środa, 26 kwietnia 2017

U buntu źródeł

Od rana jestem na nie, zbuntowana po kokardki. Zaczęło się chyba od odwiedzenia pracowej toalety. Zwykle, kiedy z niej korzystam i widzę, że skończył się papier toaletowy, zakładam nową rolkę. Dziś odniosłam wrażenie, że ciągle to robię, przynajmniej raz dziennie. A to by znaczyło, że inne panie tego nie robią. No to nie założyłam tym razem nowej rolki! Zbuntowałam się i już. Potem robiłam sobie kawę w pracowej kuchence i zauważyłam, że czajnik jest pusty. Zawsze opróżniając czajnik na swoją kawę dolewam wody do pełna i włączam, żeby korzystający po mnie nie musieli długo czekać, aż się woda zagotuje. Wydawało mi się, że robią to wszyscy. Tymczasem kolejny raz czajnik był pusty. No to nie dolałam wody! Zbuntowałam się kolejny raz. Wyszłam na papierosa, nie opróżniłam pracowej popielniczki. Nie przyniosłam z sekretariatu poczty dla wszystkich, pracowicie wydłubałam ze sterty tylko swoje. Nie przytrzymałam drzwi windy wsiadającym po mnie. Niejeden raz już masowałam potem obolałe ramię po takiej akcji. Dla mnie nikt sobie ramienia nie masował! Wstąpiło we mnie zło, demon buntu, zwielokrotniona Kornacka. Spotkana koleżanka spytała, co mi jest, bo jakaś jestem mało uśmiechnięta. Inna, niż zwykle. Przyznałam się, zgodnie zresztą z przekonaniem własnym, że czuję się wykorzystana, wyżęta i wyprztykana. Że jestem elementem zagrażającym i że nie jestem już potrzebna. No to nie będę się uśmiechać! Nie będę i już. Żeby skały srały, nie będę!

2 komentarze:

  1. wyzeta i wypsztykana to pewnie poza godzinami pracy? )) Kornacka osobiscie bardzo lubie ))

    OdpowiedzUsuń