Ten szklany pojemnik (wazon?) stał od wielu lat u mojej koleżanki w pracy. Nigdy wcześniej nie zwracałam na niego uwagi. Jest brzydki, ma okropne złocenia na brzegach i zbyt ciężką podstawę. Ale w żadnym innym moje małe bursztynki nie świecą tak pięknie w słońcu. To zwykłe, karczemne szkło, a daje mi wiele radości. Mam jeszcze jedną karczemną, wysoką szklankę. Przed laty "ukradłam" ją z nieistniejącej już knajpki na Krakowskim Przedmieściu "Siedem grzechów głównych". Wychodząc spytałam pana kelnera, czy mogę ukraść szklankę. Za niewielką opłatą pozwolił ). Miała napis, ale wytarł się już w licznych myciach. Pewnie, ze mogłabym pójść do sklepu i takie karczemne szkło kupić, jest tego sporo. Ale to nie byłoby to samo. Szklanka kosztowała mnie zapytanie kelnera i kilka złotych, ten pojemnik na bursztyn nabyłam za szalik zrobiony przeze mnie dla koleżanki. Lubię tak nabywać przedmioty ). Jak się ociepli powędruję na bazar staroci na Kole w poszukiwaniu szkła karczemnego i dzwoneczków. Może uda mi się też znaleźć podstawę lampy? Abażur zrobię sama, mam już pomysł.
Ja też uwielbiam drobiazgi. Nie muszą mieć żadnej materialnej wartości. Wystarczy,że mi się podobają.Dom wypełniony sentymentalnie jest ciepły.
OdpowiedzUsuń