niedziela, 18 września 2011

Czyją miarą?

Jakiś czas temu przeczytałam na zaprzyjaźnionym blogu tekst o mierzeniu innych swoją miarą. I ja nie jestem wolna od tej wady. Mimo wszystko, mimo przemyśleń wszelakich i obietnic sobie składanych, nigdy nie przestanę się dziwić manipulacji. Rozumowo wiem, że ludzie są różni, że manipulują sobą wzajemnie do wypęku. Emocjonalnie wciąż się dziwię. Ktoś utrzymuje kontakt z kimś, bo ten ktoś coś gdzieś może. Inny ktoś układa ludzi, jak sztućce w szufladzie, względem przydatności. Jeszcze inni ktosie świadczą sobie wzajemnie "usługi" towarzyskie lub inne, zdając sobie sprawę, że coś za coś. Jak w starym, mało smacznym zresztą, dowcipie: on ją za_żarcie, ona jego za_wzięcie. Coraz częściej śni mi się Pitcairn w związku z tym.
Wciąż choruję i poprawy na razie nie widać, co skutkuje sporą ilością przeczytanych książek i rozmyślaniami, co by tu jeszcze... Postanowiłam więc swoje meble przeobrazić w meble kolonialne. Palisandrowa bejca i lakier półmat plus miedziane, stare okucia powinny zadziałać. Wiem, że to będzie tania imitacja, na drogą imitację z naszych sklepów jednakże szkoda mi pieniędzy, wolę je wydać na nowe książki. Zrobię jeden wyjątek - stół do opium. Jak już meble 'sprokuruję", pochwalę się zdjęciowo. Na razie wymyśliłam nowe zasłony - zamówiłam je wraz z szyciem w sieci.
Ponieważ głównie leżę i nie wszystkie zajęcia są mi z tej racji dostępne - obejrzałam film! Skusił mnie Jean Reno w jednej z ról. Film bardzo średni, o ile umiem ocenić, a Jean Reno mnie mocno rozczarował. Nie swoją grą - brakiem zarostu. To nie ten sam mężczyzna! Jakiś takiś... goły. Nie podobał mi się ani trochę. Czyżby jednak barba philosophum facit?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz