Najpierw jest ból połączony z niedowierzaniem, codzienna mantra: tak nie powinno być. Potem już tylko boli, szarpie. I natrętne myśli: niech przestanie boleć, niech będzie, jak przedtem. Po jakimś czasie przychodzi złość i gniew, czasem chęć odwetu. Potem wszystko drętwieje aż do całkowitego zobojętnienia. I nie czuje się już nic, nic też nie chce się czuć. Wciąż boli, ale już inaczej, drętwo, tępo, bez szarpania.
A potem skacze się w przepaść.
A potem skacze się w przepaść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz