środa, 31 grudnia 2014

G jak gdyby...

Gdyby kolejne 365 lub 8 736 godzin lub 524 160 minut lub 31449600 sekund 2015 roku okazało się gorsze, niż te w 2014 proponuję skrócić drania przy samych piętach. Dosiego!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

F jak fenestracja

... czyli dupa w oknie. 
Wyraz "dupa" jest skrzętnie pomijany w słownikach, poza Słownikiem Języka polskiego, który podaje znaczenie - wulg. pośladki, tyłek. Nawet w moim ulubionym Słowniku Etymologiczno-historycznym nie było takiego hasła. O kant dupy potłuc słowniki zatem.
Pochodzenie słowa nieznane, choć podejrzewa się o to rosyjskiego biologa Wołowa, stąd często można spotkać określenie "dupa Wołowa". Najbardziej znaną dupą jest oczywiście dupa Maryni, niektórzy w kółko mogą o niej gadać. Znaczy, Marynia to niezła dupa! Dupy można też używać w celach .wzbogacenia przekazywanych uczuć, np można dupę komuś skopać (uczucia negatywne), ale można też dupę komuś lizać (uczucia pozytywne?). Dawanie dupy to już całkiem inna historia: można dupy dawać w celach zarobkowych albo wartościujących, ale też gdy się jej daje nieprzemyślanie, ponosi się porażkę, w obu przypadkach głównie towarzyską. Po dupie można też dostać, niekoniecznie w wieku mocno młodzieńczym. Pomijając społeczne ruchy sadomasochistyczne, dostawanie po dupie do przyjemności nie należy, czasem jest dość bolesne. W wiekach poprzednich radowano się co prawda (głównie po klasztorach) flagellacją, ale to przypadek błędów i wypaczeń wieków poprzednich. Dzisiejsze, zdrowe społeczeństwo ma w dupie takie przyjemnościowe konotacje. Aczkolwiek, patrząc na to od dupy strony, taka młoda, zdrowa dupa wystawiona na widok publiczny (w czym celują dzisiejsze gwiazdki i gwiazdeczki) może posiadać pewną wartość estetyczną dla koneserów. Taka udupiona gwiazdeczka tym samym staje się wrzodem na dupie dla kół zbliżonych do moherowych. 
Pochodzenie:
Od XV w., ale już w XIV w. pojawiło się jako nazwa osobowa Dupka; ogsłow. (por. czes. doupa ‘zagłębienie, jama, dół, nora’, słoweń. dúpa ‘zagłębienie w ziemi, dół, jama, nora, jaskinia’, bułg. dúpka ‘otwór, dziura; dół, jama; nora, barłóg zwierzęcia’) < psłow. *dupa (*dupъ) ‘wgłębienie, zagłębienie naturalne w ziemi, skale, drzewie, w jakimś przedmiocie, w ciele (ludzkim)’, ‘celowo zrobione zagłębienie w ziemi, drzewie’; podstawą pie. *dheu-p- ‘głęboki, wydrążony’; dzisiejsze znaczenie rozwinęło się z ‘wgłębienie, otwór’, prawdopodobnie jako eufemizm zastępujący dawniejsze (i dzisiejsze gwarowe) rzyć ‘tyłek, pośladki’ (< psłow. *ritь). /ściąga.pl/

Inne źródła internetowe:
 rzeczownik, rodzaj żeński
(1.1) wulg. pośladki lub odbyt
(1.2) pot., wulg. niezaradna osoba, oferma
(1.3) wulg. (potencjalna) partnerka seksualna
(1.4) wulg. dziewczyna (tylko w zestawieniach: fajna, niezła, itd., ale także stara dupa - stare babsko)
(1.5) wulg., pot. wykrzyknienie świadczące o porażce, przegranej

odmiana: lp dup|a, ~y, ~ie, ~ę, ~ą, ~ie, ~o; lm ~y, ~, ~om, ~y, ~ami, ~ach, ~y

synonimy: (1.1) pupa, tyłek, rzyć; cztery litery; siedzenie (1.2) safanduła, niedojda, niedorajda, gapa; (1.3) laska, cizia
antonimy: (1.3) pasztet, smok, kaszalot
wyrazy pokrewne: (1.1, 1.3) zdrobn. dupcia, dupeczka, dupka; czas. dupczyć/wydupczyć, podupczyć; (1.1) zgrub. dupsko; (1) przym. dupiasty, dupny, dupowaty, z dupy; (1.2) rzecz. dupek, dupoliz
związki frazeologiczne: być do dupy! (do niczego); (1.1) pocałować kogoś w dupę, mieć coś w dupie, wsadzić sobie coś w dupę, dawać dupy, zawracać komuś dupę, ch*uj ci/mu/jej/wam/im w dupę; (1.2) dupa wołowa, rozmawiać o dupie Maryny, chronić czyjąś dupę, zabrać się do czegoś od dupy strony, trzymać się czyjejś dupy
etymologia: od starosłowiańskiego dupło (zagłębienie, dziura, dziupla).
Słowo to wywodzi się prawdopodobnie od starosłowiańskiego słowa dupło, oznaczającego dziurę, rysę, zagłębienie (porównaj dziupla). Jak podaje Aleksander Brückner, w XIII wieku określenie dupna mogiła oznaczało pusty grób. Z czasem słowa tego zaczęto używać w znaczeniu podanym wyżej.

w zaprzyjaźnionych językach:
angielski: ass US, bryt., butt
bułgarski: (1.1) гъз m, задник
duński: (1.1) røv
francuski: (1.1) cul
łaciński: (1.1) culus
macedoński: (1.1) газ
niemiecki: (1.1) Arsch
portugalski: (1.1) bunda
rosyjski: (1.1) жопа
czeski - prdel
fiński - perse
hebrajski -    התחת
litewski - asilas
rumuński - cur
suahili - punda
tadżycki - Модаҳар
urdu - پچھواڑے
węgierski - segg

Ciekawsze związki frazeologiczne:
Ciemno, jak w dupie u Murzyna - biorąc pod uwagę dzisiejszą poprawność polityczną powinno się mówić: ciemno, jak w dupie u afroamerykanina, znaczy bardzo ciemno.
Dupa blada - przeciwieństwo powyższego, znaczy do dupy jest.
Leżeć do góry dupą - jak jest do dupy, to się leży i nic nie robi, bo i po co.
Mieszkać tam, gdzie psy dupami szczekają - j.w.
 Nie mieć czasu się w dupę podrapać - to przeciwieństwo powyższego, znaczy mieszkać tam, gdzie psy szczekają pyskami i mieć co robić.
Pijany w cztery dupy - jak wróci do domu, to go żona udupi.
Wyżej sra, niż dupę ma - megaloman z biegunką?
Wziąć dupę w troki - uciekać!
Zawracać komuś dupę - jak ktoś zawraca, to wziąć dupę w troki.

I wreszcie klasyk: prawda jest jak dupa, każdy ma swoją. Generalnie rozważania powyższe dupy nie urywają, ale ileż miałam zabawy!


niedziela, 28 grudnia 2014

E jak Eklezjasta

W młodości jakoś łatwiej podejmować decyzje. Ona wszak nad poziomy wylata i hurtowo łby hydrom urywa. Im dalej w lata, tym gorzej. A to się człowiek do psa lub kota przywiąże, a to do materii... I głupio porzucić, co się ukochało na rzecz niewiadomego. Natomiast na starość... Pół biedy, jeśli jest się wierzącym - do świątyni jakiejś się pójdzie, duchowny powie, co i jak być powinno. Zewnątrzsterowalni też źle nie mają, popatrzą na otoczenie i już wiedzą, co robić. A odmieńce się męczyć muszą między karpediemem a marnością nad marnościami. Szczęścia poszukiwać tu czy tam? Po Sokratejsku włócząc się po bazarze życia wzdychać, że jakże szczęśliwie bez tylu rzeczy można się obyć? Czy przeciwnie, podsiębiernie żyć? Z Księgą Koheleta, czy z Schopenhaurem za pan brat? Filozofować do wypęku, czy real politics stosować? Lepiej w kominku rozpalę i pozwolę kotom zamruczeć mnie po kokardy.

środa, 24 grudnia 2014

D jak dobrze mi

Lubię tę chwilę. Milknie gwar, naczynia myją się w zmywarce, świeża, świąteczna pościel przygotowana, nowa książka czeka... Rozpalę ogień w kominku, usiądę w fotelu i poczytam przy muzyce. Koty mi zamruczą... I niech wieje za oknem, niech leje. Mnie jest dobrze, jest dobrze mi. 
I niech wszystkim będzie dobrze. Cokolwiek to dla nich oznacza.

piątek, 19 grudnia 2014

C jak czysta polszczyzna...

Szkolenie trwało dwa dni. Nazwę szkolenia podano po angielsku: Enterprise Project Management. Nazwa firmy prowadzącej też jakaś taka niesłowiańska. Prowadzący jednakże powitał w moim języku ojczystym, pozostali uczestnicy też zrozumieli, zatem hurra! nasi tu są! Już jednak po kilku pierwszych minutach okazało się, że owszem, nasz ten prowadzący, ale mówił jakoś dziwnie. Alokowaniami, kustomizowaniami, labelkami i tym podobnymi sypał jak z rękawa. W którymś momencie użył słowa "etykietka", ale szybko się poprawił - label. Potem mieliśmy short break na lunch, a potem znów to samo. Drugiego dnia byłam już rozbawiona. Nie reagowałam na workflow i follow-up, nawet charty mnie nie ruszyły. I pomyśleć, że tyle się człowiek natrudził językowo, żeby nam wytłumaczyć! Z angielskiego się musiał przygotować, zamiast z meritum. Po meritum galopował bowiem, jak mustang po prerii. Otrzymując dyplom poczułam się więc podwójnie dowartościowana: w Enterprise Project Management i w angielszczyźnie. Tylko, psiakrew, po co? No jak to po co? Po learningu poszłam na spacering, a tak tylko bym zwyczajnie spacerowała! Podwójna korzyść, cbdo.

niedziela, 14 grudnia 2014

Kominek - ostateczne starcie

 Wykończyłam drania. Do poprawki jakieś niedoróbki zostały, typu bejcowanie niedokładności, pociągnięcie lakierem matowym i inne drobiazgi. Miałam problem z przerwą pod górną półką, konieczną ze względu na wentylację. Na allegro kupiłam jakiś indyjski karnisz, który przycięłam do właściwych rozmiarów. Odcięte boki wykorzystałam na dole, do przysłonięcia wsporników. Ktoś mi zadał pytanie, ile mnie to kosztowało i czy było warto. Policzyłam mniej więcej, bo nie cena była dla mnie najważniejsza - wyszło około 700 zł, razem z karniszem (z czego 350 zł to cena kominka). I warto było zrobić to własnymi rękoma. Nawet jeśli nie wygląda to sklepowo i designersko. Mam jednak ogromną satysfakcję. Kiedy siadam w fotelu przy kominku, widzę najdrobniejsze szczegóły, których niedoskonałości się oczywiście czepiam, ale ogólnie satysfakcja jest ogromna. Praca  z drewnem tak mi się spodobała, że planuję zrobienie biurka i szafki na czasopisma. Zastanawiałam się też nad dywanem - zostało mi sporo odpadów drewnianych, mogłabym zrobić ramę do tkania. Zaplanowałam co prawda zrobienie dywanu na szydełku, ale tkany byłby chyba ciekawszy. Córka zadała mi pytanie: co ty jeszcze wymyślisz? Ano na najbliższy weekend mam zaplanowane robienie ozdób świątecznych z wnukami, potem szlifowanie i olejowanie blatu kuchennego. A potem już tylko za garnkotłuka świątecznego będę robić. Gwoździem ma być kaczka z nadzieniem z masy kasztanowej.


piątek, 12 grudnia 2014

B jak broda

Podobno dziecięciem będąc przejawiałam niejakie upodobanie do brodaczy. Nie pamiętam tego okresu, ale swoje fascynacje młodzieńcze już tak. Męska twarz okolona obfitym zarostem od zawsze wydawała mi się cieplejsza, przyjaźniejsza. Toteż za takimi się oglądałam. Skłonności odziedziczyły moje obie córki. Starsza dawała temu wyraz nad wyraz wyraźnie przełażąc na kolana brodaczy w autobusach. Skłonności im pozostały: obaj moi zięciowie mają brody. I to nie takie rachityczne czy kozie bródki, ale regularny, porządny zarost, bez udziwnień. Ale do rzeczy... Wiele kobiet nie lubi bród u mężczyzn twierdząc, że w takiej brodzie resztki jedzenia, że łaskocze nieprzyjemnie, że niechlujnie wygląda. E tam. Niechlujny pan będzie wyglądał niechlujnie z brodą, czy bez. A broda... ileż daje możliwości! Można się w nią wtulić, gdy zimno. Można w niej nawet hodować słowiki. Filozofem ona nie czyni, ale przynajmniej wrażenie robi. 

A to już brodowe mistrzostwo: broda choinkowa. Początkowo beard baubles powstały na potrzeby kartki świątecznej. W krótkim czasie stały się absolutnym przebojem tegorocznego okresu przedświątecznego. I słusznie. Niestety, nie mogę ich nabyć moim zięciom - do nas jeszcze nie dotarły. A ręczę, że ozdobieni beard baubles wyglądaliby świetnie. Jak pan obok.






O ile mężczyzn z brodą i dowcipów z brodą bywa w bród, o tyle kobiet z brodą ujawnia się znacznie mniej. Nawet jeśli któraś z pań posiada zalążki, stara się je ukryć i depiluje dokładnie. Poza może Conchitą Wurst, bo choćby Anna Grodzka prezentuje dokładnie wygolone oblicze. Ale to całkiem inna historia. 
Indianie podobno swojego zarostu pozbywali się wyskubując pojedyncze włoski. Bolesne to było zapewne. I po co im to było? A taki na przykład Winnetou... o ile ciekawiej wyglądałby z brodą. Poza tym broda grzejąc dolne części twarzoczaszki męskiej powoduje pewne wychłodzenie części górnej, co może sprzyjać sprawniejszemu procesowi pracy umysłowej. W końcu komputery też trzeba chłodzić, żeby się nie przegrzały. A taki przegrzany komputer to niewinna rzecz przy panu z przegrzanymi zwojami mózgowymi. Reasumując: barba philosophum facit, jednak.

czwartek, 11 grudnia 2014

A jak anioły

Pierwszego anioła dostałam od koleżanek z jakiejś okazji. Z komentarzem: ty na niego patrz i anielskości charakteru nabieraj. Patrzę od kilku lat i nic! Muszą to być zaburzenia widzenia albo jakaś wada genetyczna... Od tego pierwszego anioła się zaczęło. Popłynęły do mnie szeroką strugą, albowiem córki uznały, że jeden to za mało. Dostawałam je od nich przy każdej okazji. Drewniane, ceramiczne, szklane, metalowe, woskowe. Kilka z nich cenię sobie bardziej, niż inne. Mianowicie tego zrobionego z masy solnej przez młodszą córkę, wyszperanego gdzieś przez starszą aniołka z mydła i szklanego, którego dostałam na 50-te urodziny. Mam też szatanioła, całkiem diabelskiego kolesia z czerwonymi, pierzastymi skrzydłami. I białoruskiego golasa, któremu wnuczka zgubiła gdzieś skrzydła. Przywoziłam je sobie z podróży, mam więc aniołka ormiańskiego, kilka białoruskich i rosyjskiego. Niestety, obfitość aniołów nie wpłynęła łagodząco na mój charakter. Ostatnio nawet zauważyłam pewien regres w anielskości, wredna całkiem szatańsko się robię. Minął co prawda okres wielkiej smuty, ale pewien cynizm pozostał. I nie wierzę już w anioły. Toteż koleżanki obdarowują mnie żabami. Że niby taka zaklęta księżniczka ze mnie... Akurat.

wtorek, 9 grudnia 2014

Tik tak

Od dłuższego już czasu kupuję świetny chleb w piekarni Putka przy Rondzie Wiatraczna. Chleb jest czymś między pumperniklem, a razowcem, smakuje rewelacyjnie. Zapewne nie chciałoby mi się nadkładać drogi, gdy wracam z pracy, gdyby nie wyjątkowo miła obsługa tego sklepu. Panie pamiętają stałych klientów, zawsze są uśmiechnięte i entuzjastycznie polecają wyroby piekarni. Lubię tam zaglądać. Wczoraj, jako stały klient, dostałam kalendarz firmowy piekarni, z autografem pani zza lady (tak sobie zażyczyłam). Odpakowałam w domu i zadumałam się nad tym, co było w pudełku. Kalendarz pokazujący jednocześnie cztery miesiące! Nie zwykły trójdzielny, jak w biurach, ale czwórdzielny. I to z zegarem. Przeleciało mi przez myśl jakieś memento mori, ale szybko się go pozbyłam. Jednakże, cóż to może oznaczać? Jeśli bowiem ustawię bieżący miesiąc na początku, będę żyła li tylko i jedynie przyszłością. Jeśli na końcu - przeszłością. Złotego środka nie da się zastosować, bo nijak w czterech częściach nie znajdę jednej środkowej. I ten tykający zegar na górze...  Całkiem jak bomba zegarowa. Chyba wydarzenia ostatnich tygodni tak katastroficznie mnie nastrajają. Ach mój miły Augustynie, wszystko minie, minie, minie...

niedziela, 7 grudnia 2014

Takie tam

Ostatnimi czasy coraz bardziej drażni mnie głupota. Ta nachalna, wciskająca się wszędzie, gdzie jej się nie powstrzymuje. Bezmyślność, która nie jest bezmyślnością, a myślnością w jedną stronę: ja, moje, dla mnie. Niby egoizm jest zdrowy, podobno świadczy o dobrze rozwiniętym instynkcie samozachowawczym, ale mnie to drażni i już. Drażni mnie powszechne mylenie asertywności z chamstwem. Drażni mnie zagarnianie dla siebie wszystkiego, co na drzewo nie ucieka. Drażni mnie poczucie bezkarności zachowań psychopatycznych w pracy, na ulicy, wszędzie. Ale najbardziej drażni mnie, jak zwykle zresztą, zakłamanie i manipulacja. Relatywizm moralny też mnie drażni. Taka rozdrażniona jestem. Wolno mi!

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Inwazja

I poczuła się była baba codziennością znużona i do ogrodu pańskiego podreptała oczy swe napaść pięknem, a uszy nasycić dźwiękami miłymi. Potrajkotać jej się, babie durnej, z ptaszętami niebieskimi zachciało. Poglądy babskie wymienić na ptaszęce. Życzliwych rad wysłuchać i babskimi współgadaczy obdarzyć. I wlazła była do ogrodu pańskiego chęci swe na obliczu babskim prezentując bez trwogi. Wlazła i trwoga sama na babskie oblicze wpełzła natychmiast. Ogród pański całkiem nie do poznania był bowiem. Zewsząd wyłaziły krasnale ogrodowe wykrzywiając w babską stronę obrzydliwe pyski. I zielonkawą śliną kapiąc skrzeczały o babskiej głupocie. Owa zielonkawa ślina kapiąc pod nogi babskie z dziwnym sykiem wypalała dziury w cudnym poszyciu ogrodu pańskiego, a kilka cuchnących kropel babskie szpilki od Blahnika zafajdało i ze szczętem zniszczyło. Złapała się baba za głowę! Jak się ona teraz pokaże w towarzystwie? No jak? I negocjować baba durna zaczęła: że ona tu na chwilę, że tylko pogada po babsku i zaraz sobie pójdzie, że nic złego nie chciała... Krasnale szczerząc drwiąco pyski otaczały ją coraz bardziej i już zaczęły spódnicę babską szarpać z zamiarem jej splugawienia... Tupnęła bosą stopą babską, huknęła groźnie, by paskudztwa wystraszyć. A gdzie tam! Głos babski odbijał się od krasnalowych pysków, jak echo od krzyża na Giewoncie. Zebrała więc baba była resztki szpilek, spódnicę podkasała i zwiała, gdzie pieprz i wanilia rośnie.