Przyśnił mi się osobisty bal u Wolanda. Nie wiedzieć czemu byłam posiadaczką dużej powierzchni mieszkalnej, jednopoziomowej. Nie umiem tego nazwać domem, bo było w jakiś sposób nieskończone, nie poukładane po mojemu, ulegające ciągłym zmianom. Na kogoś czekałam, nie wiem na kogo. We śnie chyba też nie wiedziałam. Ale pojawiali się ludzie. Ludzie, z którymi zetknęłam się podczas swojego życia. Nie wiem, jaki był klucz pojawiania się postaci, bo pojawiła się zarówno moja była teściowa, jak i rodzice jednego z moich byłych uczniów. Dom rozrastał się w miarę przybywania gości, pojawiło się piętro i spory ogród z basenem. A ja wciąż wstawiałam wodę na herbatę i odbierałam nagany z ust mojej teściowej, że jak zwykle nie jestem przygotowana na przyjęcie gości i mogę poczęstować tylko herbatą. Przy okazji wstawiania wody robiłam jakieś porządki, przemeblowania, przekomponowania przestrzeni. Ktoś chyba zamówił catering, bo pojawili się panowie w białych ubrankach wnoszący jakieś smakowicie pachnące pojemniki. Nie udało mi się nawet dowiedzieć z czym. Zajęta byłam oglądaniem, kto jeszcze przybywa. Jedna z koleżanek pouczała mnie, że tak nie można (mając na myśli chyba mój niewielki zapał do pełnienia roli gospodyni), że powinnam się ogarnąć. Próbowałam jej odpowiedzieć, że ogarniam się, tylko z racji flegmatycznej natury, raczej powoli. W tym czasie dom nieco opustoszał, zostali jacyś najwytrwalsi, którzy zasiedli przy ogromnym stole czekając na herbatę. Zaniosłam filiżanki i dzbanek z herbatą, po czym radośnie ich poinformowałam, że teraz sobie zrobimy wieczór poezji. W końcu ludzie zniknęli, a ja chodziłam wkoło domu zamykając jakąś niezliczoną ilość drzwi na klucz. Obudziłam się zmęczona, bo ostatnią zapamiętaną przeze mnie czynnością było udawanie czarownicy - podskakiwałam z rozwianą obszerną szatą i stroszyłam włosy. Komu podskakiwałam i stroszyłam?
Podejrzewam, że sen jest skutkiem czytania Szczelin istnienia Jolanty Brach-Czainy. Zafascynowało mnie otwarcie egzystencjalne wymagające zbudowania przestrzeni wewnętrznej, by uformować ją w mięsisty lej skierowany ku zewnętrznemu światu. Czuję się w związku z tym, jak puszka Pandory. Diabli wiedzą, co się ze mnie urodzi.
Podejrzewam, że sen jest skutkiem czytania Szczelin istnienia Jolanty Brach-Czainy. Zafascynowało mnie otwarcie egzystencjalne wymagające zbudowania przestrzeni wewnętrznej, by uformować ją w mięsisty lej skierowany ku zewnętrznemu światu. Czuję się w związku z tym, jak puszka Pandory. Diabli wiedzą, co się ze mnie urodzi.