Jestem kobietą permisywną! Tyle lat żyłam nie zdając sobie z tego sprawy. W nieświadomości żyłam, ot co. Teraz już wiem, dzięki nowej ekspertce Ministerstwa Edukacji, nie bez kozery Narodowej. Stosowanie bowiem innej metody planowania rodziny, niż naturalna (cokolwiek to znaczy) oznacza nastawienie na przyjemność seksualną, która pozbawia akt płciowy celu prokreacyjnego i jednoczącego. A to pozbawienie prowadzi w stronę rozpusty, rozwodów i upadku. Pani ekspert wie, co mówi, bo od lat młodzieńczych zajmuje się tematem. Teoretycznie się zajmuje. Moja praktyka nie była poparta zatem teorią właściwą, permisywna jestem i upadnięta całkiem w związku z tym. Tylko mi się wydawało, że dokonywane akty płciowe były jednoczące, one protiwpołożnie - powodowały rozpad. A jeszcze śmiałam przyjemność odczuwać! Teraz to ja mam dylemat: czy wobec faktu, iż okres prokreacyjny mam poniekąd za sobą wolno mi aktów płciowych dokonywać? Byłyby przecież dokonywane li tylko dla przyjemności, nie pociągając za sobą skutków w postaci 500+. Cel według pani ekspertki rozwiązły, ale może doceniona by została troska o budżet państwa? Albo co? No ale nie jednoczące by to były akty, też do kitu. Lubię się jednoczyć jednak. Z przyjemnością.
Łączę się z Tobą w postrzeganiu rzeczy.
OdpowiedzUsuńCo z nieukrywaną przyjemnością oświadczam, mimo strachu, że zostanę niewłaściwie odczytany [nie przez Ciebie wszakże, bo wiem, że umiesz czytać właściwie].
C.d.r.
imć InC
Przy czytaniu expose wspomnianej pani ekspertki, wiara w moją umiejętność czytania ze zrozumieniem została mocno zachwiana. Niemniej cieszę się, że nie ja jedna postrzegam rzeczy właśnie tak.
OdpowiedzUsuń