sobota, 16 lutego 2013

Procedury

Mama od wczoraj jest w szpitalu. Nie mogłam pojechać z mamą karetką, która ją zabierała, musiałam dojechać sama, mama była tylko z obcymi ludźmi. A potem znowu kwestia finansowa. Otóż pacjent niemający rodziny, która mogłaby kupić pampersy, jest skazany na cewnik. Salowa poinformowała nas też, że ona pampersów nie zmienia, bo to nie leży w zakresie jej obowiązków, chyba że za dodatkową opłatą (tego nie powiedziała, dała do zrozumienia). Leki, które moja mama przyjmuje stale, również trzeba donieść. Opieka poza tym jest fachowa, uprzejma i pomocna. Powyższe wynika nie z ich niechęci przecież, a z obowiązujących procedur. A na te procedury, w różnych dziedzinach życia,  tasak mi się w kieszeni otwiera już od dawna. Człowiek staje się przedmiotem procedury, trybikiem uzasadniającym jej działanie. Wredny świat nam się robi.

piątek, 15 lutego 2013

Niegodna starość

Okazuje się, że starość może być godna tylko, gdy można za tę godność zapłacić. Gdy się nie ma wystarczającej ilości pieniędzy, pozostaje wegetacja lub zdanie się na łaskę rodziny. Bo co robić, gdy do szpitala nie ma powodu przyjmować, a w dobrych domach opieki brak miejsc lub koszt pobytu w nich przekracza możliwości finansowe zainteresowanego i rodziny? Patrzę na moją mamę i nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Nie umiem jej pomóc, mogę tylko karmić i pilnować, żeby brała leki. Na razie wzięłam urlop, ale długo to potrwać nie może. Muszę pracować. Nikt z rodziny nie może sobie pozwolić na rezygnację z pracy, nikt nie może się całodobowo mamą zająć. Opiekunka dochodząca z różnych względów nie wchodzi w grę. A ja nie jestem w stanie mamy podnieść. Czuję się nieporadna, zagubiona, zmęczona bardzo. Nie wiem, jak z tym czuje się mama, powoli przestaje zwracać uwagę na rzeczywistość. Cały czas szukamy jakiegoś domu opieki, który nie będzie umieralnią, a jednocześnie będzie nas na niego stać.

wtorek, 12 lutego 2013

Babska potrzeba

I zasiadł Pan był w ogrodzie swym pańskim z melancholią na obliczu boskim i spojrzeniem głodnego spaniela, i rzekł był do siebie:  gdzież podziała się baba moja? Bez ciebie życie nie ma smaku, choćby i boskie, a ptaszkowie niebiescy nie śpiewają tak cudnie. Babo, gdzie ty polazłaś, ach gdzie? Załkał Pan był beznadziejnie, łzy boskie produkując hurtowo. A łzy prawem grawitacji ku ziemi spadać poczęły były, użyźniając ziemię ogrodu pańskiego na potęgę i powodując niepohamowany wzrost wiary, nadziei i miłości. I wylazła baba z krzaków, gdzie potrzebę fizjologiczną babską załatwiała była. I biegnąc do Pana kurcgalopkiem brudnemi stopami babskiemi poczęła deptać, co jej pod owe stopy wpadło było.

niedziela, 10 lutego 2013

piątek, 8 lutego 2013

Wpadka

Wpadka to obrzydliwe słowo, a właściwie obrzydliwa treść, jaka się za nim kryje. Wiem, bo tak mnie kiedyś nazwano (niestety, nie wyciągnęłam wniosków na czas, wyciągnęłam nieco później). Dzisiaj wpadka jest wszechobecna i pożądana, jako newsik dla publisi. Jedna pani pokazała majtki na jakimś czerwonym dywanie, bo za intensywnie podciągnęła sukienkę chroniąc ją przed ubłoceniem - wpadka (swoją drogą, gdyby pani była bez majtek tytuł newsa brzmiałby zapewne "jaka ona seksowna!"). Pani marszałkini przycisnęła nie ten guzik - wpadka. Drogowcy nie odśnieżyli na czas - wpadka. Jakaś celebrytka niestosownie się ubrała - wpadka. Stara Kornacka sobie myśli, że kiedyś, w czasach zamierzchłych, przypadkowe odsłonięcie bielizny nie wzbudziłoby niczyjego zainteresowania, ba, w złym tonie byłoby zauważenie tego. Przyciśnięcie nie tego guzika przez kogokolwiek zostałoby nazwane niedopatrzeniem, a odśnieżenie za późno - zaniedbaniem obowiązków. Niestosowny ubiór gwiazdki byłby niestosownym ubiorem po prostu. Dzisiaj to wszystko określa się słowem-kluczem "wpadka". Kluczem do zainteresowania publisi, odwołaniem się do jej brzydkich, niskich pobudek. Fuj.



W związku z powyższym stara Kornacka poprawia sobie nastrój kwiatami i zapachem. No.

środa, 6 lutego 2013

Camel balls

Skoro o wielbłądach mowa...
To jest guma do żucia. No. Żeby nie było.

Ludzie listy piszą...

Od ponad dwóch tygodni jestem cały czas w domu. Ani razu nie pojawił się listonosz. Wczoraj wychodząc do lekarza znalazłam w skrzynce awizo datowane 1 lutego. Przedwczoraj nic w skrzynce nie było, sprawdzałam wychodząc do sklepu na chwilę. Zatem listonosz nie dość, że nie zadał sobie trudu, żeby sprawdzić, czy ktoś jest w domu, ale i oszukał nie przynosząc awiza kilka dni wcześniej. Wszystkie instytucje, w tym sądy, urzędy, uznają przesyłkę za skutecznie doręczoną, jeśli poczta zwraca ją z adnotacją "adresat nie odebrał w terminie". Ów adresat nie ma jak udowodnić, że awiza nie otrzymał. Wszystko jest bowiem w porządku: poczta awizo wystawia i zleca listonoszowi dostarczenie. A że listonosz nie dostarcza, nie ma jak udowodnić. Bo i jak dowieść, że się nie jest wielbłądem? Poczta niedawno błysnęła nie dostarczając listu poleconego do samej siebie, ale i to nie spowodowało zmiany przepisów odnośnie uznawania przesyłki za dostarczoną. Ludzie listy piszą, ludzie schodzą z drogi, jak listonosz jedzie, a przesyłki nie docierają. Jakiś czas temu zamówiłam książki w zaprzyjaźnionym antykwariacie. Wiedziałam, że na pewno zostały wysłane, więc czekałam cierpliwie. Po prawie dwóch tygodniach bezowocnego oczekiwania zadzwoniłam do właścicielki antykwariatu. Wysłała natychmiast po złożeniu przeze mnie zamówienia, jak zawsze. Zaniepokoiła się na tyle, że postanowiła interweniować na poczcie. I następnego dnia znalazłam w skrzynce awizo z dopiskiem: "bardzo pilne". To oznacza, że albo poczta nie wystawiła awiza wcześniej, albo, co bardziej prawdopodobne, wystawiła, a listonosz nie doniósł. Kilkakrotnie marudziłam na poczcie z powodu dostarczania przesyłek, zawsze słyszałam jedną odpowiedź: proszę napisać skargę. Nigdy tego nie robiłam, bo rzecz wydawała mi się niewarta świeczki. Tym razem jednak napiszę, bo za jakiś czas okaże się, że jestem wielbłądem.

wtorek, 5 lutego 2013

Uf

 Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak chorowała. Przez ponad dwa tygodnie bałam się, że się uduszę, że nie zdążę złapać oddechu między paroksyzmami kaszlu. Bolało mnie właściwie całe ciało z wysiłku. Ale wreszcie jest lepiej. Do diety rosołowej doszły banany. Mogę już nawet ruszać się bez ryzyka kaszlu. W nocy gorzej, ale i tak o niebo lepiej, niż było. Są dwa plusy tego minusa: nie palę i schudłam około 5 kg. I mam już dość leżenia, a właściwie siedzenia, w łóżku. Mam już trochę siły, coś dzisiaj zrobię w domu. Uf.

poniedziałek, 4 lutego 2013

W cholerę

I przyszła baba nieproszona przed oblicze Pańskie i zaskomlała była: zabierz Panie ode mnie ten świat z jego manipulacjami, chęcią zysku nade wszystko, nieuczciwością, głupotą, małostkowością i hipokryzją. Oblicze Pana na takie słowa babskie pokryło się tęsknotą za rozumem boskim i Pan oddalił się był kurcgalopkiem od baby i świata. Wziął był i poszedł w cholerę, by rozumu nabrać albowiem we świecie próżno go szukać, jak rzekła była baba.

sobota, 2 lutego 2013

Być kobietą

I wezwał Pan był baby dwie przed oblicze swoje boskie. Tę madonnę prawicy i tę flagową liberalizmu, co to ludzie gadają, że nie zawsze babą była. I przyjrzał się im uważnie, jak tylko Pan potrafi. Popatrzył na twarze babskie w skupieniu boskim, albowiem ptaszkowie niebiescy donieśli mu, że jedna z nich twarz boksera posiada. I znalazł był Pan tę Tysonównę prawicy, albowiem Pan zawsze znajdzie, czego szuka. I przyjrzał się bliżej i  w duszę jej zajrzał i ze wstrętem spojrzenie boskie wycofał, żeby ócz swych boskości nie zapaprać. Tak było tam duszno od ksenofobii, tak ciasno od bogoojczyźnianej zapiekłości, że miejsca na zdrowy rozsądek Pan nie ujrzał. I odwrócił Pan się plecami boskimi do baby owej albowiem głupoty Pan nie trawi.

piątek, 1 lutego 2013

Będzie dobrze

Chyba idzie ku lepszemu, przespałam prawie całą noc bez budzenia się z powodu kaszlu i trochę lżej mi się oddycha. Niestety, z jedzeniem gorzej, ale rosołek wchodzi bez problemu. Będzie dobrze.