Wzruszliwy miałam wczoraj wieczór. Po pierwsze Jasiek rzucił się na mnie, jak zaśliniony czołg (to już tradycja chyba) z okrzykiem "babcia Jenia!". Nieodmiennie wprowadza mnie w to w dobry nastrój. Potem zięć popyszczył z troską, że jak jeszcze raz sama pójdę po zakupy, to on mnie... no. Córka opowiedziała, jak Jasiek ryknął zgubiwszy dwie kartki z książeczki, którą zrobiłam mu na Mazurach. Nie dał im spokoju, póki nie znaleźli brakujących stron. A książeczka spoczywa w pudełku razem z papierową żabą (też zrobioną przeze mnie na Mazurach) i urodzinową kartką. Wzruszenie wzruszeniem, ale pomyślałam, że przygotowują zestaw pamiątek po mnie, tak na wszelki wypadek. Zresztą pewnie celowo mnie wzruszają, bo lubią się nade mną znęcać, dranie. Ja, twarda baba, wzruszam się, jak pensjonarka jakaś. Zabawne, jak nie wiem co, prawda? Na szczęście dzieci szybko wyszły, bo miałabym pewnie mokre oczy z powodu tej ich troski o mnie. Tradycyjnie zięć zrobił mi popcorn, a ja wzięłam się za usypianie Jaśka, żeby zużytkować popcorn właściwie, czyli oglądając jakiś film. Tym razem jednak położenie Jaśka spać nie było to łatwe. Opór przed spaniem wychodził mu wszystkimi otworami, szczególnie otworem gębowym. Wyrzucał z siebie zdania z szybkością karabinu maszynowego, na każdy temat. A tematów tym więcej, im mniejsza chęć do spania. W końcu zasnął przytulony do mnie i do zestawu spaniowego (Elmo, dwie małpy i królik). Ponieważ zostałam potraktowana jako część zestawu spaniowego, czyli trzymana tłustą łapką, nic nie wyszło z wieczoru filmowego. Nie miałam chęci się ruszyć. Zasnęłam obok Jaśka z jego łapką na mojej szyi i łapą Elmo w okolicy nosa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz