środa, 7 stycznia 2015

J jak jasełki

 Mroźna, ale słoneczna pogoda wyciągnęła nas z domu. Poszłam z córką, zięciem i wnukiem obejrzeć jasełki, czyli Orszak Trzech Króli. Święto nazywa się Epifania i jest dniem objawienia w kościele katolickim. Wszyscy jednak używają nazwy Święto Trzech Króli, bo też główną atrakcją są właśnie oni. Plac Piłsudskiego nie był przesadnie zapełniony tłumem, głównie rodziny z dziećmi w różnym wieku. Niemal każdy w koronie, które to korony rozdawano, jak ciepłe bułeczki. Założyliśmy z Jaśkiem po koronie rzecz jasna i oglądaliśmy.
 Królów było trzech, jak trzeba. Pierwszy ciemnoskóry na wielbłądzie, drugi skośnooki w lektyce, zapowiadał go prawie chiński smok. Trzeci nie wiem, na czym, bo słabo go było widać i ginął wobec przepychu poprzedników. Dużo poprzebieranych dzieci: aniołki, pastuszkowie, żołnierze rzymscy (!) i różne inne. Do stajenki się nie dopchaliśmy, ale wielbłąda obejrzeliśmy sobie dokładnie z bliska. Osiołka też.
 Wśród tłumu przechadzała się osoba z transparencikiem, jak obok: Stop gender. Dość nieśmiało się przechadzała, nie wzbudzając zresztą zainteresowania. Niby nie było dużo ludzi, ale gubiliśmy się nieustannie. Znaczy ja się gubiłam chcąc wszystkiego niemal dotknąć. Jarmarcznie było. Na stoiskach można było kupić przeróżne drobiazgi z logo tegorocznych Trzech Króli: kubeczki, chorągiewki, baloniki itp. Pomoc medyczna w namiocie, ale nieco dalej inna pomoc medyczna, samochód Zakonu Maltańskiego. Rozczarował mnie brak konia z siedzącym na nim rycerzem. No trudno.
Pokazaliśmy Jaśkowi Grób Nieznanego Żołnierza, tłumacząc, że spoczywają tam prochy żołnierzy poległych w różnych bitwach za wolność ojczyzny. Jasiek rozglądał się i w końcu spytał: a gdzie szkielety? Długo tłumaczyłam, że prochy, że w urnach ... ale chyba nie zrozumiał. Choć urny go zachwyciły wielkością. Poszuraliśmy jeszcze śniegiem i pogapiliśmy się na parkowe kaczki. Mnie widok tych potulonych w śniegu kaczuch tak cieszył, że prawie siłą musieli mnie odciągać. Już w drodze powrotnej Jasiek chciał siusiu. Z chłopcem niewielki problem, córka stanęła z nim gdzieś z boku. Zięć zażartował, że Jasiek może wysiusiać jakiś napis na śniegu. No co można wysiusiać takiego dnia? Zaproponowałam K + M + B. Szczęściem Jasiek pisać nie umie i niczyich uczuć religijnych nie obsiusialiśmy. W sumie...zmarzłam, ale konstruktywnie zmarzłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz