sobota, 21 czerwca 2014

Arbat i okolice

Bardzo starałam się poczuć atmosferę Arbatu znaną z literatury - bezskutecznie. Jedynym "literackim" akcentem było kilka stoisk bukinistów, gdzie można było kupić książkę za 50 rubli. Poza tym mnóstwo knajp i knajpek o obcych nazwach (choć pisanych cyrylicą): Mc Donald, Sushi House, Pretzels itp. Kilka sklepów z pamiątkami, gdzie matrioszki, papachy i miszki krzyczały z witryn: kup mnie! Jeden salon tatuażu, jeden sex shop i Muzeum Narzędzi Tortur, do którego nie weszłam. Kramiki z malarstwem okolicznościowym: od soboru Wasyla po wieżę Eiffla.I ludzie, ludzie, ludzie.





W okolicy sex shopu na ławeczce siedziało sobie dwóch starszych panów, tuż obok jakiś czarnoskóry młody człowiek reklamował salon tatuażu. nie wiem, czy czarnoskóry z natury, czy tak wytatuowany, nie śmiałam spytać.










Przed pomnikiem Puszkina było tłoczno. Musiałam dość długo czekać, żeby zrobić zdjęcie pomnikowi li tylko, bez ustawiających się przed nim do zdjęcia turystów. Ktoś włożył w dłoń Puszkina czerwoną różę. Udany akcent.










Mistrz Bułat w charakterystycznej dla siebie pozie. W tle ławeczka i dwóch panów popijających niespiesznie kolejne piwo.















To cudeńko wypatrzyłam na jednej z bocznych uliczek - chyba Nikolskij Pierieułok. Ucieszyło oko po szarym Arbacie.







Spas na Pieskach - kolejna boczna uliczka, Spasopieskowskij Pierieułok. Cerkiew z XVIII wieku z piękną białą dzwonnicą.











Wracałam Nowym Arbatem do Sadowego Kolca. Tuż po wyjściu ze Starego Arbatu - niespodzianka. Malutka na tle wielkich gmachów cerkiewka.




A to już jedna z sióstr Stalina. Jeden z budynków w stylu stalinowskiego baroku (doczytałam!). Jest ich w Moskwie siedem, ten jest budynkiem mieszkalnym, stoi przy Kudrianskoj Płoszczadi. Na dziewiątym lub dziesiątym piętrze jakaś kobieta myła okna, balansując na parapecie ze ściereczką i szmateczką, jak cyrkówka. Ona tam balansowała, a mnie zakręciło się w głowie. 







Nowym Arbatem, Sadowym Kolcom i Bolszoj Gruzinskoj potuptałam zmęczona do "domu". Czuję się przytłoczona wielkością budynków, ich patosem i wyniosłością. Ot, prowincjonalna gęś z zaściankowej Europy przyjechała Moskwę zwiedzać....


2 komentarze: