Od kilku dni wracam do domu prawie przez całe miasto. Jest to dla mnie okazją do gapienia się w cudze okna. Nie tak całkiem bezwstydnie, bo jednak odrobinę mi wstyd, że wściubiam nos w czyjąś intymność. Mimo wstydu - patrzę. Zaglądam w dusze domów. Niektóre z nich aż promieniują ciepłem i czymś z dzieciństwa: zapachem świeżo pieczonego ciasta? A może zapachem gorącej herbaty z cytryną podanej przez kogoś bliskiego po ciężkim dniu? Nie wiem. Uświadomiłam sobie jednakże, czego w tych oknach szukam. Spokoju szukam, bezpiecznej przystani, oddechu, mysiej dziury do schowania. Za dużo spraw jednocześnie się na mnie zwaliło i jest średnio nastrojowo. Z pracy zostałam dziś wyrzucona przez przełożonego z poleceniem oddechu, odpoczynku, resetu. Dzięki temu jestem w domu o zwykłej w miarę porze, bo tam, gdzie jeżdżę od kilku dni i tak pojechałam. Może tylko z mniejszym pośpiechem. Bez zziajania.
Zawsze chciałam popatrzeć przez własne okna z drugiej strony, spojrzeć oczami innych. Ciekawa jestem, co można z nich wyczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz