Zgodnie z harmonogramem udałam się zaszczepić po raz drugi. Tym razem postanowiłam być dzielna i pójść bez opieki. To oznaczało również, że nikt mnie nie podwiezie, że odległość od tramwaju do punktu szczepień pokonam pieszo. I to był chyba błąd. Efektem mojej samodzielności była dyskwalifikacja, cokolwiek to znaczy. Odmówiono mi zaszczepienia ze względów zdrowotnych. Miły pan doktor zareagował na mój ból głowy i zaprowadził do miłej pani pielęgniarki na różne pomiary. Wyniki tych pomiarów mnie nieco zdumiały, bo czułam się nieźle w końcu, pominąwszy ów ból głowy. Poleżeć sobie miałam, więc wdałyśmy się z panią pielęgniarką w rozmowę. Bardzo jej się pan doktor podobał. Młody, sympatyczny i w ogóle. I miał piękne oczy. Maseczka założona na pół twarzy uniemożliwia ogląd reszty, ale oczy widać na szczęście. Obiecałam przyjrzeć się panu doktorowi, jak wróci. I spytałam, czy może powinnam wywinąć jakiś numer, żeby po prostu przy mnie został. Zamilkłabym wtedy cierpiąco z lekka, a pani pielęgniarka mogłaby wdzięk swój poroztaczać w jego kierunku. Pośmiałyśmy się, pogadałyśmy o bieżących problemach świata i jego okolic. Pan doktor przyszedł po chwili, sprawdził parametry życiowe i poszedł ze mną umówić mnie na kolejny termin. Podziękowałam bardzo zarówno jemu, jak i pani pielęgniarce, bo zajęli się mną wyjątkowo. I to był koniec bajki, rejestracja na kolejny termin nie była już taka sympatyczna. Miałam wrażenie, że gwiazdusia obsługująca komputer robi to po raz pierwszy w życiu. I stanowczo była bardziej skoncentrowana na koledze siedzącym przy sąsiednim komputerze, niż na moim przypadku. Wreszcie się udało, mam kolejny termin. Tym razem poproszę o podwiezienie mnie, odpoczywać będę do wypęku przed szczepieniem, żeby jakiegoś numeru nie wywinąć. Niewielka szansa, że trafię na ten sam zestaw medyczny więc moje wywijanie nie miałoby żadnego sensu.
Farfałki czyli rzeczy błahe, drobne, niekonieczne. Teksty tu zamieszczone bez informacji o autorze, są mojego autorstwa i roszczę sobie do nich wyłączne prawo.
środa, 26 maja 2021
A wszystko te piękne oczy
wtorek, 18 maja 2021
niedziela, 2 maja 2021
Złośliwość rzeczy pozamykanych
Na urodziny dostałam Mercedesa - wózek zakupowy, który sam wchodzi po schodach. No... prawie. Z obydwu stron ma po trzy kółka, które wchodzenie po schodach czynią znacznie łatwiejszym. Ma też miejsce na mrożonki i w ogóle jest śliczny, pojemny i wygodny. Niestety, unieruchomiona w domu zdrowotnie od kilku tygodni nie mogłam z niego skorzystać. W końcu, w piątkowy wieczór poczułam się na tyle dobrze, że postanowiłam wybrać się po zakupy. Zrobiłam listę - żeby nie za dużo, ale wystarczająco, do nowych mokasynów Minnetonki nieużywanych od tygodni zamontowałam nowe sznurowadła, sprawdziłam dojazd i w sobotni poranek wyruszyłam po zakupy. Dumna byłam z siebie po kokardki! Bo i lista jest, i poruszać się mogę w miarę komfortowo, i butki nowe. Idealnie wyliczyłam czas schodzenia po schodach, wyrzucania śmieci i przyjazdu autobusu. Cieszyło mi się wszystko w człowieku, że taka dzielna i przewidująca jestem. Wysiadłam na przystanku bazarowym i ruszyłam przed siebie nonszalancko ciągnąc Mercedesa. Skoncentrowałam się na dotarciu do bankomatu, więc nie patrzyłam zbyt uważnie. Niemniej już przy bankomacie lekko zastanowił mnie brak ruchu wokół stoisk. No żesz... pozamykane. Po głowie przemknęła mi myśl, że nie zarejestrowałam przecież pandemicznego zamknięcia targowisk. Uprzejmy ulicznik przechodzący obok bez zdziwienia odpowiedział mi na moje pytanie, że no tak, zamknięte. Zaklęłam szpetnie pod nosem. I już chciałam dopytać, czy wie dlaczego, kiedy mnie olśniło... Przecież święto dziś pierwszomajowe! Poczułam się zawiedziona po kokardki. Wreszcie, po kilku tygodniach mogę chodzić, przygotowałam się perfekcyjnie, a tu ... Złośliwość rzeczy pozamykanych.