wtorek, 21 lutego 2017

Sen nocy lutowej

Co ze mnie wychynęło dzisiejszej nocy i z jakiego powodu, nie mam pojęcia. Niemniej wychynęło i to skutecznie. Po obrzydliwym, brudnym i męczącym śnie nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Walczyłam co prawda z tym wychyniętym, nawet dość długo. Po godzinnym kombinowaniu co tu zrobić z resztą nocy postanowiłam sprzątnąć łazienkę. Już dawno nie czułam potrzeby. No to poczułam, do wypęku poczułam. Z racji dziwnej pory nie mogłam użyć odkurzacza, zresztą nie o łatwiznę sprzątania chodziło. Zamiotałam, myłam, szorowałam. Guzik pomogło. Nie poczułam się ani trochę zmęczona, ani trochę gotowa do spędzenia reszty nocy, jak normalny człowiek - śpiąc. Zresztą do obrzydliwego snu nie zamierzałam wracać, a zwykle śnię seriami. Zrobiłam sobie kawę, poprasowałam, co do prasowania było. Dalej nic. Próbowałam czytać książkę, która zwykle poprawia mi nastrój - Jajko i ja. Też nic. Jak mi się spać nie chciało, tak nie chciało. Od dawna nie miałam takiej nocy. I żebym to ja wiedziała z jakiego powodu. Nic aż tak złego nie dzieje się w moim życiu, żeby nie móc całkiem spać. Żeby śnić takie paskudztwa. Przeciwnie - całkiem mi na świecie dobrze. Czyżby i tym razem rozum śpiąc obudził demona? 

El sueño de la razón produce monstruos - Goya

niedziela, 12 lutego 2017

Niebotyk



Niebotyki moje. Budzą mnie ze śmiechem i pozwalają patrzeć każdemu poniedziałkowi prosto w oczy. Są przy mnie cały czas, w każdy wtorek i każdą środę. W czwartki i piątki głaszczą moje piegi. A w sobotę zasypiają mnie z tkliwością. Tylko niedziela jest zawsze tą ostatnią.


Niebotyk to według słownika Doroszewskiego wyraz oznaczający drapacz chmur, jedno z zaproponowanych słów w konkursie na określenie przede wszystkim warszawskiego Prudentialu. Pożyczyłam sobie dla własnych celów.

środa, 8 lutego 2017

Czecha natychmiast

Czeski mąż staje się niezbędny. Coraz bardziej. Albowiem zaczynam się bać. W moim domu płynie prąd uświęcony, państwowa spółka została zawierzona Bożej Opatrzności, cokolwiek to znaczy. Pieniądze, którymi się posługuję również. Dla odmiany Bogu, za pośrednictwem niepokalanego serca Maryi. Pieniądze wytwarza spółka również państwowa. Z wdzięczności za owo zawierzenie pracownicy spółki państwowej od prądu kosz darów w kościole złożyli. Prezes spółki od pieniędzy pyszczy, że katolików wypycha się z życia publicznego. W jednym ze szpitali - już nie pamiętam, w którym - dziecku wpisuje się do książeczki zdrowia, że zostało poczęte in vitro. W szpitalach, gabinetach ginekologicznych, aptekach klauzula sumienia kwitnie, jako kąkol we zbożu. Tymczasem jeden z biskupów, zapewne ten najbardziej wypychany z życia publicznego, z iście chrześcijańskim miłosierdziem zwraca się do dziennikarza z tekstem: spierdalaj. Pan od jedynego słusznego i świętego radia mówi o goleniu głów ubeckim kurwom, wskazując przy tym na jedną z posłanek partii opozycyjnej. Bo ośmieliła się zakłócić - jego zdaniem, -jakieś uświęcanie żołnierzy wyklętych. Podstawa programowa nowych szkół gwarantuje więcej lekcji religii, niż przedmiotów ścisłych. Kościołów więcej, niż szpitali. No to ja się tego święconego prądu boję. Ja się boję tych pieniędzy niepokalanych. Boję się stygmatyzacji, nacjonalizmu, wszelkich przejawów nietolerancji. Boję się likwidowania możliwości pomocy dla kobiet zagrożonych przemocą. Boję się sekowania osób o innym, cudzoziemskim wyglądzie. O innych poglądach, niż radiomaryjne. I nie pomaga mi świadomość, że istnieją normalni katolicy. Ani trochę nie pomaga. Ja chcę Czecha. Teraz, zaraz, natychmiast.

Koń jaki jest

John Smith poprosił dorożkarza, żeby za opłatą wprowadził konia na piętro jego mieszkania, wspomógł dodatkowym groszem za wprowadzenie do salonu. Wszystko za pięć piąta. Zaintrygowany dorożkarz w końcu spytał, po co to robi. John odparł że na piątą sąsiedzi przychodzą na herbatę. Gdy wejdą, zakrzykną: Smith, u Ciebie w salonie jest koń! Smith z satysfakcją się wtedy uśmiechnie i powie: Tak, wiem.

A mnie się marzy koń z rozwianą grzywą, z błyszczącymi wolnością oczami. Co tam jeden, całe stado mi się marzy.

piątek, 3 lutego 2017

No to pa

Przymusowe siedzenie w domu skutkuje głupimi pomysłami. Otóż przeglądałam jakiś portal i w ucho wpadła mi rozmowa byłej żony jednego z byłych premierów. Rozmowa z okazji wydania przez nią książki o jej życiu, między innymi z byłym premierem. Kiedy do mnie dotarło, czego słucham chciałam wyłączyć i zapomnieć. Zaintrygował mnie jednakże głos owej pani, taki mocno afektowany, ocierający się o histeryczny. No i ciekawość mnie zatrzymała mniej więcej do połowy wywiadu. Kornacka miała uciechę. Po kokardki miała. Pani zarzekała się, że książka jest o niej, o jej depresji, przeżyciach, no takie tam. Prowadzący rozmowę redaktor nalegał na opowiadanie o byłym mężu jednakże. Brutalnie dość nalegał, co u pani powodowało przechodzenie głosem w wyższe rejestry. Histeryczne rejestry. Jeden z wątków zaowocował u Kornackiej słowami powszechnie uważanymi za obelżywe. Otóż pan redaktor sugerował uparcie, że owa pani rozbiła małżeństwo byłego premiera. I że jak ona mogła nawiązywać z nim znajomość wiedząc, że jest żonaty. No żesz... A pan premier nawiązujący to niby co? Zaćmienie chwilowe miał, że żonę posiada? Misiaczek biedny, ona go kusiła i skusiła, ta panienka znaczy. Taki całkiem bezwolny lelujek, nieświadomy premierek. Bo przecież, jak suka nie da, to pies nie weźmie? Otóż guzik, moim zdaniem, prawda. Jeśli mężczyźnie/kobiecie zależy na związku, w którym jest, to żeby skały srały, nic i nikt go/jej nie skusi. A kusić wolno każdemu. Zainteresowanie okazywać. Nagabywać nawet. Poziom intelektualny nagabywacza/nagabywaczki nie ma tu nic do rzeczy. I to do nagabywanego/ nagabywanej należy decyzja i wszelkie jej konsekwencje. Spodobało się premierkowi, że młoda panienka zwróciła uwagę? Jego sprawa. Jego wybór. Jego konsekwencje. Osobiście, gdybym była partnerką takiego, pomachałabym mu chusteczką haftowaną, co ma cztery rogi. I życzyła szczęścia. Kornacka co prawda sugerowała nieco bardziej drastyczne rozwiązania, ale nie będę jej słuchać. No to pa!

czwartek, 2 lutego 2017

Старый барин

Wspomnieniowo.

Старый барин всё лето хворал,
А под утро велел долго жить.
Старый барин зазря не орал,
Он старался народ ублажить.
Коли Пасха, так в доме кулич.
И подарок дадут дорогой.
Говорили о нём: "Наш Кузьмич",
А таперича барин другой.
Ой…

Ой, огурчики солёны,
Ой, а жизнь пошла хреново
Ой, налей-ка миленький,
Накатим по второй!
Помянем барина
Да спляшем "Барыню",
Выпьем, закусим,
Да за жизнь поговорим

Выйдет барин бывало в поля,
Подглядит он как девки поют,
Подойдёт к мужикам опосля,
Сядут рядышком вместе и пьют.
Знамо дело - был барин хорош:
И румян и пригож сам-собой.
И зерном наливалася рожь.
Глянь…!
А у нового-то рожа - во!

Ой, огурчики солёны,
Ой, а жизнь пошла хреново
Ой, налей-ка миленький,
Накатим по второй!
Помянем барина
Да спляшем "Барыню",
Выпьем, закусим,
Да ещё опять нальём.
Огурчики солёны,
А жизнь пошла хреново
Налей-ка миленький,
Накатим по второй!
Помянем барина
Да спляшем "Барыню",
Выпьем, закусим,
Да ещё опять нальём.
 
 
Na specjalne życzenie.
 
 

środa, 1 lutego 2017

Komu duszę, komu?

I przybyła baba na doroczny jarmark w ogrodzie Pańskim, wór wielki na plecach dźwigając z trudem babskim. A mienił się wór ów i iskrzył, i kształt zmieniał, jakby coś żywego w nim siedziało. I zasiadła baba na straganie wolnym, opłatę należną Panu wniósłszy, i targować zaczęła, jak najęta. Brać! Wybierać! Nie przebierać! Świeże, dzisiejsze, dostawa od producenta, bezpośrednio! Kupisz dwie, trzecią dorzucę gratis! A głos miała baba donośny, a dźwięczny, toteż ptaszkowie niebiescy i inne stworzenia Pańskie, co to ni orzą, ni sieją, bliżej podbiegły były z zaciekawieniem oczami, czy co tam kto miał, łypawszy. Patrzą i widzą, że baba nic z wora nie wyjmuje, ale zachwalać towaru nie przestaje. Wreszcie jeden odważny podszedł był bliżej i pyta: a co wy tam, babo, sprzedajecie, że takie niewidoczne? Zaśmiała się baba wdzięcznie postacią całą swoją babską i rzekła była: A duszyczki sprzedaję, kreaturko  Pańska, duszyczki. Do wyboru, do koloru, do smaku, co kto lubi. A jak nie ma, co lubi, to polubi, co dostanie. A gdzież one duszyczki masz, babo, bo uczciwszy oczy, goły stragan jeno widać? - spytała kreaturka Pańska. A we worze, kreaturko, we worze, com go od świtu na plecach babskich dźwigała, by na jarmark Pański zdążyć - odrzekła baba pot babski z czoła palcyma zgarniając - Strudzonam wielce, to i szybko sprzedać chcę, za pół ceny, za pół grosza. A po co nam, ptaszkom niebieskim i innym takim, owe duszyczki? Cóż my z nimi robić będziemy? - gwar się podniósł niesłychany i pytania jedno za drugim leciały w stronę baby. A baba nic sobie z pytań nie robiąc perorowała dalej: patrzajcie ptaszkowie, oto duszyczka niewinna, bieluśka niczym obłoczek, nie używana wiele. Smakuje, jak lody śmietankowe w dzieciństwie. Taniuśko oddam, taniuśko. A tu duszyczka czerwoniutka, jak płomień, kształt serca ona ma i pachnie dymem z ogniska i tatarakiem. A iskrzy się, diablica, jak kowadło w kuźni iskrami sypie, Ta droższa jest, bo namiętności w niej wiele. A jak kto chętny dopłacić drugie pół grosza, dorzucę tę zgniłozieloną z zazdrości, z czarnymi igiełkami zawiści w środku. No bo kto widział namiętność bez zazdrości? Kupujcie, ptaszkowie mili, kupujcie! Gdy baba tak zachwalała towar swój, duszyczki zaczęły były z wora nieśmiało wyłazić. O, tam, na prawo, taka liryczna i eteryczna wypełzła. We fioletach cała, w pastelach. A zapach fiołków roztaczała była, jak perfuma francuska z importu. Tłum chętnych się rzucił ku niej, by nabyć i szczęściem pastelowym się cieszyć, taka ci ona cudna była. A tu, z lewej, jakaś nadęta burość się wypycha na wolność. Brzydactwo straszne, nijakie takie, bezkształtne i bez zapachu, ale puszy się, jakby pawi ogon miała. I ta nabywcę znalazła szybko, bo ważnością jakąś nadęta była, a ważność potrzebna, by się czuć. Wylazła też pomarańczowa taka, krzykliwie piszcząca, duszne ADHD prezentując. Tu się zakręciła, jak fryga, tu tupnęła, tu się nadąsała... i już ją kupili, bo taka odważna, taka zadziorna, taka medialna. Nie minęło pół godziny, a wór pusty baba miała. I wziąwszy wór w rękę babską, młynka nim wywijając, jak torebką od Gucciego, poszła baba w siną dal dusze zbierać do wora. A jak już nazbiera, nasprzedaje, naciuła, to sobie kupi nową, świeżą duszę, prosto od producenta. Z metką, nieużywaną taką. Dopiero się będzie babie działo!