Pracowity to był weekend. Zrobiłam, co zaplanowałam, choć w niedzielny wieczór kończyłam poprawki malarskie resztkami sił. Na szczęście padła mi tarcza do szlifowania, mogłam oddać się lenistwu z czystym sumieniem. Nie miałam już tylko siły na pieczenie ciasta, choć sobie to obiecałam. Nie szkodzi, na brak słodyczy i tak nie narzekam.
Przy okazji wynoszenia mebli z sypialni i ich opróżniania znalazłam mnóstwo "przeszłostek", tych zapomnianych. Części z nich mi brakuje, braku innych nawet nie odczułam. Tych ostatnich pozbyłam się bez żalu. Zostawiłam tylko to, co miłe moim wspomnieniom. Oprawiłam w ramki świętego Antoniego i czekam, aż jego moc zadziała.
Nie wystarczy czekac...trzeba Antosiowi pomóc ...
OdpowiedzUsuń