Powoli ogarnia mnie gorączka przedwyjazdowa. Zdjęłam nawet walizkę z pawlacza. Pakowanie jednakże dopiero w piątkową noc, wcześniej nie zdążę. Zebrałam zamówienia: pierścionek z brylantem dla jednej z koleżanek, dla drugiej oligarcha w dobrym stanie. Inna koleżanka zażyczyła sobie kiszony w soku z granatów czosnek i mąkę na bliny. Tojka chce wańkę-wstańkę, a kolega kawior w dużej ilości. Pierścionek z brylantem to nie problem, z oligarchą będzie trudniej. Chyba nie latają luzem po ulicach Moskwy, jak sądzę. Zresztą, jak ja go przekonam, żeby się ze mną udał do Polski? Nawet górale zapowiadają, że "ruskim" nie będą pokoi wynajmować, jeśli zadeklarują sympatię do Putina. Biedny oligarcha może się czuć nieco ograniczony góralską zaciekłością tudzież zachłannością koleżanki. Nie, nie na jego materialny dobytek. Koleżanka z tych, co, jak stwierdził nasz wspólny kolega, zajeździłaby każdego na śmierć. Nie dopytałam, co to znaczy, ale błysk w jego oku świadczył, że średnio mu się to podoba. Zobaczyłam wtedy oczami wyobraźni bullteriera zaciskającego zęby na zdobyczy. Zdechnie, a nie odpuści. Jak mu się wymknie jakimś cudem zdobycz z pyska, to się zaczai na kolejną. Używając tych samych metod zresztą. I tak ad mortem defecatam.
Czekam cierpliwie na Wańkę-Wstańkę ;)
OdpowiedzUsuń