wtorek, 31 stycznia 2012

Tolkien

Kupiłam książkę wydaną przez syna Tolkiena :Niedokończone opowieści". Zawiera zbiór opowieści pobocznych do "Władcy Pierścieni", rozwijających koncepcję Śródziemia. Opowieści, jak opowieści... lepsze i gorsze. Nie jestem szczególną zwolenniczką tego typu literatury, ale fenomen wyobraźni Tolkiena jest dla mnie czymś niesamowitym. To życie w zupełnie innym, stworzonym przez siebie świecie. Drobiazgowo poukładanym i opisanym. Wielokrotnie zastanawiałam się nad codziennym życiem pisarzy takich, jak Tolkien - kreatywnych twórców. Nie tych piszących historie "z życia wzięte", tych tworzących inne, być może alternatywne światy. Jak funkcjonowali, czy też funkcjonują, w normalnym życiu. Jak wygląda ich dzień. Czy tkwią cały czas w swoich światach, jak mierzą się z codziennością. Jak jedzą, śpią, pracują. Oddałabym zwykłe życie za możliwość posiadania choć cząstki takiej wyobraźni, nawet jeśli miałoby mi to utrudnić egzystencję. A wtedy napisałabym historię swojego świata.

sobota, 28 stycznia 2012

Spokój

Ludzie żyją w przekonaniu, że nic już się nie wydarzy złego. Zapanował spokój niezmącony żadnym potencjalnym niebezpieczeństwem. Odleciały gołąbki niepokoju w siną dal. Można bez strachu zabiegać o codzienność, o przedmioty konieczne do lepszego samopoczucia. Konieczne by nie pojawiła się pustka. Ktoś strzelił w gardło hejnaliście. Cokolwiek to znaczy.

niedziela, 22 stycznia 2012

Współpraca - wszystkie moje dzieci


Babcia z okazji święta swego dostała kwiatuszki od wnuków i możliwość słuchania muzyki od zięciuniów. Wnuki zasiadając w babcinym fotelu bujanym domagały się bujania. Pokolenie przejściowe zjadło ciasto i rozgadało się, jak zwykle. Wyciągnęli zdjęcia i komentowali, dranie. Starsza córka doszła do wniosku, że wygląda zupełnie, jak ja w jej wieku. Rzeczywiście, nawet dla mnie to podobieństwo było zaskoczeniem. Zięciunio starszy stwierdził (na pewno ma w tym swój interes!), że z teściowej była niezła laska. Młodszy zięciunio (czegóż on może chcieć?) dodał, że dalej jest niczego sobie. W hołdzie dla laskowatości teściowej uzdatnili mój sprzęt grający, cudne chłopaki! Mogę sobie teraz usiąść w bujanym fotelu z książką i muzyki słuchać pełnymi głośnikami. Nie obyło się oczywiście bez drobnych szpilek. Otóż po uzdatnieniu sprzętu obaj zakrzyknęli: a teraz niech to mamut włączy! Nie wiem, co oni zrobili, ale żeby włączyć tuner muszę wcisnąć trzy przyciski w odpowiedniej kolejności. Mieli zabawę.
Dzieciaki oczywiście huraganowo przez moje mieszkanie przeleciały, wywlekając co się da. Długo po ich wyjściu zbierałam zabawki z różnych dziwnych miejsc. Hitem były kolorowe magnesy na lodówce i cylindryczne świece, które udawały nie wiem co w ich zabawach. Majeczka wyciągnęła metalowy pojemnik przypominający kształtem urnę (trzymam w nim różne guziczki, perełki, ozdóbki), co wywołało następujący dialog:
- Patrzcie, urna... Pewnie dla mamuta.
- Małe to jakieś, wszystkie prochy się nie zmieszczą.
- Do śmierci to ja trochę schudnę.
- E tam, jak mamut nie schudnie, to część rozsypiemy, reszta wejdzie.
I jak ich nie kochać? No jak?
Majeczka i Jasiek niezmiennie cieszą się na swój widok. Zaczynają też już "współpracować" w zabawie. Ostatnio współpraca polegała na tym, że Jasiek zdejmował magnesy z lodówki i zanosił do pokoju, a Majeczka je zabierała i odnosiła z powrotem. Wczoraj bawili się w berka! Ganiali się dokoła fotela, w postawie wyprostowanej lub na czworaka. Kiedy jedno doganiało drugie, konsternacja! Dogoniło się, ale co z tym dogonionym teraz zrobić? Wychodząc dali oboje babci buziaka, po czym zajęli się dawaniem buzi sobie wzajemnie. Aż zięciunio starszy z oburzeniem zawołał do syna: Jasiek! To twoja siostra!

sobota, 21 stycznia 2012

Pelikan


Kaprawe oczka, wór pod brodą, wiecznie rozwarty dziób, tułów pękaty, nóżki krótkie, krzywe. Ale jak lata! Cudownie szybuje, hen, majestatycznie unosi się, z niespotykanym kunsztem wykorzystuje najmniejszy ruch powietrza. Dumnie i dostojnie wzbija się na wyżyny. Kiedy leci, jest królem świata. Gdy potrzeba, potrafi śmignąć jak pocisk w dół i w ostatniej chwili z nieprawdopodobną precyzją uniknąć fal, musnąć je dziobem i znowu wzbić w niebo, tam znowu zawisnąć i trwać tak choćby i wieczność.
Jestem całkiem jak pelikan. Pomijając lotność.

piątek, 20 stycznia 2012

Humanitarne morderstwo

Przedświąteczne akcje "humanitarne zabijanie karpia" - i straszno, i śmieszno. Zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego PWN humanitarny oznacza mający na celu dobro człowieka, poszanowanie jego praw i godności oraz oszczędzenie mu cierpień; też: mający na celu dobro zwierząt. Skoro tak, to humanitarnie zabiję żabę. Ale czy jej to na pewno wyjdzie na dobre i oszczędzi cierpień? Żaba wrzucona do wrzątku będzie cierpieć i zapewne płakać żabimi łzami (o ile zdąży). Gdyby jednak tę żabę wrzucić do zimnej wody i stopniowo podgrzewać? Zacznie się przyzwyczajać do temperatury, przestanie zauważać dyskomfort termiczny, w końcu ugotuje się sama o tym nie wiedząc. Ba, szczęśliwa będzie, że jej ciepło. Taka tam zabawa w ciepło-zimno, ot, co.



A poza tym... fiątek.

czwartek, 19 stycznia 2012

Książki


Pokaż mi, jakie masz książki, a powiem ci, kim jesteś. Dom bez książek jest domem pustym. Dom z książkami na pokaz, jest domem na pokaz.
K.Hojnacka pisze w swoim Kodeksie Towarzyskim "Dom bez książki jest jak martwe ciało - nie promieniuje zeń dusza". I podaje cytaty z łacińskiego traktatu de Bury'ego z XIV wieku "O miłości do ksiąg": ..."Księgi radują nas, gdy śmieje się nam szczęście, pocieszają nas, gdy burzliwe grożą losy".
Nie wyobrażam sobie życia bez dobrej książki (pomijam te typu Harlequiny), nie wyobrażam sobie, jak można nie czytać niczego. Słowo pisane pobudza wyobraźnię, samodzielne myślenie. Nie podaje gotowych rozwiązań, nie narzuca, nie prostuje. No i okazuje się, że za mało przeczytałam książek, skoro nie umiem sobie wyobrazić powyższego. Za mało pobudziłam swoją wyobraźnię!
Tym, którzy uważają czytanie książek za stratę czasu zwyczajnie współczuję.

środa, 18 stycznia 2012

Rubikon

Alea iacta est. Punkt bez powrotu. Nie ma już innego wyjścia, teraz dzieje się samo. Nieuchronność zaś powoduje bierność, nic bowiem nie jest w stanie zmienić tego, co nastąpi. Żadnego więcej en garde, żadnej walki, żadnego oczekiwania. W związku z tym bardzo jest mi z tego powodu wszystko jedno.

wtorek, 17 stycznia 2012

Bajeczka

Piękna księżniczka została uwięziona w zamku strzeżonym przez smoka. A oto różne wersje zakończenia opowieści w zależności preferencji muzycznych rycerza-wybawcy.

PUNK:
Bohater przybywa bez hełmu, bo mu na irokeza nie wchodzi, patrzy zdegustowany na zamek, kontestuje smoka, olewa księżniczkę, stwierdza, że bajki są no future, po czym oddala się w siną dal i posuwa pierwszą napotkaną żabę.

AMBIENT:
Rycerz przyjeżdża, zsiada z konia i stoi bez ruchu, gapiąc się na smoka. Zaintrygowany smok też stoi bez ruchu. Wkurzona brakiem rozwoju wydarzeń księżniczka naparza ich po głowach wałkiem do pieczenia ciasta, po czym oddala się szukając rycerza słuchającego punka.

REGGAE:
Bohater jest tak uwalony zielem, że zamiast do zamku trafia do browaru. Tam pojedynkuje się z beczkami z piwem, myśląc, że to smoki, aż w końcu przybywa G. W. Bush i wsadza go do Guantanamo za kontakty z zaświatami.

POEZJA ŚPIEWANA:
Przybywa bohater, spoziera na ogrom smoka i dochodzi do wniosku, że nigdy nie zdoła go pokonać. Wpada w depresję i popełnia samobójstwo. Smok zjada go oraz księżniczkę na deser. Tak kończy się ta smutna historia.

PROGRESSIVE:
Przybywa bohater z gitarą i gra 26 minutowe solo. Smok sam się zabija ze znudzenia, bohater dociera do sypialni księżniczki, gra kolejne solo używając wszystkich technicznych zagrywek i pasaży dźwięków, które opanował ostatnimi czasy w konserwatorium. Księżniczka ucieka, rozglądając się za rycerzem preferującym...

GLAM ROCK:
Zjawia się bohater, smok pada ze śmiechu na jego widok i pozwala mu wejść do zamku. Bohater kradnie księżniczce kosmetyki i maluje cały zamek na piękny, różowy kolor.

NAJBARDZIEJ ALTERNATYWNA ALTERNATYWA:
Bohater przybywa wierzchem na wiewiórce, zsiada z niej, skacze na lewej nodze, gada coś bez sensu i macha jajkiem przyczepionym do pomarańczowej sznurówki.

NEW METAL:
Bohater przyjeżdża zajechaną Hondą Civic, pojedynkuje się ze smokiem, ale ulega spaleniu po tym, jak zbyt niski krok w jego spodniach zapala się od smoczych płomieni.

INDUSTRIAL:
Przybywa bohater w połyskującym płaszczu, wykonuje obsceniczne gesty przed smokiem za co opuszcza krainę baśni w towarzystwie ochroniarzy.

GRIND METAL:
Zjawia się bohater, wykrzykuje coś zupełnie niezrozumiałego przez dwie minuty i odchodzi.

HIP-HOP
Bohater przyjeżdża najlepiej odpicowaną bryką w całym NY, zalewa smoka stekiem bluzgów i baterią automatycznych miotaczy graffiti klasy dres-blok. Smok, ogłupiały idiotycznym, jednostajnym beatem serwowanym przez rycerza zamienia się w toster. Bohater kradnie księżniczkę i włącza ją do swojego 120-osobowego haremu.

IN ABSENTIA PORCUPINE TREE:
Rycerz zabija smoka i uwalnia księżniczkę, po czym okazuje się ze rycerz jest impotentem, księżniczka mężczyzną, a smok tylko tamtędy przechodził w drodze na piwo.

ROCK PSYCHODELICZNY:
Rycerz przybywa w kolorowej zbroi na głowie zamiast hełmu ma wieniec z kwiecia u boku dynda mu wielka faja wodna. Ani myśli wałczyć ze smokiem. Wspólnie gapią się parę godzin przed siebie
kontemplując przyrodę. Księżniczka w tym czasie nago pląsa po łące.

ZESPOLY POKROJU CREED
Rycerz jest mały i wątły. Jedzie na osiołku. Zbroje zrobił sobie sam jednak po drodze zaczęła się rozpadać ma wiec na sobie tylko gdzieniegdzie kawałki blachy. Wyciąga osobiście wykuty wielki miecz dwuręczny po czym upuszcza go. Parę razy próbuje podnieść wytężając się ze wszystkich sil. Nic z tego. Podbiega do smoka i z całej siły kopie go w kostkę. Smok patrzy na niego zdziwiony po czym odgryza mu nogę. Rycerz dostaje furii i skacząc na jednej nodze bije go rekami. Smok odgryza mu drugą nogę i obie ręce. Bohater wykrwawia się na smoka starając się ugryźć go w palec. Smok zabiera zniesmaczona cala sytuacja księżniczkę i wspólnie żyją długo i szczęśliwie.

TECHNO
Rycerz przybywa pojazdem kosmicznym i pokonuje smoka przy użyciu joysticka. Niestety, sam okazuje się robotem. Księżniczka ucieka w poszukiwaniu fana czegokolwiek innego.

MUZYKA ELEKTRONICZNA
Rycerz przylatuje pojazdem przypominającym "Enterprise", z głośnym szumo-świstem zabija smoka przepiękną smugą lasera i odlatuje z księżniczką w jasne, błękitne niebo, pomiędzy śnieżnobiałe obłoki. Niestety, dręczą go wątpliwości, czy zabijając smoka nie naruszył równowagi ekologicznej.

JAZZ TRADYCYJNY
Rycerz w czarnym garniturze, czarnym kapeluszu i białych butach przyjeżdża czarną limuzyną i zabija smoka z pistoletu automatycznego "Tompson". Następnie palnikiem acetylenowym pruje sejf należący do smoka, by zabrać z niego kosztowności, po czym kupuje księżniczce białe futro i zabiera ją do najelegantszego lokalu w całym Chicago.

MUZYKA ORIENTALNA
Rycerz siada w pozycji lotosu i medytuje, aż doznaje olśnienia, że smok jest przecież złudzeniem! Następnie uprawia z księżniczką seks tantryczny.

MUZYKA KLASYCZNA
Poważny rycerz z powagą wyciąga poważny miecz i poważnie zabija smoka. Następnie z poczuciem oczywistej dla siebie wyższości nad fanami czegokolwiek innego bierze z księżniczką ślub przy możliwie najmniej znanego kompozytora

GRUNGE
Rycerz w kraciastej flanelowej koszuli serwuje smokowi śmiertelną dawkę heroiny, po czym wspólnie z księżniczką z wolna pogrąża się w narkotycznym nałogu.

KLASYCZNY ROCK-AND-ROLL
Rycerz z fryzurą na Presley'a rozjeżdża smoka różowym cadillakiem i zabiera księżniczkę do baru dla zmotoryzowanych na hot-dogi i coca-colę.

DISCO
Rycerz wysiada ze swojego BMW w lśniącym dresiku adidasa dzwoni ze swojej nowiutkiej kom. po kumpli z osiedla przy dźwiękach totalnie odjechanego Wiśniaka po czym poprawia fryzurę i atakuje smoka swymi nowiutkimi adidaskami Smok pada martwy od napadu śmiechu połaczonego z pęknięciem bębenków w uszach od ICH3 Księzniczka wiesza się na swoich włosach woląc śmierć od życia w dresie!

Znalezione gdzieś w sieci.

Moja wersja bajki
Księżniczka tkwi samotnie w wieży od wieków. Sploty zapuszczanych od lat włosów dla ułatwienia wywiesiła przez okno. Raz na jakiś czas pod wieżą przejeżdża rycerz. Księżniczka wydaje wtedy zachęcające dźwięki, ale rycerze, zajęci własnymi myślami, nawet nie podnoszą głowy, by spojrzeć, kto tak pięknie dźwięki wydaje. Wreszcie pojawia się rycerz na zajeżdżonej chabecie i woląc dźwięczne śpiewy księżniczki od rachitycznego rżenia rumaka, patrzy w górę. Zaintrygowana chabeta podąża wzrokiem za wzrokiem swego jeźdźca. I ... ucieka z rycerzem w siodle, gdzie oczy poniosą.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Kapelusze...

Kilka porad z Kodeksu Towarzyskiego Konstancji Hojnackiej z 1939 r.

Rodzaj ubioru na przedpołudnie
Przedpołudnie jako pora porannych przechadzek, zakupów, pracy zawodowej, godzin biurowych i w ogóle załatwiania interesów wymaga ubrania prostego i spokojnego. Najodpowiedniejszy jest klasyczny angielski tailler, który właściwie nigdy nie wychodzi z mody, z bluzeczką koszulową z piki jedwabnej, z wełny, trykotu, płótna. praktyczny jest także sweterek. tak samo komplet, płaszcz, spora torebka i reszta drobiazgów w stylu angielsko-sportowym utrzymana. Obuwie na niskich obcasach, modele proste, wygodne, kolorem harmonizowane z całością ubioru. W doborze kapeluszy na tę porę i do tego charakteru ubrania grzeszą panie zbyt często, nosząc, zwłaszcza w lecie, modele za strojne. Najodpowiedniejszym jest sportowy filc - w dobrym gatunku - zimą i latem. Podczas upałów - dyskretna słomka. Pospolity kapelusz, źle dobrany, psuje wrażenie całości i stawia od razu elegancję kobiety pod znakiem zapytania. Lepiej jest mieć o jeden model mniej lub przerobić zeszłoroczny, a kupować u dobrej modystki, wyróżniającej się smakiem, która wbrew uprzedzeniom nie musi zaraz brać bajońskich sum.
Materiały, zależnie od pory roku: wełna, trykotaże, bawełna, płótno, jedwab.
Taki ubiór jest odpowiedni nie tylko do pracy w biurze, szkole, załatwiania interesów w urzędach, ale można w nim pójść na bezceremonialną wizytę w południe, na odczyt, na zebrania społeczne.

Zakładam więc "taki" ubiór i idę po bezceremonialne zakupy. Żeby jednak nic nie stawiało mojej elegancji pod znakiem zapytania, chapeau bas.

Po zakupach...

Rodzaj ubioru na popołudnie
Popołudniowe modele są więcej wypracowane w kroju i dyskretnie przybrane, zwłaszcza suknie wizytowe, w których jednak nie wychodzi się na ulicę bez okrycia. Szyjemy je z jedwabiu lub wełny, z materiałów wyrabianych ostatnio w połączeniach i gatunkach rzadkiej piękności. Czasem taki piękny materiał nie potrzebuje żadnego przybrania. Obuwie na obcasie słupkowym na przechadzki, na wizyty może być na francuskim, byle nie za wysokim. Modele i skóry wyszukańsze, jakkolwiek spokojne. Torebki w przeciwieństwie do przedpołudniowych mniej pakowne, z luksusowej skóry. Kapelusze ze strojniejszych materiałów. modele fantazyjne, przybranie bogatsze.
(...)
Na popołudniowe herbatki wkładamy skromne suknie wizytowe lub - jak się to w ostatnich latach przyjęło - popołudniowe kostiumy. Kapelusza ani na lunch, ani na popołudniową herbatkę nie zdejmujemy, chyba że przyjęcie dotyczy małego przyjacielskiego kółka i że pani domu sama zaproponuje, nie zmuszając jednak do tego.

Rodzaj ubioru na wieczór
na większe przyjęcia wieczorne, zabawy z tańcami wkładamy suknie wieczorowe, a na oficjalne, reprezentacyjne oraz bale - balowe. Różnią się one od wieczorowych głębszym dekoltem, kosztowniejszym materiałem i bogatszymi uzupełnieniami stroju. Wszystko, co można pomyśleć najstrojniejszego i najkosztowniejszego w zakresie materiałów, przybrań i obuwia, nadaje się na balową toaletę. Najfantazyjniejsze modele są dozwolone., byle nie obrażały uczuć przyzwoitości i nie wykraczały przeciwko estetyce. Torebki i pantofelki wyglądają jak klejnoty. Ale przy tym wszystkim toaleta nie może robić wrażenia przeładowanej ani zwracającej uwagi ekstrawagancją. Jakiż więc umiar tu potrzebny, jaki smak, zmysł estetyczny i krytyczne spojrzenie, które nie pozwoliłoby przekroczyć granicy między strojnym a przeładowanym.

W celu uniknięcia przeładowania, dziś wieczorem pozostanę w domu, no.

piątek, 13 stycznia 2012

Wiecznie wietrznie

Wiatr za oknem wieje, jak potępieniec beznadziejnie szukający drogi do zbawienia. Zawodzi żałośnie, czasem pogwizduje ostrzegawczo: za chwilę dotknę twoich myśli lodowatymi palcami. Przywiewa wszystkie smutki świata, straszy nieuchronnością zdarzeń. Ostrzega przed spełnieniem sypiąc w oczy przegniłymi liśćmi. A stara akacja gnie się w upiornym tańcu wyskrzypując z trudem prośbę o kilka lat życia więcej.

czwartek, 12 stycznia 2012

Moje pasje

Dawno tak uczciwie nie chorowałam. Leżę twardo w miękkim łóżku i oglądam filmy w dużych ilościach. Tego też dawno nie robiłam. No i oczywiście czytam. Znajomy pan paczkonosz przyniósł wczoraj nowe książki, m.in. Poradnik gospodyni wiejskiej z 1955 r. Poradnik zaczyna się od pieśni do śpiewania w gronie rodzinnym: Cyraneczka, Kukułeczka, Prząśniczka, Pieśń traktorzystów itp. Potem rozdział W polu i zagrodzie. Wychów krów, chów trzody chlewnej, chów drobiu, owiec, kóz, królików. A potem rozdział pt. Wychowanie dzieci. Zaiste, właściwa kolejność.
To kolejny poradnik, jaki nabyłam. Najstarszy, jaki mam to Ziemiańska generalna ekonomika Jakuba Haura z 1679 r. Potem Nakwaska, Dąbkiewicz, Hojnacka i ten ostatni, z 1955 r. Kopalnia wiadomości o ludziach i czasach. Poluję na książkę kucharską Compendium ferculorum, kucharza Alexandra Lubomirskiego, najstarsza zachowana książka kucharska. Pojawia się czasem reprint na Allegro.
Pan paczkonosz przyniósł też zbiór wierszy staropolskich swawolnych Kiedy mię Wenus pali i zbiór poezji rosyjskiej Liry i truby. Mogę spokojnie chorować.

wtorek, 10 stycznia 2012

Staromiejski bursztyn


Moja przychodnia lekarska mieści się na Krzywym Kole, więc dość regularnie bywam na Starym Mieście. Wczoraj byłam już po zmroku i pierwszy raz widziałam na żywo choinkę na Placu Zamkowym. Kiedy byłam tam na początku grudnia nie była jeszcze oświetlona. Wczoraj świeciła całą sobą. Rynek wreszcie stał się dawnym Rynkiem, pozbawionym już jarmarcznych bud świątecznych, wciąż natomiast był świątecznie oświetlony. Nawet Syrenka miała świąteczne ubranko. Mimo że święta już minęły, a wraz z nimi minął świąteczny nastrój, jakieś jego resztki błąkały się jeszcze na staromiejskich, prawie pustych uliczkach. Lubię Starówkę o każdej porze roku, ale ta świąteczna jest chyba najbardziej urokliwa. Wracając od lekarza, jak zwykle przystawałam długo przed sklepami z bursztynem. Patrzenie na złociste bryłki uspokaja moje myśli, stają się powolniejsze i cieplejsze. Nie wiem, jaka moc jest w bursztynie zaklęta, ale patrząc na niego odpoczywam słysząc szum morza i śpiew syren. Nie mam żadnej biżuterii z bursztynem, korale, które od kogoś kiedyś dostałam, powiesiłam na oknie w kuchni, żeby chroniły od złych mocy. W sypialni na parapecie mam bursztynowy drobiazg w szklanym pojemniku, pięknie przez niego świeci słońce. Rzewliwie i urokliwie mi po tej wizycie na Starówce. Nawet Kamienne Schodki stają się jakieś przyjazne po ostatnim remoncie, chyba nabierają już patyny koniecznej w tym miejscu. Następna wizyta za tydzień.

niedziela, 8 stycznia 2012

Koniecznostki

Słowo-wytrych: must-have. Używane w odniesieniu do mody, oznacza rzecz, którą musi się mieć w szafie w bieżącym sezonie. A to marynarkę z wyłogami w kolorze dzikiego pieprzu, a to spódnicę pikowaną w asy karo, a to jakieś tam coś innego. Straszne słowo i straszne znaczenie jego. Bo cóż, jeśli ktoś owego must-have'a nie posiada i posiadać nie chce? Napiętnowany taki po ulicy chodzić będzie biedaczek. Właściwie biedaczka, bo bardziej panie must-have'ów pożądają, by z tłumu się nie wyróżniać jednocześnie pozostając oryginalną i niepowtarzalną.
A mnie znacznie bardziej podoba się słowo koniecznostka. Swojsko brzmi, nieprawdaż? Przyjaźniej jakoś, humanitarnie wręcz brzmi. Tę koniecznostkę rozciągnęłam sobie na inne, poza modą, sfery życia. I oto okazuje się, że koniecznostką jest posiadanie najnowszego modelu tv, koniecznie 3D, HD albo inne d... Koniecznostką jest posiadanie wiedzy na temat apteki z wyrozumiałym magistrem farmacji płci dowolnej, który zrealizuje receptę z pieczątką lekarza "Refundacja do decyzji NFZ" uwzględniając ową przysługującą refundację. Koniecznostką jest wreszcie posiadanie stryja biskupa, albowiem to znacząco ułatwia objęcie stanowiska w rządzie świeckiego państwa. Ot, koniecznostki nasze codzienne.
Moją koniecznostką jutrzejszą jest wizyta u lekarza-cudotwórcy, albowiem do czwartku muszę być zdrowa!

sobota, 7 stycznia 2012

No szarp pan!



Szarp pan bas!
Bo jak pan nie szarpie –
to krew się w nas
sączy zimnym karpiem.
Rwij pan bas!
Aż wyrzężę, że już pas.
Szarp pan bas!
Bo gdy pan go szarpie –
to krew wre w nas,
rytmu charczą harpie.
Wal pan w bas!
Łup pan! Skub pan! Drób pan bas!
Jak pies
warczy w basie
struna w czasie
gdy pan ją w werwie rwie.
Jak bies
bas mnie kusi,
gdy pan go dusi –
i kark mu zgrabnie dla mnie mnie.
Wal pan w bas!
Bo jak pan nie wali –
to pusto w nas
jak w nieczynnej Sali.
Szczyp pan bas!
I szczyp, i mnij,
i duś pan bas!

A gdy zgasł
i już mi nie chrzęści –
to złamał bas
serce mi na części.
Z bólu się
ja na ścianę pnę
i w rozpacz brnę,
i szaty mnę,
i klnę
ten bas!

Cudna Kraftówna w Kabarecie Starszych Panów. Szarp pan ten bas, aż wyrzężę, że już pas, rzekła prześliczna wiolonczelistka do basisty. Zapotrzebowanie mam na miłego basistę miękkiego w dotyku, z uśmiechem Przybory )))).

piątek, 6 stycznia 2012

Chwila dla debila

Wywiad z Karoliną Korwin Piotrowską (w onet.uroda!) o rodzimym "szoł byznesiku" - Królestwo kretynów. I jedno, wyjątkowo prawdziwe (choć gorzka to prawda) zdanie: ... bez Kasi Nosowskiej, która wydaje znakomite płyty i nie biega z niemal gołymi cyckami po scenie, by te płyty sprzedać, nasz show=biznes przetrwa, a bez tych dwóch pań (Doda i E.Górniak) nie bardzo. Niestety, ma rację. Nasz show-biznes (cokolwiek to oznacza) działa na zamówienie tych, którzy są bardziej zainteresowani cyckami Dody, czy majtkami Edytki. Rzesze bezmyślnych krów domowych obu płci z zapartym tchem śledzą życie osobiste gwiazd... tfu! że też mi język nie sparszywiał! Rzesze owe śledzą życie osobiste celebrytów, co to z gwiazdą mają wspólne może dwa ramiona z pięciu. To dla nich kręci się ta karuzela, dla nich produkuje się idiotyczne seriale, dla nich wydaje się pisemka typu "Chwila dla debila". No, ale przecież tacy ludzie też muszą być. Tylko dlaczego jest ich coraz więcej? Dlaczego nadają ton wszystkiemu wokół? Nie mieszczę się w tych ramkach coraz bardziej, jak coraz bardziej oddala się ode mnie wizja zmieszczenia się w rozmiar 36 - jedno i drugie to błąd dyskwalifikujący mnie w obecnym świecie. Karolina Korwin Piotrowska zmieniła swój "imydż", wyszczuplała, wypiękniała, wytipsiła się i zaistniała. A teraz narzeka. Weszła między wrony kracząc, jako one i wypuszcza stopniowo serek z dzioba. Wolałam ją w poprzedniej postaci.

środa, 4 stycznia 2012


Mimo buntu, upiekłam dziś chleb.

Dzień buntu

niedziela, 1 stycznia 2012

Taniec godowy

Od jakiegoś czasu obserwuję taniec godowy samicy z trupią główką na tułowiu. Skrzydła ma oblepione słodyczą i wabi inne motyle, by zatańczyć z nimi. Bawi się przyjmując różne kształty... Raz mieni się wielobarwną tęczą, innym razem subtelną poświatą. I czeka. Kiedy już będzie pewna, że zwabiła wystarczającą ilość pożywienia, powróci do swej pierwotnej postaci. Okokoni zdobycze, oplącze lepkimi skrzydłami i skonsumuje mlaskając i bekając po każdym kęsie. Wypluje przetrawione resztki i zniknie, by pojawić się, gdy znów zgłodnieje. Najpierw usiądzie z boku, obserwując uważnie. Potem przybierze postać, którą uzna za najskuteczniejszą i taniec godowy znów się zacznie. Dance macabre.