I przywlokła baba była dylemat przed oblicze Pańskie, uprzednio z najciemniejszego kąta ogrodu Pańskiego go wyciągnąwszy. I tak stanął dylemat przed obliczem Pańskim, a Pan przed dylematem stanął był, skonsternowany nieco. Albowiem pojęcia Pan nie miał był zielonego, w jakim celu baba dylemat przywlokła była Panu swemu pławiącemu się w omnipotencji i dobrobycie. A baba dłonią swą stwardniałą od prac domowych uniosła spódnic swych obfitość łono bachororodne ukazując i zagrzmiała: wybieraj, Panie! Ja albo bachor! I dylemat urósł był przed obliczem i rozumem Pańskim, jak baba wielkanocna przed pieczeniem. Bo i baba kusi, i posiadanie bachora nęci. Zadumał się Pan głęboko, jak tylko Pan potrafi i z dylematem w krzaki ogrodu Pańskiego się udał był na naradę. Wyszedłszy z krzaków obliczem Pańskim zajaśniał i zagrzmiał władczo, acz z pobłażliwością pewną, w samogłoskach jeno widoczną: dylemat won! A ty babo, będziesz dalej Pana swego czcić i wielbić, łonem swoim prokreacyjnie mu służyć, a bachorki w owym łonie się gnieżdżące z woli Pana, produktem ubocznym miłości Pańskiej uznasz i rodzić będziesz, aż się będzie kurzyło! A żeby do głowy babskiej ci nie przyszło wolę Pańską zmieniać i brak omnipotencji Panu swemu zarzucać, oddziały interwencyjne w klauzulę sumienia uzbrojone na świat wyślę, by woli mej broniły ad mortem defecatam! Babskiego ad mortem defecatam! I wypuściwszy zacietrzewiony oddech z płuc boskich, oddalił się Pan był do zajęć swoich pańskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz