piątek, 8 kwietnia 2016

Homo homini... humus

Siedzę sobie w domu, nieco przymusowo. Rękami ruszać mogę, toteż rozwijam się kuchennie i czytelniczo. Czytając Naturalną historię nonsensu B. Evansa robię humus. Szukam idealnego dla siebie, pamiętam bowiem smak tego jedzonego w namiocie pośrodku niczego. Zatrzymywaliśmy się tam wracając do Tel Avivu znad Morza Martwego. Namiot stał nieopodal plantacji bananów i był prowadzony przez starszego pana, wyglądającego na Palestyńczyka. Cały wystrój knajpki to drewniane, okrągłe stoły, tak niskie, że trzeba było przy nich siadać po turecku. Były chyba i normalne stoliki z krzesłami, ale miało być egzotycznie do wypęku, więc siadaliśmy po turecku, jak należało. Humus podawano dla każdego osobno. Był polany oliwą i posypany drobnym bobem. Do tego oczywiście lafy - pszenne placki podobne do tortilli. I fajki wodne. Nie umiałam z nich korzystać, ale próbowałam zawzięcie. W tle leciała mocno arabska muzyczka, zatem po konsumpcji towarzystwo ruszało do tańca. Na stołach, uprzątnąwszy tylko jedzenie. Towarzystwo, z którym jeździłam nad Morze Martwe było nieco przymusowe, nie do końca moje. Ale wyjścia nie było. Chciałam zwiedzać, to musiałam w tym towarzystwie. Tańce wydawały mi się zbyt swobodne zważywszy na miejscowe zwyczaje, nie brałam w nich udziału. Humus jednakże zjadałam z dziką rozkoszą. Próbuję ten smak odtworzyć kombinując różne składniki. Podstawą jest oczywiście cieciorka. Sama ją gotuję, nie kupuję już tej w puszce. Szklankę namoczonej przez noc cieciorki gotuję z jedną łyżeczką sody oczyszczonej. Jest wtedy wspaniale miękka, łatwiej ją rozdrobnić. Taką ugotowaną do miękkości cieciorkę wrzucam do blendera z pastą tahini, sokiem wyciśniętym z połowy cytryny i dwoma ząbkami czosnku. Dosmaczam solą i  kuminem. Podczas rozdrabniania dolewam wodę, żeby uzyskać właściwą konsystencję. To przepis podstawowy, pracuję wciąż nad właściwymi proporcjami. Pozostałe składniki można dodawać wedle uznania: paprykę, pomidory, natkę pietruszki - co komu w duszy zagra. Najbardziej lubię jednak humus klasyczny, bez dodatków. Gotowy humus polewam odrobiną oliwy z oliwek, posypuję odrobiną sezamu i maczam w nim, co się da: tortillę, surowe warzywa. Używam do pieczywa zamiast masła. Obficie używam do wszystkiego. 

Humus
1 szklanka cieciorki
1 - 2 ząbki czosnku
sok z 1/2 cytryny
3 - 4 łyżki stołowe tahini
sól, kumin do smaku
woda
1 łyżeczka sody oczyszczonej

Szklankę cieciorki namoczyć przez noc, przed namoczeniem dobrze wypłukać. Po namoczeniu tez wypłukać, gotować z 1 łyżeczką sody do miękkości. Podczas gotowania zbierać pieczołowicie szumowiny i wyrzucać. Ugotowaną cieciorkę wystudzić, dodać czosnek, tahini i kumin. Zblendować dodając wodę do uzyskania pożądanej konsystencji. Dosolić, dodać sok z cytryny i ponownie zblendować na gładką masę. I koniec.
Pastę tahini można zrobić samemu, choć jest to nieco żmudne. Po prostu miksować krótko prażone ziarna sezamu do powstania pasty. W trakcie miksowania można dodać odrobinę oliwy, ale zwykle nie jest to konieczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz