wtorek, 31 lipca 2012

Dlaczego nie teraz?

Agentka szatana, zwana Madonną, postanowiła na złą drogę sprowadzić młodzież polską. Poprzednio jej koncert miał się odbyć 15 sierpnia, czyli w święto kościolne wniebowstąpienia czy wzięcia. W tym roku w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Wstydu kobieta nie ma! Jak można tak złośliwie w dni ważne i krwią polską uświęcone goły tyłek na scenie pokazywać?
Kilka dat (wybiórczo), kiedy nie powinna się na polskiej ziemi owa wszetecznica zjawiać ze swoim spektaklem szatańskiego zła:

23 stycznia 1793 - II rozbiór Polski
28 stycznia 1573 - konfederacja warszawska
15 lutego 1386 - chrzest Jagiełły
19 lutego 1846 - rzeź galicyjska
3 marca 1919 - utworzenie Kurii Biskupiej Wojsk Polskich
9 kwietnia 1241 - bitwa pod Legnicą
11 kwietnia 1079 - śmierć św. Stanisława
14 kwietnia 966 - chrzest Mieszka I
18 kwietnia 1025 - koronacja Bolesława Chrobrego
23 kwietnia 997 - śmierć św.Wojciecha
12 maja 1935 - śmierć Piłsudskiego
17 czerwca 1025 - śmierć Bolesława Chrobrego
5 lipca 1610 - bitwa pod Kłuszynem
15 lipca 1410 - bitwa pod Grunwaldem
5 sierpnia - I rozbiór Polski
14 sierpnia 1919 - założenie klubu piłkarskiego Ruch Radzionków
16 - 17 sierpnia 1919 - powstanie śląskie
6 września 1253 - kanonizacja św. Stanisława

Tak można w nieskończoność, prawda?
Krucjata Młodych na swojej stronie internetowej nawołuje do modlitwy w intencji: "o odwołanie koncertu piosenkarki Madonny oraz jako wynagrodzenie Niepokalanemu Sercu NMP za zniewagi przeciwko Niemu wyrządzone". O godz. 18 w dniu koncertu ma się rozpocząć w Warszawie wspólny różaniec, aby zadośćuczynić i wynagrodzić. I w ogóle.
I nawet komentować mi się nie chce.

niedziela, 29 lipca 2012

CBDO

Prawdziwe dobro nie potrzebuje fleszy i publisi. Prawdziwie dobrym człowiekiem jest się wtedy, kiedy jest się dobrym, gdy nikt nie widzi. Taka swoista kindersztuba - nie dłubię w nosie, nawet gdy jestem sama, bo nie i już. Tak jest i z dobrocią. Jest się dobrym i już.
Właściwie trudno mi zdefiniować "dobrego człowieka". W dzisiejszych czasach to niemal pejoratywne określenie, oznacza wręcz kogoś naiwnego. Kogoś, kto daje się naciągać każdemu. Moja babcia mówiła, że jeśli spośród dziesięciu osób, którym pomogę, choć jedna tego naprawdę potrzebowała, to było warto. Jeśli więc ktoś wykorzystuje moją "naiwność", to tak ma być. Jest mi to obojętne. De Mello mawiał, że altruizm to najwyższa forma egoizmu. Czyli robię dobrze innym, bo ja chcę się czuć dobrze sama ze sobą - tak to rozumiem. Nie oczekuję w zamian wdzięczności, nie chcę żadnych "dowodów uznania", szacunku bliźnich itp. Jest mi dobrze, kiedy innym jest dobrze, to mi wystarcza. A teraz zmącę nieco ten idylliczny autoportret - nie wybaczam kłamstwa i manipulacji. Nie wybaczam nieczystych intencji. "Nie wybaczam" to może zbyt silnie powiedziane - jednakże z nikim kto kłamie, manipuluje, nadużywa emocjonalnie nie chcę mieć do czynienia. A powinnam, jako dobry człowiek, prawda? No to nie jestem dobry człowiek. CBDO.

Polecam film Seven pounds z Will'em Smith'em.

sobota, 28 lipca 2012

Saksofon



Powalający na kolana saksofon. Przyprawiający o dreszcze interfejs prowincjonalnego żigolaka - króla dowolnych raf. Widywany bywa w każdej mieścinie, jak Polska długa i szeroka. Możliwe występowanie również poza granicami, wtedy mówi obcym językiem. Cechy charakterystyczne: maślany wzrok przez kilka pierwszych dni, kiedy zanęca, złoty łańcuch na szyi, gruby, jak biceps i triceps właściciela (sygnet opcjonalnie), fryzura piłkarza trzeciej ligi niemieckiej lub wspomnienie po niej. Rozkochuje i porzuca, czasem porzuca przed rozkochaniem (jeśli rozkochanie za długo trwa).

Inne możliwe sposoby do wykorzystania:
1. Na misia.Uśmiechasz się głupkowato, mówisz, że masz pluszowy charakter i jesteś stworzony do przytulania. Działa to na kobiety silne, niezależne, które szukają w mężczyźnie właśnie misia. Uważaj, żeby nie przesadzić – na pierdołę żadna nie zwróci uwagi.
2. Na nieśmiałego.
Potrzebujesz skombinować przepraszający wyraz twarzy i dużo mrużyć oczy. Przechodząc obok wymarzonej kobiety, wyszepcz cichutkie „przepraszam” i spojrzeniem pokaż jej, że jest ci przykro, że żyjesz. Na pewno będzie chciała ci pomóc.
3. Na szejka.
Inwestujesz w solarium, tombakowe ozdoby i walutę (najbardziej dolary, choć mogą być też korony czeskie – nie wszystkie babki odróżnią). Po mieście chodzisz z plikiem banknotów w dłoni. Uwaga! Zamiast kobietki możesz przyciągnąć meneli.

4. Na intelektualistę.
Kłopotliwe, bo trzeba załatwić jakąś książkę. Ale potem jest już z górki. Chodzisz po parku i udajesz zachwyconego tym, co czytasz. Gdy dziewczyna zapyta o ulubionego autora, wymieniaj latynoskie nazwiska (Raul Gonzales, Luis Enrique, Fernando Morientes, możesz dodać również Christiano Ronaldo i Tomasz Hajto).

5. Na osiłka.
Proste i nie wymagające dużych nakładów. Nie mów dużo, rób groźne miny i wypychaj podkoszulkę skarpetkami na wysokości bicepsów. Powtarzaj co chwilę: „Pudzianowski! Pudzianowski! Dominator!”. Ryzyko: propozycja wyjścia na solo od innego osiłka.

6. Na romantyka.
Bądź wiecznie zamyślony. Mów, że kobiety są piękne jak koń w galopie, a miłość jest jak chodzenie boso po zroszonej trawie. Wykonuj dziwne gesty (np. puszczaj buziaki do gołębi zrywających się do lotu). Bardzo skuteczna metoda.

7. Na turystę.
Mów w obcych językach. Najlepiej po angielsku. Jak nie znasz, to udawaj że znasz. Nie zaszkodzi wymachiwanie pozwoleniem na pracę za granicą lub wizą do USA. Uważaj na kieszonkowców!!

8. Na artystę.
Dziecinnie łatwe. Nie gol się, nie czesz. Ubieraj stare swetry i koszule z kołnierzem a’la Słowacki. Cytuj klasyków (patrz latynoskie nazwiska z punktu 4) i zachowuj się niekonwencjonalnie. Rada – zawsze bądź bez pieniędzy.

/znalezione na joemonster.org/

czwartek, 26 lipca 2012

In vitro veritas coraz bardziej

Komu przeszkadzają związki partnerskie? Przecież nie zagrażają nikomu i niczemu, ot, jeszcze jedna forma związku międzyludzkiego. Tymczasem piana pokrywa niektóre pyszczki, kiedy o tym mówią. A ja sobie poczytałam Konstytucję nieco uważniej. I zauważyłam art. 18, jeden z artykułów fundamentalnych, określający stosunek państwa do rzeczy najważniejszych. Brzmi on następująco:Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej. Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny ma zatem wyjątkową ochronę państwa. Czego się tu bać? To się nie zmieni, szczególnie chroniona przez państwo będzie wciąż instytucja małżeństwa, a inne formy związków już szczególnie chronione nie będą. Swoją drogą... co znaczy "wyjątkowa ochrona państwa"? Wspólne rozliczanie PIT-u? Czy raczej likwidowanie kolejnych ulg podatkowych? Becikowe czy brak żłobków? Jeśli rzeczywiście państwo tak wyjątkowo chce chronić rodzinę (czy wg państwa wolny związek z nieślubnym dzieckiem też podlega tej ochronie?), czemu nie chce uregulować sprawy in vitro? Pozwoliłoby to przecież na posiadanie dzieci przez pary (małżeńskie!), które z jakichś powodów dzieci mieć nie mogą. I tak by było cudnie i konstytucyjnie, byłoby małżeństwo, byłoby rodzicielstwo, byłaby rodzina.
Mam mieszane uczucia co do in vitro. Z jednej strony obawiam się gmerania w genetyce, bo to może prowadzić do różnego rodzaju nadużyć. Niejeden raz już do genetyki dorwał się jakiś szaleniec. Z drugiej strony jednak, jeśli jest to jedyna możliwość posiadania dzieci przez tych, którzy tego bardzo chcą... Należy tę sprawę jednak uregulować, tak zabezpieczyć, by nadużycia wykluczyć. Ale na to nie ma szans, jak sądzę, w obecnym sejmie. Widać ewidentnie ogromną zależność od kleru. Jeśli bowiem jakiś biskup pozwala sobie zagrozić posłom ekskomuniką, to nie wygląda to na świeckie państwo. Jeśli w sali sejmowej wisi krzyż (miecz Damoklesa!), to nie wygląda to na niezależność światopoglądową. To wygląda na reprezentowanie interesów jednej grupy. Licznej co prawda, ale poza nią też istnieją ludzie. I maja prawo do poszanowania swoich potrzeb, przekonań i marzeń. Marzeń o nierepresyjnym państwie.

środa, 25 lipca 2012

Dobitne dubito

I wezwał Pan samego siebie przed oblicze swoje boskie i pytanie sobie zadał, brzemienne w treść i skutki: czegóż ty Panie tak się baby uczepiłeś, jak rzep ogona? Baba jaka jest, każdy widzi. Język boski strzępisz nadaremno, argumentacji boskiej nadużywasz, a baba, jak to baba, mamrocze pod nosem jakieś dubito ergo sum. I Hartmana czyta. Ech.

wtorek, 24 lipca 2012

In vitro veritas

Latały dziś po sali sejmowej artykuły Konstytucji RP, jak kamienie na szaniec. Jedni w drugich rzucali art. 18 - łup! W odpowiedzi obrywali art. 30, a co! I tak sobie panie i panowie posłowie w demokratycznych wyborach wybrani dostarczali rozrywki. A ciemny lud oczy przecierał ze zdumienia. Kryzys jest, ludzie tracą pracę, bankrutują firmy, a przedstawiciele narodu zabawiają się dyskusją na temat znaczenia słowa "związek" - i nie o zawodowy chodzi. Otóż i małżeństwo chodzi, o jedyną słuszną formę parowania się. Każda inna jest według większości wybrańców naszych niedopuszczalna. A właściwie dopuszczalna, ale bez manifestacji. Po cichutku, przykryte kołtunem polskim (coltun vulgaris), tradycyjnym, niech sobie wolne związki będą. Ale wara im od pokazywania wszem i wobec, że istnieją. O in vitro też boje się toczą. Uknułam sobie powiedzenie: in vitro veritas - świetnie ludzi dzieli pogląd na tę sprawę. A ja się zastanawiam... ilu jeszcze polityków, księży, feministek, cyklistów i masonów pomieści sypialnia przeciętnego Polaka? Jak długo będą włazić ci wszyscy wyżej wymienieni pod mój materac mówiąc mi z kim, gdzie i jak mam współżyć cieleśnie? A paszli mnie w diabły! Zajmijcie się tym, co do was należy: gospodarką, podatkami - to teraz najważniejsze moim zdaniem, albowiem zieloność wyspy nieco wyblakła. Na dyskusje ideologiczne przyjdzie czas. Kiedy i wilk syty będzie, i owca cała. Póki co biedne owieczki strzyżone są w każdej dziedzinie życia, bez znieczulenia. Zamiast mówić mi, z kim żyć, powiedzcie mi jak żyć, kiedy pracując coraz więcej, coraz mniej z tego mam.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Homo homini

Nie lubię słów na "H", no nie lubię i już. Ponieważ "h" o "ch" wymawia się jednakowo bezdźwięcznie, pozwalam sobie nie lubić także słów na "CH".

hipokryzja - niespójność zasad głoszonych i stosowanych: wyjątkowo popularna jak świat długi i szeroki
homofobia - irracjonalna niechęć do homoseksualistów, w końcu pochwalać nie trzeba, ale rozumieć można
histeria - najłagodniejsza jej forma to histeria macicy, jako nadmierna demonstracyjność zachowań jest paskudnie irytująca
chamstwo - z dwojga złego wolę góralską muzykę
cholera - jako środek służący eliminacji jednostek chamskich wydaje się być atrakcyjna, lecz przy okazji paść mogą jednostki szlachetne, a mnie cel nie uświęca środków
huba - nie lubię, bo jest pasożytem, i już!
hreczkosiej - zaściankowości nie lubię, kołtuństwa nie lubię, ale to chyba przy "k"
h - stała Plancka, kwant działania, albowiem nie lubię doświadczać falowych własności materii
humbug - kłamstwem pachnie, oj pachnie
herbata - wolę kawę!
hipokamp - mam tego dwie sztuki w mózgu, odpowiada za przenoszenie informacji z pamięci krótkotrwałej do długotrwałej oraz za orientację przestrzenną: są rzeczy, które wyrzuciłabym z pamięci, hipokamp przeniósł je do pamięci długotrwałej bez mojej zgody, toteż za nim nie przepadam
handryczenie się - małostkowe jest, łatwo przy tym przeciągnąć strunę pomyliwszy ją z liną.

niedziela, 15 lipca 2012

Biedny miś...

Spłonął miś! Nie byle jaki miś, a barejowski, ten co to mu oczko odpadło temu misiu. Stał sobie miś spokojnie na Bemowie, a ktoś ciemną nocą, podstępnie i skrycie podpalił misia. I tak miś został zdradzony o świcie, by nie szargać pomnikowej świętości i nie robić konkurencji misiom świebodzińskim, smoleńskim i innym podobnym. Nie będą nam tu wraże misie PRL-owskie krajobrazu bogoojczyźnianego zaśmiecać swoją słomą i absurdalnym spojrzeniem. Ot co.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Święty Antoni

Pracowity to był weekend. Zrobiłam, co zaplanowałam, choć w niedzielny wieczór kończyłam poprawki malarskie resztkami sił. Na szczęście padła mi tarcza do szlifowania, mogłam oddać się lenistwu z czystym sumieniem. Nie miałam już tylko siły na pieczenie ciasta, choć sobie to obiecałam. Nie szkodzi, na brak słodyczy i tak nie narzekam.
Przy okazji wynoszenia mebli z sypialni i ich opróżniania znalazłam mnóstwo "przeszłostek", tych zapomnianych. Części z nich mi brakuje, braku innych nawet nie odczułam. Tych ostatnich pozbyłam się bez żalu. Zostawiłam tylko to, co miłe moim wspomnieniom. Oprawiłam w ramki świętego Antoniego i czekam, aż jego moc zadziała.

niedziela, 1 lipca 2012

Potęga rozumu

I wezwał Pan był babę przed oblicze swoje boskie i w łaskawości Pańskiej rozum jej wrócił był. I rozejrzała się baba rozumna wokół i zobaczyła to, czego wcześniej nie widziała, albowiem sercem babskim patrzyła. A serce durne, widzi, co widzieć chce, rozumu do głosu nie dopuszczając. I westchnęła baba rozumnie i patrzeć na świat zaczęła była, jak dawniej. I lżej jej się zrobiło na sercu i rozumie babskim.