Izmaiłowo to dzielnica Moskwy z przeróżnymi atrakcjami. Po pierwsze z dużym bazarem (tutaj nazywa się to wernisaż), na którym aż kipi od pamiątek: od babuszek po czapki z jenota. Kramy, kramy, kramy... Wielojęzyczny tłum, zachwalanie towaru w różnych językach... Oczywiście, jak zwykle w takich miejscach poczułam się zagubiona. Zmysły wróciły po wypiciu szklaneczki kwasu. Nabyłam, co miałam nabyć i ruszyłam na Izmaiłowski Kreml - wybudowany od zera kompleks rekreacyjny - miejscowy Disneyland. Cukierkowy po kokardy.
Kilka drewnianych domów i drewniana cerkiew, muzeum wódki i chyba Pałac Ślubów, bo od młodych par aż się roiło.
Po lewej: tak podobno wyglądały domy bojarów. A po prawej cerkiew.
Młode pary przybywały takimi oto pojazdami. Srebrny był tak dłuuuuugi, że nie mieścił się chyba na żadnym zakręcie. Obok stało kilka równie długich i białych.
Nogi wchodziły mi tam, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, ale uparłam się dotrzeć jeszcze do parku Izmaiłowo. Park jest jednym z największych w Europie - 12 km2 powierzchni. Powstał na dawnych terenach łowieckich Romanowych. W Izmaiłowie car Aleksy eksperymentował z roślinami, posadził m.in. drzewa morwowe i bawełnę, dzieciństwo spędził tutaj Piotr I. Uroczy park, choć przy wejściu wesołe miasteczko krzyczało karuzelami i strzelnicą, a pod kawiarnianymi parasolami leciało jakieś popowate szaleństwo. Im głębiej jednak, tym spokojniej i bardziej parkowo. Czysta, szumiąca zieleń i mnóstwo kwiatów. Z przyjemnością siedziałam na ławce, póki nie pogoniły mnie komary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz