Kilka dni temu, zamawiając nowe książki, powodowana jakimś impulsem kupiłam "Ortografię na wesoło" i "Gramatykę na wesoło", moje gdzieś zaginęły w wichrach przeprowadzek. Impuls okazał się przeczuciem nadchodzących potrzeb. Otóż mój wnuk zaczyna walczyć gramatycznie ze słowami. Koniec z dziecinnym "baba chodź", Pojawiło się niedawno całkiem już dorosłe i poważne "chodź babo"! Jednakże jego ulubionym zwrotem jest "czemu". Jak ja czekałam na tę jego ciekawość wszystkiego... Spędziliśmy wczoraj ze sobą dużo czasu i "czemu" pojawiało się bardzo, bardzo często.
- Jasieńku, nie biegaj - mówi baba.
- Czemu nie?
- Uderzysz się i będzie bolało.
- Czemu bolało?
I tak bez końca. Odpowiedzi mnie nie męczą ani trochę, znów zaczynam wymyślać historyjki uzasadniające czemuwatość zjawisk. Z przyjemnością ogromną. Opowiadam o słońcu, które poszło świecić po drugiej stronie świata, o liściach, które przykrywają ziemię, żeby było jej cieplej w zimie. Wiem, że to nienaukowo i niepoważnie, no wiem. Ale nie potrafię inaczej.
Nagrodą za moje historyjki jest ciepełko wnuka, jakie wydziela w ilościach hurtowych przytulając się do mnie. Obejmuje mnie tłustymi łapkami za szyję i prawie słyszę, jak mruczy. Taki mały kociak. Córka się trochę martwi, że taki z niego przytulas, że jako facet powinien być twardy. Guzik prawda. Facet powinien być mięciutki, jak mięciutka jest miłość do niego. Kocham swojego wnuka Tulijasia po kokardy. Miękko, po babcinemu kocham.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz