niedziela, 6 lipca 2014

Włodzimierz nad Klaźmą

To była nerwowa podróż. Zmienił się kierowca i zamiast andante jechaliśmy prestissimo. Średnio mi się to podobało. Do Włodzimierza jednakże 170 km... Mimo iż szybko, jechaliśmy strasznie długo, tuż przed Włodzimierzem remontuje się most nad rzeczką szerokości podwarszawskiego Świdra. W związku z czym 5 km drogi dwupasmowej zamieniło się w jednopasmówkę (ostatnie 20 km trwało godzinę). Warto było się przemęczyć, bo Włodzimierz jest uroczy. Okres świetności miasta to XII-XIII wiek za panowania księcia Jurija Dołgorukiego i jego syna Andrieja Bogolubskiego. Jedno z miast Złotego Pierścienia Rosji, założone przez Włodzimierza Monachomacha. Teraz to dość spokojne miasteczko bez imperialnego zadęcia. Ma atmosferę, mimo obowiązkowego Lenina na cokole i równie obowiązkowego pomnika bohaterów wojny ojczyźnianej. 
Atmosfera zaczęła mi się od kota.Siedział przy wieży widokowej lekceważąc sobie całkowicie tłumy turystów chcących obejrzeć panoramę miasta. Miał uroczą mordkę z ujmującym leniwym pyszczkiem, takim bardzo kocim. Wprawił mnie w dobry nastrój od pierwszego spojrzenia. Ruszyłam wąską uliczką w dół, do Chramu św. Jerzego.




 









Chram św. Jerzego Zwycięzcy. Niepozorny, nieśmiały i milczący. Nie krzyczał świetlistymi kopułami, nie zachęcał, żeby do niego zajrzeć. Odrestaurowany w niewielkim stopniu, właściwie tylko pomalowany na biało. W środku współcześnie.





Na pierwszy rzut oka niepozorna brzydota. Nie wiem, co mnie w nim urzekło. Może odrapane ściany, nierówności posadzki? Tchnęło z niego coś ulotnego, jakieś spokojna godność. Jakby mówił: trwam. Od pani sprzedającej chramne pamiątki dostałam małą ikonkę św. Jerzego. Rozikoni mi się w domu. I dobrze.




To już sobór Uspieński, największa atrakcja Włodzimierza ze względu na znajdujące się w soborze freski malowane przez Rublowa. Zakaz robienia zdjęć oczywiście, ale znalazłam w sieci fragment Sądu Ostatecznego. Niestety, zupełnie nie oddaje istoty - mrocznej groźby i łaski.



link
Właściwie bardziej, niż Sąd Ostateczny, czy postacie świętych, zainteresowały mnie kwiaty na suficie, rublowskie kwiaty. Trudno mi określić, jakie to kwiaty. Dość prymitywna kreska, ciemne, skłaniające się ku sobie, jak postacie świętych z fresku obok. Bardziej jednakże od tych postaci ludzkie. Piękne.









 

Przed soborem pomnik Rublowa, a z drugiej strony ulicy patrzący na sobór Lenin, jak żywy.









Żegnała nas Złota Brama - dawne wejście do grodu.





 Włodzimierz to jedno z piękniejszych miast, jakie widziałam w Rosji. Spokojne, klimatyczne, przyjazne. Nie czułam się w nim przytłoczona imperialnie w żaden sposób. Żal mi było tylko szybkiego powrotu, nie pojechaliśmy do Bogolubowa, gdzie jest jeden z najstarszych zabytków Rosji - cerkiew Opieki Matki Bożej (Покрова на Нерли). Nie pojechaliśmy w obawie współwycieczkowiczów o korki powrotne. Nie pojechaliśmy też do Suzdala ze skansenem drewnianej architektury rosyjskiej. Pomyślałam, że powinnam tu wrócić.

Zrobiła pierwsze w swoim życiu zdjęcie panoramiczne. Miał to być widok osiemnastowiecznych  Sukiennic włodzimierskich. Hm.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz