W zaprzyjaźnionym sklepie pan stojący przede mną kupuje setkę jakiejś wódki i kefirek. Sprzedawca pyta (ze zdziwieniem jednak), czy to na pewno wszystko. Tak - odpowiada pan - malibu sobie zrobię. Uśmiechnęliśmy się do siebie ze sprzedawcą. Bardzo go lubię, pozostałych sprzedających w tym sklepie również. Zaczęło się od namawiania pana sprzedawcy do złego. Tak mu kiedyś powiedziałam widząc, że nie ma tego, czego potrzebuję i kupuję dość często. Pan zareagował cudnie: a bo to pani jedna? Dogadaliśmy się w każdym razie i już zawsze jest to, czego mi trzeba. Kilka dni temu robiłam tam zakupy, tym razem był inny pan sprzedający, młody chłopaczek. Zwykle nie liczę na zrozumienie u młodych chłopaczków, ale tym razem wyrwało mi się samo. Pomarudziłam, że nie ma papierosów, które palę, a byłoby miło, gdybym mogła je tu kupować, bo sklep i blisko, i otwarty bez przerw. Za trzy dni papierosy stały na półce. Rozanielona podziękowałam o obiecałam, że po wszystkich jarmarkach będę głosić, jak cudny jest ten sklep. Niniejszym głoszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz