piątek, 1 czerwca 2012

Dylemat miłosny

W tramwaju stała grupka młodzieńców z lekko czerwonymi gębusiami, w spodniach od dresu i koszulkach polo sławiących wyższość kibiców nad resztą pospólstwa. Jeden z nich rozmawiał przez telefon, ze swoją dziewczyną, jak nietrudno było się zorientować. Obiecywał jej, przeplatając obficie wypowiedź k...mi, że zrobi z nią porządek, że pokaże, gdzie jest jej miejsce. Kiedy tylko do niej przyjedzie, złapie ją za kudły i rzuci dwa razy o ścianę, wtedy zrozumie, co jej wolno. I to wszystko mówił z prawdziwą czułością! Zakończył informacją, że nie wie, co go do niej ciągnie i że myśli o tym kładąc się spać i budząc się rano. Miałam wrażenie, że w dziwny sposób wyznaje jej jakąś.. miłość? Przyznam, że zgłupiałam (nie tylko ja, pan stojący obok miał równie głupi wyraz twarzy, jak moja)... To wyryczane i ubarwiane wulgarnością wyznanie, było jednak wyznaniem. Może takie lepsze, niż obojętność? Mijanie się bez słowa? Może rzeczywiście, jeśli bije, to znaczy, że kocha? Może jeśli dołuje psychicznie na każdym kroku, to też z miłości? Całkiem już nie wiem.

2 komentarze: