Majka zachorowała na ospę, więc nie było kompletu. Był tort, zaśliniony buziak od Jaśka i piękny ceramiczny kot. Nawet zięciunio cmoknął teściową. A potem robiliśmy tratwę z korków i wykałaczek. Całkiem nieźle nam wyszło. Próba generalna wyporności dziś przy kąpieli, jutro będzie relacja. Jasiek dostarczył mi dziś, oprócz uśmiechu i buziaka, tematu do przemyśleń. Jakiś czas temu dostał ode mnie kotka z jakimś piszczącym dinksem w środku. W związku z tym "kota się nie pierze". Dinks by przestał działać. Jednakże kot, wytarmoszony i wycmoktany wygląda, jak nieboskie stworzenie. Córka chce uprać, ale ten dinks... Doszliśmy więc do wniosku, że zrobimy kotu operację. Wytniemy dinksa na czas prania. Córka spytała tylko blado: A kto go potem zszyje? Jasiek bez namysłu zawołał: Babcia Jenia! Na pytanie, skąd wie, że babcia Jenia umie szyć, odpowiedział: przecież zrobiła tratwę. Po namyśle dodał: i łódkę, i hełm. Znaczy babcia Jenia umie i szyć. Przyznam, że czekałam na coś w rodzaju: bo babcia umie wszystko. No cóż, popracuję nad wnukiem, może w przyszłym roku. I sobie pomyślałam, że być może za ileś lat Jasiek wspominając babcię, wspomni razem robioną tratwę, i kota, i łódeczki.... I ciepło mi się zrobiło na sercu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz