Od dłuższego już czasu kupuję świetny chleb w piekarni Putka przy Rondzie Wiatraczna. Chleb jest czymś między pumperniklem, a razowcem, smakuje rewelacyjnie. Zapewne nie chciałoby mi się nadkładać drogi, gdy wracam z pracy, gdyby nie wyjątkowo miła obsługa tego sklepu. Panie pamiętają stałych klientów, zawsze są uśmiechnięte i entuzjastycznie polecają wyroby piekarni. Lubię tam zaglądać. Wczoraj, jako stały klient, dostałam kalendarz firmowy piekarni, z autografem pani zza lady (tak sobie zażyczyłam). Odpakowałam w domu i zadumałam się nad tym, co było w pudełku. Kalendarz pokazujący jednocześnie cztery miesiące! Nie zwykły trójdzielny, jak w biurach, ale czwórdzielny. I to z zegarem. Przeleciało mi przez myśl jakieś memento mori, ale szybko się go pozbyłam. Jednakże, cóż to może oznaczać? Jeśli bowiem ustawię bieżący miesiąc na początku, będę żyła li tylko i jedynie przyszłością. Jeśli na końcu - przeszłością. Złotego środka nie da się zastosować, bo nijak w czterech częściach nie znajdę jednej środkowej. I ten tykający zegar na górze... Całkiem jak bomba zegarowa. Chyba wydarzenia ostatnich tygodni tak katastroficznie mnie nastrajają. Ach mój miły Augustynie, wszystko minie, minie, minie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz