Wieczór (i znakomitą część nocy) spędziłam nad Oniego, w wiosce Konda Bierieżnaja, wędrując z autorem w czasie, przestrzeni i słowach*. Zachwycająca podróż, taka do zachłyśnięcia. Mistrzowskie bratanie przeszłości z teraźniejszym, słowami tkanymi misternie i kolorowo, jak huculski kilim. Wyciąganie rosyjskiego królika z polskiego kapelusza, czy protiwpołożnie. Jakiej by ten królik nie był narodowości, książka warta zarwania nocy. Udowadnia znaną prawdę ubraną w słowo przez Tiutczewa: Rosiji umom nie pajmiosz. Czytałam pospiesznie i zachłannie. Za kilka dni powtórzę. Za kilka dni, by nabrać oddechu i dystansu.
Wczoraj też czytałam wywiad z Andrzejem Stasiukiem, bodajże w Wyborczej. Zbieżność poglądów i prawd niesłychana, mimo różnego przecież punktu odniesienia.
Lektura jak najbardziej celowa, za miesiąc rosyjskości dotknę własnymi oczami. Żadna co prawda Karelia, zwyczajna Moskwa, ale w końcu rosyjska. Spróbuję rosyjskiego królika wyciągnąć z własnego kapelusza. Swoją drogą, ciekawy czas mi się trafił na dotykanie Rosji.
Lektura jak najbardziej celowa, za miesiąc rosyjskości dotknę własnymi oczami. Żadna co prawda Karelia, zwyczajna Moskwa, ale w końcu rosyjska. Spróbuję rosyjskiego królika wyciągnąć z własnego kapelusza. Swoją drogą, ciekawy czas mi się trafił na dotykanie Rosji.
*Mariusz Wilk Dom nad Oniego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz