Babcia z okazji święta swego dostała kwiatuszki od wnuków i możliwość słuchania muzyki od zięciuniów. Wnuki zasiadając w babcinym fotelu bujanym domagały się bujania. Pokolenie przejściowe zjadło ciasto i rozgadało się, jak zwykle. Wyciągnęli zdjęcia i komentowali, dranie. Starsza córka doszła do wniosku, że wygląda zupełnie, jak ja w jej wieku. Rzeczywiście, nawet dla mnie to podobieństwo było zaskoczeniem. Zięciunio starszy stwierdził (na pewno ma w tym swój interes!), że z teściowej była niezła laska. Młodszy zięciunio (czegóż on może chcieć?) dodał, że dalej jest niczego sobie. W hołdzie dla laskowatości teściowej uzdatnili mój sprzęt grający, cudne chłopaki! Mogę sobie teraz usiąść w bujanym fotelu z książką i muzyki słuchać pełnymi głośnikami. Nie obyło się oczywiście bez drobnych szpilek. Otóż po uzdatnieniu sprzętu obaj zakrzyknęli: a teraz niech to mamut włączy! Nie wiem, co oni zrobili, ale żeby włączyć tuner muszę wcisnąć trzy przyciski w odpowiedniej kolejności. Mieli zabawę.
Dzieciaki oczywiście huraganowo przez moje mieszkanie przeleciały, wywlekając co się da. Długo po ich wyjściu zbierałam zabawki z różnych dziwnych miejsc. Hitem były kolorowe magnesy na lodówce i cylindryczne świece, które udawały nie wiem co w ich zabawach. Majeczka wyciągnęła metalowy pojemnik przypominający kształtem urnę (trzymam w nim różne guziczki, perełki, ozdóbki), co wywołało następujący dialog:
- Patrzcie, urna... Pewnie dla mamuta.
- Małe to jakieś, wszystkie prochy się nie zmieszczą.
- Do śmierci to ja trochę schudnę.
- E tam, jak mamut nie schudnie, to część rozsypiemy, reszta wejdzie.
I jak ich nie kochać? No jak?
Majeczka i Jasiek niezmiennie cieszą się na swój widok. Zaczynają też już "współpracować" w zabawie. Ostatnio współpraca polegała na tym, że Jasiek zdejmował magnesy z lodówki i zanosił do pokoju, a Majeczka je zabierała i odnosiła z powrotem. Wczoraj bawili się w berka! Ganiali się dokoła fotela, w postawie wyprostowanej lub na czworaka. Kiedy jedno doganiało drugie, konsternacja! Dogoniło się, ale co z tym dogonionym teraz zrobić? Wychodząc dali oboje babci buziaka, po czym zajęli się dawaniem buzi sobie wzajemnie. Aż zięciunio starszy z oburzeniem zawołał do syna: Jasiek! To twoja siostra!
Dzieciaki oczywiście huraganowo przez moje mieszkanie przeleciały, wywlekając co się da. Długo po ich wyjściu zbierałam zabawki z różnych dziwnych miejsc. Hitem były kolorowe magnesy na lodówce i cylindryczne świece, które udawały nie wiem co w ich zabawach. Majeczka wyciągnęła metalowy pojemnik przypominający kształtem urnę (trzymam w nim różne guziczki, perełki, ozdóbki), co wywołało następujący dialog:
- Patrzcie, urna... Pewnie dla mamuta.
- Małe to jakieś, wszystkie prochy się nie zmieszczą.
- Do śmierci to ja trochę schudnę.
- E tam, jak mamut nie schudnie, to część rozsypiemy, reszta wejdzie.
I jak ich nie kochać? No jak?
Majeczka i Jasiek niezmiennie cieszą się na swój widok. Zaczynają też już "współpracować" w zabawie. Ostatnio współpraca polegała na tym, że Jasiek zdejmował magnesy z lodówki i zanosił do pokoju, a Majeczka je zabierała i odnosiła z powrotem. Wczoraj bawili się w berka! Ganiali się dokoła fotela, w postawie wyprostowanej lub na czworaka. Kiedy jedno doganiało drugie, konsternacja! Dogoniło się, ale co z tym dogonionym teraz zrobić? Wychodząc dali oboje babci buziaka, po czym zajęli się dawaniem buzi sobie wzajemnie. Aż zięciunio starszy z oburzeniem zawołał do syna: Jasiek! To twoja siostra!
Pokaż pyszczki maluszków. :-))
OdpowiedzUsuń