środa, 6 lipca 2016

Każdemu wedle potrzeb

Spóźniłam się do pracy. Aż 45 minut. Spóźniłabym się tylko 15 minut, ale pół godziny zajęła mi rozmowa z zaprzyjaźnioną staruszką. Właściwie to nie staruszka jest zaprzyjaźniona, tylko jej pies. Staruszka wtórnie. Z psem zaprzyjaźniłam się mimochodem. Otóż idąc do pracy przez Plac na Rozdrożu mijałam kudłate coś, które powarkiwało na mnie życzliwie. Odwarkiwałam równie życzliwie. Po jakimś czasie znajomość się rozwinęła, kudłate coś podsuwało grzbiet do głaskania. Tak zażyłe stosunki wymagały podstawowej grzeczności wobec właścicielki, toteż zaczęłam mówić starszej pani dzień dobry. I tak mijamy się pozdrawiając i pogłaskując piesię kudłatą. Dzisiaj po zestawie obowiązkowym, czyli pogłaskaniu staruszka uraczyła mnie opowieścią, co psiunia jej wywinęła.  Mianowicie kilka dni temu, podczas koszmarnego upału, postanowiła się ochłodzić w kałuży. Nie zauważyła, że kałuża nieco wyschła i pozostało lekkie błoto. Właścicielka też nie zauważyła, więc psina utaplała się po kokardki. Staruszka postanowiła wykąpać psinę w fontannie, zawołała na pomoc jakichś młodzieńców. Młodzieńcy ponoć ochoczo pomogli, cała sprawa zakończyła się czystym, wykąpanym psem. Opowieść ze szczegółami trwała około pół godziny. Zapewne znacznie dłużej, niż kąpiel w fontannie. Gniotły mnie z jednej strony wyrzuty sumienia, że się spóźniam, z drugiej strony chciałam pozwolić się staruszce wygadać. Kto wie, może samotna jest i nie ma do kogo ust korali otworzyć? Postanowiłam dzielnie znieść ewentualne konsekwencje spóźnienia i wysłuchać do końca. Pomrukiwałam od czasu do czasu ze zrozumieniem - i tak nie było szansy staruszce przerwać, więc pomrukiwanie było jedyną możliwą reakcją - pogłaskując piesę. Szef nie objechał, świat się nie zawalił. Pies wygłaskany, staruszka wygadana, ja spóźniona. Każdemu wedle potrzeb.

2 komentarze: