sobota, 30 stycznia 2016

Czujność obywatelska

Mój dzwonek do drzwi rzęzi przeraźliwie - kwalifikuje się do wymiany, ale wciąż to odkładam. Czasem go wręcz nie słyszę. Niestety, tym razem usłyszałam, a co gorsza otworzyłam drzwi. Przed drzwiami stały trzy młode bardzo osoby: dziewczyna i dwóch młodzieniaszków. Jeden z młodzieniaszków zaczął mnie pytać, czy mam na rachunku za energię G 12, czy G ileś tam. A skąd ja mam to niby wiedzieć? Poprosiłam młodzieńca, żeby się streszczał, bom chora i stanie w przeciągu mi nie służy. Wtedy do akcji weszło dziewczę: bo wie pani, on się dopiero uczy, ja pani wszystko szybko wytłumaczę. Powtórzyła mniej więcej to samo, po czym: to może wejdziemy do środka? A ja, ciężka, stara idiotka, powiedziałam: proszę! Co mi się stało, do dziś nie rozumiem. Przerwa w dostawie zdrowego rozsądku, spięcie na łączach? Matko jedyna! Weszli. Dziewczę rzekło (widząc jedynie przedpokój): jak tu ładnie... Jeden z młodzieniaszków podbił piłeczkę: fajny kolor! Drugi się nie odzywał. Weszli do kuchni. Poprosiłam, by usiedli, jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało, bo krzesła w kuchni mam dwa, z czego jedno zajęte było praniem przygotowanym do prasowania. Dziewczę zaprezentowało swoistą kindersztubę: a to niech pani siada, chora pani przecież. W moim domu mnie siadać kazała! Tasaczek w kieszeni zaczął mi pobrzękiwać, a mnie oszołomiło do tego stopnia,  że usiadłam. Usiadłam sobie tak, żeby całą trójkę mieć na oku - jakby to miało cokolwiek pomóc. Panienka zdjęła płaszczyk (w piruecie to zrobiła, słowo daję!), rzuciła torebeczkę (prawie Chanel) na stół. Moje pranie szurnęła bezceremonialnie na parapet, a mnie zmroziło kompletnie. Myślałam tylko o jednym: coś ty sobie, kretynko jedna, myślała wpuszczając obcych, choćby i niewinnie wyglądających ludzi? Grzecznie poprosiłam, żeby panienka się streszczała. Popatrzyła na mój rachunek za energię i z satysfakcją wysapała: pani ma G 12, wiedziałam. Ja nie wiedziałam, więc coś mi mętnie tłumaczyła, że niby na rachunku za energię mam dwie firmy, że lepiej mieć jedną firmę, bo to taniej. Próbowałam robić wrażenie, że słucham jednocześnie się rozglądając za przedmiotem, którego mogłabym użyć w razie czego. Z litości dla siebie nie precyzowałam czego w razie. Panienka wciąż bredziła, coś pisząc na moim rachunku. Poprosiłam grzecznie, żeby mi dała kontakt do siebie, bo ja jestem chora i za siebie nie odpowiadam. Ona mi kontaktu nie da, bo niedługo kończy pracę. Teraz właśnie szkoli następców, znaczy tych dwóch młodzieniaszków. Aż mi się tych młodzieniaszków szkoda zrobiło, ale drugim okiem widziałam siebie z rozbitą głową, okradzioną i nie wiadomo, co jeszcze. Zgwałconą z pewnością nie, bo mając taką panienkę pod ręką nie rzucaliby się przecież na starą babę? Ale dzwonki alarmowe mi w głowie wyły, jak opętane. Toteż powiedziałam, że stara jestem, niedowidzę, niedosłyszę i póki się z dziećmi nie skontaktuję, to żadnej decyzji nie podejmę. Nie wiem, na ile byłam przekonująca. Panienka w każdym razie maznęła na moim rachunku nazwę strony internetowej i z żalem zaczęła wdziewać paletko. Mamrocząc przy tym, że to okazja przecież, że jakby co zawsze mogę się z umowy wycofać. Udawałam, że nie słyszę. Wyszli, ufff. Natychmiast w internecie sprawdziłam nabazgraną stronkę - nie znalazłam. Krew walecznych przodkiń we mnie zagrała i zadzwoniłam na policję. Podałam rysopis i swoje dane. Przyjechali w ciągu 5 minut! Dwóch ślicznych, młodziutkich umundurowanych chłopaczków. Ulga mnie się rozlała nawet po zapalonych oskrzelach. Powiedziałam, co się działo. Opisałam podejrzanych (ha!) z wielką dbałością o szczegóły i dodałam, że zapewne wciąż są w budynku, bo widziałam, jak pukają do kolejnego sąsiada. Panowie policjantowie stwierdzili, że ta trójka już była legitymowana, że rzeczywiście są z jakiejś firmy oferującej coś tam związanego z energetyką. Nic niezgodnego z prawem jednakże. Przeprosiłam zatem, bo fatygowałam ich niepotrzebnie. Nie dodałam, że w dużej mierze z powodu własnej głupoty. Odpowiedzieli mi, że bardzo dobrze, że jestem czujna i pogratulowali obywatelskiej postawy. Po ich wyjściu zadzwoniłam do córki chcąc zdać relację, bo w końcu we wzywaniu policji byłam dotąd dziewicą. To mogłoby być pierwsze przestępstwo, z jakim miałam do czynienia. Córka w krótkich, żołnierskich słowach podsumowała moją inteligencję. Przejechała się też po moim zdrowym rozsądku, nie wspominając o innych, pomniejszych cechach charakteru. Nie miałam wyjścia, musiałam się pokajać. Takiego bowiem idiotyzmu nie odstawiłam dawno. A może nawet nigdy. Nawet wykazanie postawy obywatelskiej mnie nie tłumaczy. Nic mnie nie tłumaczy. A w drzwiach zięć mi założy łańcuch.

Update:
Podobny idiotyzm odstawiłam wiele lat temu, nastoletnim dzieckiem będąc. Mieszkałam wtedy z mamą. Mamy nie było w domu, do drzwi zadzwonił jakiś facet. Otworzyłam, spytał, czy tu mieszkają państwo Jabłońscy (zapamiętam to nazwisko do końca życia). Nie mieszkają, my tu mieszkamy. Facet rzekł, że szkoda, bo jakiś ważny mecz jest w telewizji i on chciał obejrzeć, a do domu nie zdąży. No to ja go zaprosiłam! Bronił się nawet, ale go przekonałam. Włączyłam mu telewizor i nawet herbatę zrobiłam. Mina mojej mamy, kiedy wróciła z pracy i zobaczyła siedzącego przed telewizorem obcego faceta  była bezcenna. Miałam kupę szczęścia, że okazał się być przyzwoitym człowiekiem, nawet się mamie przedstawił. Chyba nawet potem przez jakiś czas się z mamą spotykał. Pewnie przestał, bo idiotyzm dziecka źle świadczy o matce.

Reasumując: robienie piramidalnych głupot co jakiś czas mam chyba we krwi.

piątek, 29 stycznia 2016

Panem et circences

Lud rzymski bez chleba i igrzysk burzył się i spiskował przeciwko rządzącemu. Uspokojenie nastrojów ludu (tego, co to vox populi vox dei), a także, a właściwie przede wszystkim, zdobycie popularności przez władcę osiągane było przez organizowanie igrzysk oraz rozdawnictwo pożywienia. O ile zrozumienie intencji władcy było dość przejrzyste, o tyle bezmyślność rzymskiego tłumu mnie zawsze zdumiewała. Każdy myślący człowiek bowiem powinien sobie zdawać sprawę, że jeśli dzisiaj cezar rzuca, ku uciesze tłumu, chrześcijan na pożarcie lwom, to przecież za chwilę rzuceni zostaną kolejni "odmieńcy". Chrześcijanie się przecież kiedyś skończą. Wtedy kto? Bezmyślność tego vox populi biła wszelkie rekordy. Tak mi się przynajmniej wydawało do teraz. Dzisiaj nie przyznałabym ludowi rzymskiemu pierwszego miejsca w konkursie Must be an idiot. Bywa gorzej.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Nietolerancja

Coś mi się porobiło w człowieku i straciłam całkiem tolerancję dla głupoty. Nieprzyjemne dreszcze mną targają, gdy słyszę szczebiot idiotki, samcze pohukiwanie idioty. Drażnią mnie bezmyślne poczynania płci obojga. Kiedyś podchodziłam do tego spokojniej, ba... nawet dawałam się uwieść bezmyślnemu szczebiotaniu. Wydawało mi się czasem urocze. Dziś otrząsam się z obrzydzeniem. Telepie mną ta głupota, jak malaryczna gorączka. Coraz częściej łapię się na tym, że uciekam jak najdalej od bezmyślnych osobników płci obojga. Jeśli uciec nie mogę, robię się do wypęku cyniczna i sarkastyczna. Całkiem niedawno zarzuciła mi to koleżanka pytając, co się ze mną stało. Taka przecież byłam inna. Byłam. Przeszło mi. Mam nadzieję, że dożywotnio mi przeszło.

wtorek, 19 stycznia 2016

Dzień zwycięstwa

Udałam się byłam dzisiaj do swojej macierzystej przychodni do lekarza rehabilitanta. Jadąc tam, zastanawiałam się, co ja właściwie panu doktorowi powiem, albowiem apogeum dolegliwości okołokręgosłupowych wystąpiło około trzech miesięcy temu, po rozmaitych moich szaleństwach remontowych. Teraz dolegliwości są znacznie mniej dolegliwe. Niemniej jednak wizyta przez trzy miesiące wyczekana powinna zostać zrealizowana, kombinowałam zatem gorączkowo. W końcu postanowiłam powiedzieć prawdę. I powiedziałam. Pan doktor nic się nie zmienił, wciąż jest przystojny, a nawet powiedziałabym, że z wiekiem wyszlachetniał. Lubo też mam skłonność do starszych panów (jedno z drugim nawet się komponuje zgrabnie). Uczciwie powiedziałam, że bolało wściekle trzy miesiące temu tu i tu, ale... i wymieniłam ciurkiem odczuwane obecnie mniej dolegliwe dolegliwości. Pan doktor ogłuszony moim ciurkiem dopytał o kilka szczegółów, kazał rączki nad głową unieść, potem obrócić się wdzięcznie na lewo i prawo, po czym poprosił mnie o rękę. Tę, która drętwieje częściej. Dotknął w jakimś miejscu, a ja zawyłabym, gdybym się nie wstydziła. Przeciążony nadgarstek - lakonicznie skwitował pan doktor. Dobrał się do mojej szyi i pleców. Zabolało nieco mniej, zawyłabym stanowczo ciszej. Bez słowa usiadł i zaczął coś pisać. Spytałam nieśmiało: będę żyć? Spojrzał na mnie, jak na robala jakiegoś i mruknął: uhm. Wetknął skierowanie na rehabilitację, po rehabilitacji mam się do niego zgłosić i zobaczymy, co dalej. Litościwie dodał: niech się pani do mnie zapisze od razu teraz, bo się długo czeka. Teraz ja mruknęłam: wiem. Poszłam zapisać się na zaordynowaną rehabilitację, słusznie przewidując, że czas oczekiwania będzie dla mnie zaskoczeniem. I był. Dobrze, że dostałam zestaw ćwiczeń do samodzielnego wykonywania w domu. Niestety, tylko na kręgosłup szyjny, na piersiowy zabrakło kopii. Rehabilitację właściwą zaczynam w drugiej połowie kwietnia. Do pana doktora zapisałam się więc na 9 maja, kupię mu kwiaty z okazji Dnia Zwycięstwa. Mam nadzieję, że zwycięstwa również nad dolegliwościami.

Informacja z ostatniej chwili: miejsce ojojane boli mniej. Wystarczy co jakiś czas powtarzać: ojojoj, jak boli... I gotowe.

sobota, 16 stycznia 2016

Depresja umysłu

Córka spytała mojego wnuka, czy zasypiał w tramwaju, bo miał zamknięte oczy. Janek odpowiedział, że nie, że tylko wyrzucał z głowy niepotrzebne myśli. Jeśli myśli niepotrzebne można wyrzucić zamykając oczy, to od dziś chodzę z zamkniętymi. Szeroko zamkniętymi. Chcę wyrzucić niepotrzebne wspomnienia, które czasem natrętnie się pojawiają. Nie są ani dobre, ani złe, ale zupełnie niepotrzebne. Nie służą niczemu, zabierają tylko czas i energię. A energii potrzeba mi sporo, bo pracy po kokardki, i tej pracowej, i tej domowej. Postanowiłam bowiem pomalować wiosną kuchnię, przedpokój i sypialnię, zmieniając przy okazji nieco wystrój. Moja kuchnia jest pomarańczowa, ale kolor stanowczo wyblakł, albo ja się zradykalizowałam kolorystycznie. Malując kuchnię na soczysty pomarańcz bałam się przesadzić i jest nieco... nienasycony. Pomaluję więc na nasycony, ot co. Tym razem przesadzę z pełną świadomością. Sypialnia wymaga odmalowania po ostatnich wierceniach tak, czy inaczej. Nie zmienię koloru, ale nieco rozjaśnię. Przy ciemnych meblach powinnam. A przedpokój? Na ścianach jest własnoręczna przecierka, kolor jak w rzymskiej łaźni. Będzie kurkuma albo co. Spożywczo w każdym razie. Pozostaje mi do wymyślenia, co zrobić z szafką w sypialni. Nie chcę się jej pozbywać, bo wyjątkowo pasuje mi rozmiarem, głównie głębokością i wysokością. Jest jednakże nieco posunięta w latach i szkody czasowe widać na niej, jak na dłoni. I to są właściwe myśli, najwłaściwsze. Żadne tam rozważania na temat demokracji, braku pokoju na świecie, czy idiotyczne wspomnienia. Pozostawię do przypominania tylko wyjątkowe wypowiedzi mojej koleżanki pracowej, bo gdy je sobie przypominam moja Kornacka wyje ze śmiechu. Ostatnie powiedzonko koleżanki: depresja umysłu - przy czym kompletnie nie potrafiła wyjaśnić, co właściwie ma na myśli. Ostatnio wszystko jej się z seksem kojarzy, nawet nie chcę się domyślać zatem, co chciała przez to powiedzieć. Będę sobie o tym wszystkim myśleć spacerując dzisiaj w bajce - jest tak pięknie!

poniedziałek, 11 stycznia 2016

*

Inter arma silent musae.