niedziela, 5 lutego 2012

Karczemne szkło


Ten szklany pojemnik (wazon?) stał od wielu lat u mojej koleżanki w pracy. Nigdy wcześniej nie zwracałam na niego uwagi. Jest brzydki, ma okropne złocenia na brzegach i zbyt ciężką podstawę. Ale w żadnym innym moje małe bursztynki nie świecą tak pięknie w słońcu. To zwykłe, karczemne szkło, a daje mi wiele radości. Mam jeszcze jedną karczemną, wysoką szklankę. Przed laty "ukradłam" ją z nieistniejącej już knajpki na Krakowskim Przedmieściu "Siedem grzechów głównych". Wychodząc spytałam pana kelnera, czy mogę ukraść szklankę. Za niewielką opłatą pozwolił ). Miała napis, ale wytarł się już w licznych myciach. Pewnie, ze mogłabym pójść do sklepu i takie karczemne szkło kupić, jest tego sporo. Ale to nie byłoby to samo. Szklanka kosztowała mnie zapytanie kelnera i kilka złotych, ten pojemnik na bursztyn nabyłam za szalik zrobiony przeze mnie dla koleżanki. Lubię tak nabywać przedmioty ). Jak się ociepli powędruję na bazar staroci na Kole w poszukiwaniu szkła karczemnego i dzwoneczków. Może uda mi się też znaleźć podstawę lampy? Abażur zrobię sama, mam już pomysł.

1 komentarz:

  1. Ja też uwielbiam drobiazgi. Nie muszą mieć żadnej materialnej wartości. Wystarczy,że mi się podobają.Dom wypełniony sentymentalnie jest ciepły.

    OdpowiedzUsuń