wtorek, 25 kwietnia 2017

Bieszczadzki sen

Najpiękniejsze są rzeczy najprostsze. Brak deszczu, kiedy się chce pójść w świat. Widok na las i góry, świadomość, że można wyjść i być stosunkowo wolnym - z wiatrem we włosach i takie tam. Kubek grzanego wina wypity w dobrym towarzystwie - no dobra, nie kubek, tylko cała butelka. Ale piłam kubkami, nieśpiesznie. Żadne tam z partytury, na chybcika. Mogłam sobie pozwolić, bo towarzystwo zacne było. Dobrze mi się gadało i równie dobrze mi się milczało. Zasypiałam i budziłam się z przekonaniem, że robię to, co chcę robić. Że jestem na swoim miejscu. Dostałam ogromny ładunek ciepła, zainteresowania i pozytywnych emocji. Czułam się ważna, lepsza taka jakaś. Kornacka ledwie parę razy wystawiła czułki, ale szybko je chowała. Nie miała się do czego przyczepić właściwie. Dobry czas to był.

Pierwszy dzień to podróż. Najpierw pociągiem do Krakowa, potem już samochodem. I testowanie kawy z McDonalda. Stanowczo najlepsza była ta z dworca w Krakowie! Wieczorem butelka grzańca, gadanie i rozpoznawanie terenu. W sobotę pojechaliśmy do Cisnej chcąc odwiedzić Siekierezadę. Niestety, z racji święta była zamknięta. W całej Cisnej otwarta była tylko jedna knajpa! Ale mieli dobre grzane wino, no. Wracając zaliczyliśmy małą pętlę bieszczadzką - widoki niesamowite. Brak tylko jakiegoś miejsca do zatrzymania się i popatrzenia, tak więc widoki jedynie okienne. Nic to. I tak było warto. Aż bolało w oczy, tak było nieprawdopodobnie inaczej. W niedzielę oczy bolały jeszcze bardziej. Wyprawiliśmy się na Bobrowe jeziora. Po drodze salamandra, niebieskie niebo i zielone drzewa, białe zawilce i żółte kaczeńce. Orgia naoczna. Podczas wszystkich tych atrakcji gadania było po kokardki. Śmiało mi się w człowieku do wszystkiego. Do widoków, do atmosfery i do grzanego wina. Moje wewnętrzne dziecko aż przytupywało z radości. I w końcu wisienka na torcie - słoneczny kawałek poniedziałku w Krakowie. Reasumując: i dnie, i noce bieszczadzkie były pełne dobrych chwil. Tak się powinno spędzać wolne dni świąteczne. Może tylko zabrakło brzozy smoleńskiej, ale to się da naprawić. Oczekiwam z niecierpliwością. No.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz