niedziela, 27 kwietnia 2014

Rurki z Ronda Wiatraczna

Jeden z punktów odniesienia mojego dzieciństwa i wczesnej nastoletniości - rurki z kremem na Rondzie Wiatraczna. Rytualne wręcz, najczęściej niedzielne, w drodze do kościoła (brakowało mi cierpliwości, aby doczekać "po kościele"). Zawsze takie same: chrupiący wafel skręcony na jakiejś maszynie i nadziany świeżą bitą śmietaną. Tej śmietany nie żałowano, ale ja i tak zawsze patrzyłam na nadziewający świderek z nadzieją, że, przez nieuwagę pani nadziewającej, dostanę więcej, niż się należy. Często czekałam, aż wafel nieco nasiąknie, zbyt raził mnie kontrast między konstystencjami wafla i śmietany. Rurka z kremem poprawiała nastrój od pierwszego kopa, rozwiewała smutki, przydawała kolorów PRL-owskiej szarzyźnie. Była luksusem, jednym z niewielu wtedy dostępnych. Całkiem niedawno wstąpiłam tam przez przypadek. I stanęłam w progu, jak rozdziawa jakaś. Za ladą stała ta sama pani, nadziewała rurki tym samym świderkiem. Czas fiknął koziołka, znowu miałam naście lat i ściskałam w ręku monetę "mamodajnarurkę". Pani była w dzieciństwie obiektem mojego podziwu, zawsze ładnie umalowana, bardzo zadbana, pachnąca. I pewnie z wyżyn swej rurkowatości patrząca z pewnym politowaniem na dzieciarnię z monetami aż ciepłymi od kurczowego ściskania ich w niecierpliwych palcach. Nic się nie zmieniło, pani dalej patrzy z wyżyn, wystrój sklepu niewiele się zmienił, wciąż ta sama maszyna nadziewa rurki, ta sama maszyna zawija wafle. Smak rurek też się nie zmienił. Tylko ja ściskam w ręku banknot, zamiast monety.

Update:
Ten sam czas, ale sposób na rurkę inny (choć idea ta sama).

"Moja taktyka była taka, ze obgryzałem suchy wafel dookoła, bardziej i bardziej, aż zostawała ostatnia, cienka warstewka nasączana bitą śmietaną, i dopiero wtedy jadłem rurkę, obgryzając to z jednego końca, to z drugiego, żeby bita śmietana nie wyciekła. Był to również sposób na odkładanie ostatecznej przyjemności jeszcze na chwile, choć trzymając to w ręku. Powiedzmy sobie szczerze, że sam suchy wafel nie był taki niesamowity... ale zdecydowanie stanowił istotny element rurkowatości..."

piątek, 25 kwietnia 2014

Amortyzacja

Patrzyłam zafascynowana, jak kierowca autobusu sprężynuje na siedzeniu przy najmniejszej nierówności jezdni. Czyhałam wręcz na jakąś większą dziurę w nawierzchni, by wpatrywać się w całkiem spory zad kierowcy unoszący się na wysokość kilku centymetrów, po czym opadający z sykiem fotela. To coś w fotelu, co pozwalało na takie wzloty i upadki nazywa się chyba amortyzatorem, urządzeniem chroniącym przed śmiercią z powodu odleżyn zad kierowcy. Nie mogłam oderwać od niego oczu, choć miałam w ręku kolejnego Vargę, Aleję Niepodległości. A może to właśnie surrealistyczne Vargowe klimaty tak mnie nastroiły?  Kiedy zmieniłam autobus na tramwaj nic mnie już nie rozpraszało, choć wokół trwała jakaś kakofonia rozmów przez telefony komórkowe. Tak skutecznie mnie to nie rozpraszało, że przejechałam swój przystanek. Nie zaryzykowałam kolejnego środka komunikacji, wróciłam piechotą.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Na bezrybiu...

...i baba ryba - rzekł Pan i babę wezwał był przed oblicze swoje boskie. A baba skrzelami wątłymi zatrzepotała i odpłynęła była w dal siną.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Cantus firmus migrans


Wpływając na swoje dziecko, tworząc wadliwe warunki życia oraz przekonując dziecko o jego wartości, rodzic może wywoływać efekty, które wskutek utrwalania się w procesie rozwoju w wieku dorosłym staną się jego cechami składającymi się na Syndrom Dysfunkcyjnego Dzieciństwa. Są to między innymi:
  • charakterystyczne cechy rozumienia swojej autonomii,
  • wadliwe poczucie własnej wartości,
  • uzależnienie odczuwania i zaspokajania własnych potrzeb od relacji z drugim człowiekiem,
  • tendencje do współuzależnienia i uzależnień od specyficznych nałogów,
  • sposób formułowania intencji i reakcji na uczucia i bliskość drugiego człowieka,
  • niedostateczny poziom umiejętności funkcjonowania w relacjach uczuciowych,
  • wadliwe kompetencje wychowawcze, opiekuńcze i rodzicielskie,
  • wadliwy system spostrzegania i autopromocji w relacjach uczuciowych,
  • wadliwy system pobudzania i redukowania stanów napięcia w relacjach z drugim człowiekiem,
  • dysfunkcje w pełnieniu ról i funkcji rodzinnych oraz  partnerskich,
  • nieprawidłowy system podejmowania i przekazywania odpowiedzialności za siebie, za innych i za rzeczywistość,
  • nieprawidłowości w systemie reakcji i obrony w relacjach uczuciowych.
  • nieumiejętność rozpoznawania i respektowania granic swoich i innych osób,
  • trudności w wyrażaniu siebie, swojej rzeczywistości, emocji i stanów,
  • niedostateczny poziom zrozumienia intencji, emocji i uczuć innych osób,
  • podwyższony poziom zachowań niekonsekwentnych.
     
     
    link 

niedziela, 20 kwietnia 2014

Wesołych







Niezłych jajec życzę, co najmniej niezłych.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Wątło

Moje avocado jest równie wątłe, jak wątła jest wiosna za oknem. Dobrze, że cycas (podlewany regularnie piwem) wypuścił nową parę liści. Koty już trzymają się od niego z daleka, jest więc szansa, że wypięknieje. Patrzę sobie na tę zieleń okienną i żal, że za oknem ponuro. Dzisiaj zaplanowałam mycie okien, tymczasem leje listopadowo. Nie pozostaje mi nic innego, jak czytać czekające w kolejce nowe książki: Cat-Mackiewicz, Wat i Watowa oraz powtórka z Czapskiego. Potem Opowiadania Kołymskie Szałamowa. Ciężkie to wszystko tematycznie, ale mus to mus. W przerwach będę sobie podczytywać Historię brudu dla rozrywki, patrząc na moje wciąż nieumyte okna.

sobota, 5 kwietnia 2014

Takie tam

Moja pierwsza miłość
Miał na imię Marek. W piątej czy szóstej klasie pokłóciliśmy się na śmierć i życie. Nie pamiętam już o co poszło, pewnie o jakąś bzdurę, jak to bywa w tym wieku. Przez dwa chyba lata nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Omijaliśmy się na wszystkich klasowych wycieczkach, imprezach, dyskotekach. Z czasem pewnie niechęć zbladła, ale żadne z nas nie miało odwagi pierwsze przerwać milczenia. W końcu w siódmej klasie miała być jakaś impreza. Żadne z nas nie chciało przyjść ze względu na drugie. Marek był bardzo popularny w klasie wśród dziewczyn. Wysoki już wtedy, blondyn o pięknych oczach. Bardziej "męski" od pozostałych chłopaków na pewno. Dziewczyny za nim szalały. Był przy tym sympatyczny, dowcipny i niegłupi. Wzięły mnie więc koleżanki w obroty. Nie wyobrażały sobie imprezy bez niego. Beze mnie podobno też. Dla dobra ogółu podeszłam do niego na przerwie z miną na wszelki wypadek lekceważącą nieco i powiedziałam, że czas zakończyć to idiotyczne milczenie. I podałam uczciwie powód dodając, że może mnie dalej nie zauważać, ale na imprezę niech przyjdzie. Jego reakcja przeszła moje wszelkie oczekiwania. Koleżanek obserwujących nas również. Marek pocałował mnie w rękę (piętnastolatek piętnastolatkę!) i powiedział, że już dawno chciał mnie przeprosić, ale nie wiedział, jak to zrobić. I tak to się zaczęło. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, jakbyśmy chcieli nagadać się za te lata milczenia. Nauczył mnie słuchania muzyki. Okazał się świetnym kumplem. Przede wszystkim był opiekuńczy. I nie mówię o noszeniu plecaka z książkami. Kiedyś odprowadził mnie na religię, która wtedy (i słusznie) odbywała się w kościele. Po wyjściu okazało się, że czeka na mnie w deszczu mokry, zasmarkany. Nie chciał, żebym sama wracała do domu, bo było już ciemno. To było strasznie ciepłe. Bardzo zresztą niewinne. Były pierwsze niewinne pocałunki. Obydwoje nie mieliśmy jeszcze pojęcia, jak to się robi. Któregoś dnia mieliśmy pójść do jakiegoś teatru, rozchorowałam się. Leżałam w łóżku, a on siedział przy mnie. Przynosił mi herbatę, poprawiał koc. Niby zwykłe gesty, ale dla mnie to było coś zupełnie nieznanego. I żadnych erotycznych podtekstów. Serdeczna, ciepła znajomość. Trwało to cały rok i budziło zazdrość wszystkich koleżanek, bo rzeczywiście było inne, było czego zazdrościć. Prawie wszędzie chodziliśmy razem. Snuliśmy młodzieńcze plany, dopingowaliśmy się wzajemnie. Nigdy się nie kłóciliśmy. Było cudnie. Po wakacjach Marek się przeprowadził. W nowym miejscu wpadł w kiepskie towarzystwo. I tak jakoś się to skończyło. Wszystkie wspomnienia z nim związane są bardzo miłe. Marku, mam nadzieję, ze jesteś wciąz szczęsliwy. Ze nic się nie zmieniło. A swoją drogą... Chyba nie o takie zakończenie sporu między Markiem a mną koleżankom chodziło...


Ten tekst pisałam cztery lata temu. Nie przypuszczałam, że karma/fatum/ananke/los (właściwe podkreślić) sprawi niespodziankę. 


Skład osobowy: Barrett, Gilmour, Waters - tak zapamiętałam.

wtorek, 1 kwietnia 2014

His frogness




Jump in the water

Sweet little princess
Słodka mała księzniczko
Let me introduce his frogness
Pozwól mi przedstawić sobie Jego Zabiość
You alone can get him singing
Tylko ty mozesz sprawić, by zaspiewał 
He's all puffed up, wanna be your king
Cały nadęty, chce być twoim królem
Oh you can do it
Mozesz to zrobić
C'mon [x6]
Dalej
Lady kiss that frog
Kobieto całuj żaba
Splash, dash heard your call
Bryzg, plusk usłyszał twoje wołanie
Bring you back your golden ball
Przyniesie twoją złotą piłkę
He's gonna dive down in the deep end
Zanurzy się głęboko
He's gonna be just like your best friend
I zostanie twoim najlepszym przyjacielem
So what's one little kiss
Więc? Cóz znaczy jeden mały pocałunek?
One tiny little touch
Jedno małe delikatne dotknięcie
Aaah, he's wanting it so much
On tego tak bardzo chce
I swear that this is royal blood
Przysięgam, ze królewska krew
Running through my skin
Płynie pod moją skórą
Oh can you see the state I'm in
Czy widzisz w jakim jestem stanie?
Kiss it better, Kiss it better
Lepiej całuj, lepiej całuj
(Kiss that frog)
Całuj tego żaba
Get it into your royal head
Zbliż go do królewskiej głowy
He's living with you, he sleeps in your bed
Mieszka z tobą, śpi w twoim łóżku
Can't you hear beyond the croaking
Nie słyszysz nic poza rechotem?
Don't you know that I'm not joking
Nie wiesz, że nie zartuje?
Aaah, you think you won't
Myslisz, ze tego nie zrobisz
I think you will
Ja myślę, że zrobisz
Don't you know that this tongue can kill
Nie wiesz, ze ten język moze zabic
C'mon [x6]
Dalej
Lady kiss that frog
Kobieto, całuj tego żaba
Let him sit beside you
Pozwól mu siąść koło ciebie
Eat right off your plate
Jeść wprost z twego talerza
You don't have to be afraid
Nie obawiaj się niczego
There's nothing here to hate
Nie ma w tym nic obrzydliwego
Ah, princess you might like it
Moze nawet to polubisz księzniczko
If you lower your defence
Jeśli przestaniesz się tak wzbraniać
Kiss that frog, and you will
Całuj tego żaba
Get your prince [x2]
A zyskasz księcia
(Huh!)Jump in the water, c'mon baby jump in with me
Jump in the water, c'mon baby get wet with me
Jump in the water, c'mon baby jump in with me
Jump in the water, c'mon baby get wet (get wet, get wet)

Ponieważ dostałam żaba na urodziny, przypomniała mi się ta ujmująca piosenka. Mój żab jest cudny, co widać na załączonym obrazku.