piątek, 1 lipca 2016

Czołówka

Spodnie mi pękły. Centralnie, w miejscu wrażliwym. Bieliznę niby miałam czystą, ale zdecydowanie kontrastową kolorystycznie w stosunku do jasnych, lnianych spodni. Postanowiłam do domu wracać chyłkiem i ukradkiem. Idealna do tego celu wydawała się dróżka przy działkach. Wielokrotnie wracałam tamtędy od wnuczki, o różnych porach dnia i nocy żywego ducha nie napotkawszy. Wysiadłam zatem wcześniej z autobusu i udałam w pożądanym kierunku. I co? Krupówki w sezonie nie mają takiego powodzenia, jak owa ścieżynka przy działkach dziś miała, psiakrew! Osobniki płci różnej, luzem i w pakietach, niektóre z rowerami, inne z dziećmi. Kornacka we mnie zaczęła powarkiwać. Tłumiłam jej warknięcia usilnie, jednocześnie próbując widok niepoczciwy zasłonić torbą. Torba na szczęście słusznych rozmiarów, ale zapewne wyglądało to idiotycznie. No trudno, lepiej być wziętą za idiotkę, niż za panienkę lekkich obyczajów kuszącą potencjalnego klienta niby rozdarciem odzieży. Przysłaniałam się, jak mogłam, slalomem między tłumami pomykając. Wtem pojawił się w bliskiej odległości pan bardzo słusznych rozmiarów, z Nienacka wyszedł, czyli z działek. Szans nie było, żeby ścieżyna bezkolizyjnie pomieściła pana, mnie i torbę. Grzecznie zatem odbiłam w lewo, czując szarpiące mnie za nogawki jakieś zielska. Ale trudno, ścierpię szarpanie, byle nie musieć obnażać tyłu, bo za mną też ktoś szedł. Ja odbijam w lewo, pan w swoje prawo, czyli moje lewo. No dobrze, może woli swoje prawo, a moje lewo, odbiłam więc w swoje prawo, na krawężnik. Pan w moje prawo, a swoje lewo odbił natychmiast. Na czołówkę szedł, jasna cholera! Trudno było mi jednocześnie panować nad stronami do odbicia, torbą i Kornacką, toteż Kornacka warknęła nieskrępowanie. I to wreszcie pana nieco zastopowało. Spojrzał maślanymi, nieprzytomnymi oczkami i, o włos unikając kolizji z moją torbą, usunął się na swoje prawo. Czyli na moje lewo, które właśnie opuściłam. Ufff... Straszliwie wymęczona tym unikaniem, zasłanianiem i panowaniem nad Kornacką dotarłam wreszcie do drzwi wejściowych na klatkę. I tu zgłupiałam. Jak wyciągnąć klucze z torby, która przesłania? Stoję przodem do drzwi wejściowych, zatem tyłem do ulicy. Żeby wyjąć klucze musiałabym zwolnić tył i niejako upublicznić. Wybrnęłam. Wdzięcznie pirueta wykręciłam, w czasie wykręcania wyjmując klucze. Reszta to już była pestka. Na schodach nie spotkałam nikogo, z ulgą wpadłam do domu, zdjęłam z siebie sponiewieraną część garderoby i padłam. Do jutra wstawać nie zamierzam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz