Obchody kolejnej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego obserwowałam z daleka. Widziałam zatem tylko to, co ukazało się w wiadomościach. Nihil novi. Od kilku lat narasta tendencja obchodzenia tej rocznicy w skali ogólnopolskiej, nie tylko warszawskiej. Wiadomości o Powstaniu dominują w mediach lokalnych, ale i cała Polska świętuje, jak niegdyś cały naród budował swoją stolicę. Nie wiem, czy tak być powinno. Cześć, chwała i pamięć się powstańcom należy niewątpliwie, ale czy dla mieszkańca jakiegoś podlaskiego Wasilkowa ma to oddawanie hołdu poległym w dalekiej Warszawie jakiś sens poza możliwością zamanifestowania owego współcześnie pojmowanego patriotyzmu? Patriotyzm ten jest krzykliwy, jarmarczny wręcz. Palenie pochodni, oflagowanie wszystkiego, co się rusza, powstańcze pieśni śpiewane przez miejscową młodzież. Młodzież, która często nie ma pojęcia, gdzie znajdował się Pałacyk Michla, gdzie była Żytnia. Może więc to jedynie okazja do zamanifestowania... tylko czego? A może to jakaś identyfikacja z polskością, ale czy wystarczająco szeroko pojmowaną? Czy tylko identyfikacja z Polską dla prawdziwych Polaków, gdzie nie ma miejsca dla muzułmanina, Cygana, lewaka, o żydzie nie wspominając? Mocno elitarny patriotyzm.
A w Warszawie? A w Warszawie, już tradycyjnie niestety, gwizdy i buczenia na Powązkach, ostentacyjne obchodzenie rocznicy osobno przez niektóre partie. Jakby zapomnieli, że w Powstaniu walczyły oddziały wszelkiej proweniencji politycznej. Że ginęli ludzie i prawicy, i lewicy, i niezdecydowani. Śmierć pod bombami nie pytała o przynależność partyjną. Szafy nie grały tylko endekom, a pod gruzami piwnic nie ginęli tylko AL-owcy. Kolejna rocznica wykorzystywana jest do partyjnych gierek. Tylko zamiast plakatu AK - zaplute karły reakcji widać transparenty Smoleńsk pomścimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz