którą trzeba się podzielić dziś
Żeby wreszcie w Polsce było tak jak trzeba


Niech to będzie dobry rok.

piątek, 30 grudnia 2011

Naiwna chciwość


Chciwość jest nieodłączna ludzkiej naturze. Wszyscy, no dobra, większość chce mieć więcej i lepiej, niż inni. Przypomina mi to chomika biegającego w kółko po chomiczej karuzeli. Byle więcej, byle szybciej. I tak samo bez sensu. Jeśli jest to dodatkowo naiwna chciwość, kończy się kredytami niemożliwymi do spłacenia, łapaniem okazji, które okazują się pułapką. Nie żal mi naiwnej chciwości, sama chciała w końcu. Naiwna, infantylna chciwość nigdy się dobrze nie kończy. Nawet z końcem roku.

środa, 28 grudnia 2011

Piaskowy Dziadek

Dziadku, drogi Dziadku,
Nie chcemy jeszcze spać!
Chodź tu zabawić nas, przecież wiesz,
Na dobranoc bajka musi być,
Naszym gościem bądź, gościem bądź

Dziadku, drogi Dziadku,
Ty wiele bajek znasz!
Siądź tu i bajkę dziś powiedz nam,
W telewizor razem z nami patrz,
Naszym gościem bądź, gościem bądź

Dzieci, drogie dzieci,
Dobranoc, pora spać!
Już zmrok zapada, noc jest tuż, tuż,
Pożegnania dzisiaj nadszedł czas,
Żegnam zatem Was, żegnam Was.

Nostalgicznie się wczoraj poczułam. Późno i długo zasypiałam, miałam sporo do przemyślenia i wtedy przypomniałam sobie Piaskowego Dziadka. Bardzo był mi wczoraj potrzebny, jakaś optymistyczna bajka na dobranoc i spałabym lepiej.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Dziewczyny z placu broni

Minęły dawno czasy, kiedy czytając o śmierci Nemeczka z Chłopców z Placu Broni, zalewałam się łzami, kiedy łkałam nad losem psa, który jeździł koleją. Stwardniałam bardzo wewnętrznie, jestem wreszcie cyniczna, a nie infantylnie naiwna. Mimo tego zwilgotniały mi oczy przy czytaniu książki, którą dostałam od Mikołaja. To Wojenne dziewczyny Łukasza Modelskiego. Jedenaście historii kobiet dorastających podczas wojny. Jedna z nich, jako siedemnastolatka, pracowała w egzekutywie AK, czyli wykonywała wyroki podziemia na kolaborantach i zdrajcach. Kolejna to wieloletnia towarzyszka Łupaszki, zresztą Rosjanka wychowana w Polsce i już Polka. Jeszcze inna to saperka biorąca udział w wysadzaniu wejścia do PAST-y. Jedenaście losów, jedenaście żyć kobiet, które nie wahały się walczyć o swoje przekonania, czy to w warunkach okupacji, czy tuż po niej, kiedy były zamykane w więzieniach i upadlane przez UB-eków, czy w Workucie gwałcone przez błatnych. Czytałam o kobiecie, Alicji Wnorowskiej, która przez WiN została skierowana do pracy w UB. W chwili aresztowania była w ciąży, syn urodził się w więzieniu. Płakałam czytając o wszach, świerzbie, pluskwach, biciu. Nigdy nie zrozumiem, jak człowiek może się dobrowolnie sprzedać. Jak może z pełną świadomością pozwolić zrobić z siebie czyjeś narzędzie. Dla wygody? Dla lepszego życia? Jasna cholera.
Powściekałam się, popłakałam i biorę się za następną książkę. Tym razem Kodeks towarzyski Konstancji Hojnackiej.

niedziela, 25 grudnia 2011

Po wsze czasy

Stół wigilijny w tym roku nie był suto zastawiony, niemniej jednak było przy nim tłoczno. Pojawiło się bowiem dwóch dodatkowych, nieprzewidzianych gości. Jedzenia jednak wystarczyło dla wszystkich, najszybciej zniknęły pierogi z kapustą i grzybami. Opłaciło się ich lepienie po nocy. Przyjemnie było patrzeć, jak wcinają ). Zięć młodszy, jak zwykle, dostał prezent z przesłaniem - bandycką kominiarkę. Przyzwyczajony już do takich prezentów spytał tylko: a gdzie reszta zestawu napadowego? Mądry chłopak, przewiduje co dostanie w przyszłym roku. Majeczka na prezenty zareagowała cudnie. Zobaczywszy Elmo stanęła i śmiejąc się klaskała w tłuste łapki. Pozostałą część wieczoru nie wypuszczała go z rąk, co jakiś czas łapiąc go za nos i krzycząc: Eeee! Nauczyła się już posługiwać kredką, zasmarowuje niesamowitą ilość kartek swoimi "picassami", dostała więc też tablicę do rysowania. Tablica, jak prawie wszystkie zabawki dzisiaj, świeci i gra. Na szczęście jej podstawowy atut - możliwość pisania - pozostał niezmieniony. Siedzieliśmy przy stole do późna gadając i śmiejąc się do wypęku. A potem nadszedł moment, który bardzo lubię. Goście wyszli, posprzątałam i mogłam położyć się w pachnącej świeżością pościeli, z nową książką. Czuć jeszcze wtedy świąteczną atmosferę, ale już bez zgiełku. W domu pachnie pomarańczami, goździkami i cynamonem. I choinką. Myślałam sobie, ile pamiętam takich wieczorów i ile ich jeszcze przede mną. Przypominałam sobie pierwsze wigilie z moimi córkami, ich zachwyt nad udekorowanym drzewkiem i ich radość na widok prezentów, niczym nieskrępowaną radość z drobiazgów, ale danych z sercem. Nie z takich prezentów, co to wypada, albo mogą się przydać. Chyba zawsze dawaliśmy sobie prezenty "z przesłaniem", jak to określa mój zięć. Świadczyły zawsze o życzliwości, cieple i co najważniejsze, były przemyślane, nie na "odczep się". Nie musiały mieć żadnej wartości materialnej, miały za to zawsze ogromny ładunek emocjonalny. I tak będzie po wsze czasy. Albowiem kocham wszystkie moje dzieci po kokardy i daję im to, co mam w sobie - swoje emocje, uczucia, z materialnym drobiazgiem w załączeniu.

piątek, 23 grudnia 2011

Śfiąteczek


Śfiątek! Śfiąteczek! Śfiątunio! Jutro od rana wszystkie ręce na pokład, a potem wszystkie pupy na krzesła, wszystkie gardła do kolęd... I śfiętujmy w radości i cieple.
Obfitość posiłków niech nam się przerodzi w obfitość ciepłych uczuć, a szczęścia niech będzie tyle, ile ziarenek maku w kluskach z makiem. I tradycyjnie zostawmy miejsce przy stole dla tych, którzy nie mogą być z nami.

czwartek, 22 grudnia 2011

Na cynamonowo


Mój dzisiejszy wypiek - cynamonowe bułeczki. Podam je z ciepłym, waniliowym sosem. Jutro upiekę sernik i struclę jabłkową. W garnku bulgocze postna kapusta, część zużyję do wigilijnych pierogów. Całkiem niezły ze mnie garnkotłuk ).

środa, 21 grudnia 2011

Bar wzięty?

Bar mleczny Prasowy na kilka godzin stał się znów sobą. Otóż przedwczoraj grupa młodych ludzi postanowiła wziąć bar w swoje ręce i przez kilka godzin (do przybycia policji) sprzedawano w nim własnoręcznie wykonane naleśniki, pierogi, leniwe. Ludzie przynieśli ze sobą całe wyposażenie: obrusy, talerze, sztućce i jedzenie. Sprzedawano za "co łaska". Policja kazała wszystkim opuścić lokal i bar znów pogrążył się w ciemnościach.
Wczorajszym popołudniem przed Prasowym stało kilku młodych ludzi zbierając podpisy pod petycją w jego obronie. Z przyjemnością się pod nią podpisałam. Istniejąca obok ekskluzywna restauracja Magdy Gessler nigdy nie miała tylu klientów, co Prasowy. A to powinno władzom miasta dać do myślenia.

Stosunki międzyludzkie...

poniedziałek, 19 grudnia 2011

niedziela, 18 grudnia 2011

Wszystkie moje dzieci

Wyjątkowo opornie w tym roku idzie mi przygotowywanie świąt. Postanowiliśmy tym razem dać sobie prezenty wykonane własnoręcznie, dla córek robię więc na drutach modne teraz kominy - szalik połączony z kapturem: dla starszej ciemny fiolet, dla młodszej stalowy. Młodszy zięciunio dostanie "bandycką" kominiarkę, taką z otworami na usta i oczy, starszy chyba nauszniki. Dzierganie tych prezentów zajmuje mi dużo czasu, ale został mi do zrobienia już tylko ostatni komin. Tylko Jasiek i Majeczka dostaną zabawki kupione - udało mi się kupić mięciutkie przytulanki Elmo. Obydwoje bowiem, niezależnie od siebie, kochają Elmo z Ulicy Sezamkowej. W tym roku święta będą zresztą całkowicie im podporządkowane, a więc choinka sztuczna, żeby się nie pokłuły, menu odpowiednie dla brzdąców i dużo kolorowych pierniczków. Próbuję przekupić sąsiada, żeby robił za Mikołaja - obiecałam mu stertę pierogów i sernik - zastanawia się jeszcze, drań. Cieszę się z ich obecności w moim życiu i stwierdzam po raz kolejny, że mam ogromne szczęście mając takie dzieciaki - mądre, ładne i ciepłe, wszystkie sześć sztuk. Kiedy siadamy do wigilijnego stołu jest wesoło przede wszystkim, ale też bardzo, bardzo wzruszliwie - wspominamy, rozmawiamy o przyszłości i dajemy sobie dużo ciepła w każdym geście, nawet podając kolejną potrawę. Wzruszają mnie te moje dzieci coraz bardziej - chyba się starzeję ). Ale mam wilgotne oczy, kiedy widzę, jak córki wspierają się wzajemnie, jak wszystkie dzieci są nasze - zarówno Jasiek, jak i Majka tulą się do wszystkich i śmieją do siebie wzajemnie na swój widok ). Majeczka widząc Jaśka śmieje się uderzając łapkami w tłuste kolanka, a Jasiek leci do niej z zaślinionym dziobem. Mały, zaśliniony czołg ). Ten mały zaśliniony czołg zapamiętał mnie głównie, jako lokomotywę. Jakiś czas temu bawiłam się z nim drewnianymi klockami, nauczyłam, jak zbudować lokomotywę. Teraz, kiedy mnie widzi, leci od razu po klocki i szuka tego czerwonego, który robi za komin. Ja mam zbudować pociąg, a on wykańcza dzieło umieszczając z dumą komin na pierwszym klocku. Potem budujemy wspólnie bramę, przez którą pociąg z Jaśkiem, jako maszynistą, przejeżdża z poświstem: ciuch, ciuch, ciuch. Radość Jaśka, kiedy udaje się przejechać bez zburzenia bramy jest cudna ). Majeczka najpierw sprawdza moje bransoletki - czy mam coś nowego. Najbardziej podoba się jej mój jeż (w jej wykonaniu to jest jeś). Zasypia na moich kolanach oglądając bajkę. I jak tu się nie wzruszać, no jak?

piątek, 16 grudnia 2011

List do Mikołaja

Szanowny Mikołaju,

daj mi święty spokój.

Z poważaniem

Fiątunio


Fiąteczek jest, głowa do góry!

czwartek, 15 grudnia 2011

Dłubaki

Pani miała nieskazitelny makijaż i fryzurę, białą kurteczkę i botki. Długaśne tipsy dopełniały obrazu "dobrze utrzymanej" okołopięćdziesięciolatki. Tymi tipsami w kolorze krwistej czerwieni pani dłubała. Najpierw w uchu, wypstrykując to wydłubane coś zza tipsa, potem we włosach. A potem ziewnęła rozdzierająco nie przysłaniając ust. Pan siedzący obok pani, chwilowo siedział spokojnie. Równie zadbany, równie dystyngowany. Niestety, zaczął dłubać również, w uszach, we włosach. Chyba był bardziej wyspany lub mniej znudzony czynnością wydobywczą, bo przynajmniej nie ziewał. Patrzyłam na nich z zafascynowanym niesmakiem, tak wielki był kontrast między ich wyglądem, a zachowaniem. Jednakże pasowali do siebie znakomicie. Dłubaki dwa.
Przy okazji tego pasowania do siebie przypomniała mi się pewna historyjka. Otóż wróciłam z pracy wyjątkowo zmęczona, bo cały dzień łaziłam po Zamku Królewskim (służbowo), robiąc jakąś koszmarną ilość kilometrów. Powiedziałam wtedy bliskiemu mi mężczyźnie, z uśmiechem zresztą, że nałaziłam się, jak Korzeniowski i bolą mnie nogi. I wtedy usłyszałam nieżyczliwie: a co ja mam powiedzieć? kilkanaście godzin na nogach... itp. To było powiedzenie "guzik mnie obchodzi twoje zmęczenie, JA jestem ważny". Takiej nieżyczliwości prezentujemy bliskim całkiem sporo. Ile razy słysząc (lub odpowiadamy) komunikat, że kogoś np. boli głowa, mówimy: "ja to się dopiero źle czuję, ty się z sobą pieścisz". Podkreślanie własnych stanów samopoczucia jest najczęściej ważniejsze. Egoizm i egocentryzm, próżność i nieżyczliwość - to tylko my się liczymy. Nieżyczliwie zatem komentujemy innych. A wystarczy powiedzieć cokolwiek pocieszającego, skoncentrować się przez chwilę na kimś, nie na sobie. Pocieszyć, przytulić ... zapomnieć przez chwilę o sobie. Nawet wspólnie podłubać, no.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Patrz, tu jest poduszka...



Przypłynęła z wielkich rzek
bossa nova - szabada,
czyste serce ma jak śnieg,
choć mówią o niej tu inaczej,
na śniadanie cukier je,
nocą pije biały dżin,
a nad ranem, gdy ja śpię
cichutko z zimna drży i płacze:

Wezmę cię do łóżka
nie płacz już głuptasie,
patrz, tu jest poduszka
i dla ciebie jasiek,
wybacz, wybacz że nago śpię..
Ogrzej się na płatkach
szmatkach i różyczkach
tam, gdzie sny są moje
będzie i muzyczka -
wybacz, wybacz że nago śpię...

Migdałowy zapach twój
w moje włosy wplątał sen,
widzę znów motyli rój
i kwitnie, kwitnie len w dolinie.
Kupię ci żywego lwa
byś jak w domu miała tu
posłuchajmy, co tak gra
i żali się nam jak dziewczyna.

Wezmę cię do łóżka,
nie płacz już głuptasie
patrz, tu jest poduszka
i dla ciebie jasiek,
wybacz, że nago śpię..
Ogrzej się na płatkach
szmatkach i różyczkach
tam, gdzie sny są moje
będzie i muzyczka -
wybacz, że nago śpię.

Na zielonym stole
stoi pełna szklanka,
czyś ty mi piosenka,
czyś ty mi kochanka,
wybacz, że nago śpię..
Noce niedośnione
oczy nieprzytomne,
tańczy panna młoda,
życia nam nie szkoda,
wybacz, ze nago śpię.

Zapłakałaś dziś przez sen
i wołałaś... Nie, nie mnie.
Arcysmutny to był tren
i nie wiem, czy to źle - czy pięknie...
Zapamiętam dotyk twój
i sukienki z czarnych róż,
a ty mnie się trochę bój
i nie myśl, że mi serce pęknie...
Sama idź do łóżka,
nie płacz już głuptasie
patrz, tu jest poduszka
i samotny jasiek,
wybacz, że nago śpię...
Ogrzej się na płatkach
szmatkach i różyczkach
tam, gdzie sny są moje
nie śpi już muzyczka,
wybacz, że nago śpię..

Na zielonym stole
stoi pełna szklanka,
czyś ty mi piosenka,
czyś ty mi kochanka -
wybacz, że nago śpię
Noce niedośnione,
oczy nieprzytomne,
mija w rzece woda,
mija bossa nova -
wybacz,że zbudzę się... że sama śpię...

niedziela, 11 grudnia 2011

Ogórkowy sezon

Kilka złotych myśli katolickich o kobietach:

U kobiety sama świadomość jej istnienia powinna wywoływać wstyd.

Św. Klemens Aleksandryjski (ok. 150-ok. 215), filozof i teolog chrześcijański; ojciec Kościoła
Kobieta jest istotą poślednią, która nie została stworzona na obraz i podobieństwo Boga. To naturalny porządek rzeczy, że kobieta ma służyć mężczyźnie.
Św. Augustyn, 354-430
Kto obcuje z kobietami narażony jest na ,,skalanie swego ducha, tak samo jak ten, kto idzie przez ogień, naraża się na poparzenie stóp.
Św. Franciszek z Asyżu (1182-1226)
Kobieta jest jedynie pomocą w płodzeniu (adiutorium generationis) i pełni pożyteczną rolę w gospodarstwie domowym.
Kobiety są błędem natury… z tym ich nadmiarem wilgoci i ich temperaturą ciała świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu... są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny… Pełnym urzeczywistnieniem rodzaju ludzkiego jest mężczyzna.

Zarodek płci męskiej staje się człowiekiem po 40 dniach, zarodek żeński po 80. Dziewczynki powstają z uszkodzonego nasienia lub też w następstwie wilgotnych wiatrów.
Wartość kobiety polega na jej zdolnościach rozrodczych i możliwości wykorzystania do prac domowych.
Św. Tomasz z Akwinu, zm. 1274
Kobiety trzeba trzymać z dala od tego niebezpiecznego tekstu (Biblii), i od wszelkiej nauki w ogóle. Kobieta uczona to coś gorszego niż brodata. Poważnego uszczerbku doznałaby cnota dzieweczki, gdyby wolno jej było czytać Pieśń Salomona albo historię Zuzanny.
François Garasse SJ, 1623
Przyczyną wszelkiego zła jest niewiasta.
Biskup Maksimus z Turynu

I tak dalej, i tak dalej... Jednakże nie tylko religia katolicka płodzi podobne kwiatki intelektu. Oto pewien islamski duchowny stwierdził, że kobiety nie powinny patrzeć na ogórki i banany, aby nie budzić w sobie grzesznych myśli. Ich kształt bowiem przypomina penisa i może spowodować myśl o seksie. Inne "niebezpieczne" warzywa to marchewka i cukinia. Gdyby kobieta tak lubiła te warzywa, że chciałaby je zjeść, mężczyzna z jej rodziny powinien je podawać kobiecie już pokrojone.
Mizoginistyczne zapędy duchownych wszystkich religii zawsze mnie zdumiewały. Co tym pełnym urzeczywistnieniom rodzaju ludzkiego z myślami skierowanymi w stronę chuci, przeszkadza w kobiecie? Pewnie to samo, co gwałcicielowi, który w sądzie broni się stwierdzeniem, że jego ofiara miała prowokujący strój. Oskarżanie kobiet o prowokowanie do nieczystości jest wstrętne, ot co. Rozum męski (bo wszak tylko mężczyzna go posiada) nie jest w stanie zapanować nad chucią? No to zamknąć kobiety w haremach, klasztorach, burdelach i używać jedynie zgodnie z przeznaczeniem. No.


sobota, 10 grudnia 2011

Komu dziecko, komu?

W internecie pojawiło się ostatnio kilka wiadomości o rodzicach namawiających swoje małe dzieci do agresji, palenia papierosów itp. Pojawiła mi się przy okazji oglądania takich idiotyzmów refleksja: po co nam dzieci? Często są to dzieci matki natury i ojca przypadku, niekoniecznie chciane... Zew natury krzyczy wielkim głosem: rozmnażajmy się! czasem kobieta dochodzi do wniosku, że to całkiem niezła metoda na zatrzymanie faceta, czasem ot tak, po prostu przydarza się ciąża. Oczywiście, że są i świadome decyzje, jednakże i one są zewem natury, która każe podtrzymać gatunek. Biologiczne uwarunkowania z piramidy potrzeb Maslova. Wiem, że to cyniczne, wiem. Prawdziwe jednakże. Czasem pojawia się myśl, że trzeba mieć dzieci, żeby miał nam kto na starość szklankę herbaty (lub whisky - co kto woli) podać. I rodzą się dzieci wszystkim, jak leci. Rozmnażamy się na potęgę. Po 9 miesiącach mamy wreszcie dziecko. Karmimy, ubieramy, umożliwiamy naukę, dbamy o zdrowie, moralizujemy - lepiej lub gorzej. I najczęściej uważamy, że spełniliśmy rodzicielski obowiązek. Czasem tylko potem dziwimy się, że dziecko, to już dorosłe, nie jest tak uczciwe, jak byśmy chcieli. Albo nie dość szacunku nam okazuje. Albo coś tam jeszcze. A dziecko jest zwyczajnie najlepszym obserwatorem. Jeśli mówimy dziecku: szanuj starszych, a sami, po cichu, żeby nie słyszało, obgadujemy starszą ciocię, co to ma głupie pomysły... Ono usłyszy. Ono dostrzeże naszą hipokryzję, manipulacje i pazerność. I wyrasta na obraz i podobieństwo. No to nie ma się co dziwić, no. Potwierdzają powyższe moje rozmowy z córkami, one bardziej pamiętają, co robiłam, niż co mówiłam. Mówić to ja sobie mogłam ad mortem defecatam.
I chyba niektórym ludziom zabroniłabym posiadania dzieci.

piątek, 9 grudnia 2011

Odpływają ... bary mleczne

Jeden z niewielu barów mlecznych w Warszawie "Prasowy" przestał istnieć. Od kilku dni na drzwiach wisi tabliczka "likwidacja". Ktoś dopisał na niej "urzędasy zapłacicie". Nie znam powodu zamknięcia baru, ale znajdował się w atrakcyjnej okolicy, więc pewnie za jakiś czas pojawi się informacja, że lokal jest do wynajęcia. Co prawda lokal obok, w którym kiedyś mieścił się "chińczyk" od wielu miesięcy stoi pusty, może ten sam los spotka "Prasowy"? Czynsz pewnie wysoki, a jako że tuż obok jest restauracja Magdy Gessler... noblesse oblige. Żal tylko świetnych leniwych i buraczków zasmażanych, za niewiarygodnie niską cenę.
Bary mleczne to kawałek mojego dzieciństwa i młodości. Do "Alpejskiego" na Międzynarodowej chodziłam na szklankę soku z marchwi, do tego na Grochowskiej (nie pamiętam nazwy) na kaszę gryczaną ze skwarkami. Szkoda, że coraz rzadziej widać na stołach ceratę i plastikowe kwiatki w wazoniku, aluminiowe sztućce. Coraz rzadziej słychać donośne "leniwe prrroooszę odbiera!" albo "rrrruskie rrraz!". Odpływają bary mleczne w niebyt ku żalowi stołowników. Jako i oni kiedyś w niebyt odpłyną. Pozostaną Starbucksy, KFC, PizzaHut i inne wymyślne miejsca z kuchnią fusion z nowymi stołownikami, którzy nie znają już smaku leniwych. No żal.



czwartek, 8 grudnia 2011

Pierwszy śnieg

Pierwszy śnieg pojawia się na świecie, jak młode dziewczę, naiwne i nieśmiałe. Z entuzjazmem okrywa drzewa i ulice. Wciska się ze swoją białą świeżością w każdy zakątek. Kiedy już okrzepnie, zauważa, że ludzie depczą po nim, nie zwracając na niego uwagi. Że narzekają pod nosem na zimno i wilgoć. Czasem roztapia się zupełnie, chowając swoją urażoną biel. Wraca, wyciągnąwszy wnioski opada na ziemię ciężko, zdecydowanie. I zalega coraz bardziej zimny i coraz bardziej okrzepnięty. Za nic już ma to, że wciąż po nim się depcze, że odsuwa się go z najbardziej uczęszczanych dróg. Krzepnie, zacina się i trwa. Z czasem traci swoją biel, staje się pełen brudu codzienności. Nie zwraca już na to uwagi - byle wytrwać, byle być. Wiosną z trudem zaczyna rozumieć, że jego czas minął. Odchodzi stopniowo, znudzony powtarzalnością brudnej bieli. Wreszcie znika zupełnie. Wtedy czasem ktoś szepnie: lubię śnieg, szkoda, że już go nie ma.

środa, 7 grudnia 2011

Rio

Gdy smutek Cię dręczy,
Gdy w piersiach coś jęczy,
Gdy życie Ci idzie kulawo,
Doradzę Ci, stary,
Przy dźwiękach gitary,
Receptę mam na to klawą:

Popłyń z nami do Rio,
Gdzie ananas dojrzewa,
Gdzie dziewczyn bez liku nie nosi staników,
Gdzie sambę się tańczy i śpiewa.

W piersiach mi jęczy kulawe życie, smutek mnie dręczy w głębi trzewi. Zdejmę więc stanik, zjem ananasa i zatańczę sambę. A do Rio popłynę kiedyś, jak już zbuduję sobie tratwę. No.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Jakoś mi takoś... rozczulenie...

Poprzedni tydzień był dla mnie bardzo trudny, pełen nieciekawych wniosków i przemyśleń. Słusznie prawił wieszcz - czasem, gdy runie piedestał, widać, że nikt na nim nie stał. Ale to już poza mną, strzepnęłam stres, jak brzydki paproch ze świątecznego ubrania. Tydzień był paskudny, choć dzięki ciepłym uczuciom łatwiejszy do przejścia. Tym ciepłym uczuciom dziękuję, wzdłużnie też ).
Weekend natomiast był... no ). Bałam się okropnie spotkania z tymi paniami, znałyśmy się przecież tylko głosowo. Już się znamy "nie tylko" ). Sobotnie popołudnie spędziłyśmy na Starówce, pięknie, świątecznie oświetlonej. Tłumy ludzi przyszły na koncert, po którym miały być zapalone światełka na wielkiej choince z Placu Zamkowego. Tego momentu nie doczekałyśmy, wróciłyśmy do domu pogadać. I gadałyśmy do późna w nocy. Jestem zauroczona ich ciepłem i serdecznością. I mam nadzieję, że nie było to jedyne spotkanie. No, może tylko przy następnym powinny więcej jeść ). Dziękuję dziewczyny ).
A poniżej... czyje to dłonie? )
W tle wieża zamkowa i chyba kawałek choinki, jeszcze nieoświetlonej.

sobota, 3 grudnia 2011

Pozycja horyzontalna

Horyzont jaki jest, każdy widzi. Jego wielkość, a właściwie szerokość zależy od pola widzenia. Na temat owej szerokości horyzontu zdarzało mi się w życiu wielokrotnie z różnymi ludźmi dyskutować. Całkiem sporo osób uważa, że szeroki horyzont szkodzi. Najlepiej jest skoncentrować się na swoim wąskim podwórku, wszak najważniejsze jest dbać o swoje. Zgadzam się - dbanie o swoje najbliższe otoczenie jest wręcz obowiązkiem. Nie wyklucza jednak szerszego spojrzenia. Jeśli myślę o niesprawiedliwości świata, nie oznacza to przecież zaprzestania dbania o najbliższych. Jeśli przejmuję się czyjąś krzywdą, nie oznacza to, że w związku z tym moje dzieci nie zjedzą dziś obiadu, itd. Staram się nie wartościować, nie potępiam tych, dla których horyzont kończy się na ich własnym podwórku, czy na ulubionym serialu. To jest ich wybór, tak chcą żyć. Zdarza mi się nie móc zasnąć, bo przeczytałam o szczególnie brutalnym morderstwie - ale rano wstaję i idę do pracy, żyję dalej... może tylko trochę mniej wyspana. Nie zmienia to jakości mojego życia, ani jakości życia moich najbliższych. Nie przestaję o nich myśleć, dbać, starać się, by im żyło się lepiej. Nie umiem jednakże widzieć własnym podwórkiem tylko ograniczonego horyzontu. Taka jestem i nic na to nie poradzę, tak, jak inni nie widzą szerszego horyzontu -oni też nic na to nie poradzą. Co nie wyklucza przecież życia obok siebie bez potępiania wzajemnych wyborów.