I przechadzał się Pan był po ogrodzie swoim Pańskim krokiem omnipotentnym, acz dostojnym. W celach rekreacyjnych przechadzał się był, nie zważając na aplauz tłumów i zachwyt wielbicielek wyskakujących zza każdego niemal trawy źdźbła. Sfatygowany sweterek Pański wespół ze spodniami w kolorze maskującej zieleni szczelnie otulały ciało boskie chroniąc przed ogrodowym porannym chłodem. Zadowolonym wzrokiem toczył Pan był wokół jak byk pianą z pyska, gdy coś mlasnęło niepokojąco w pobliżu. I rozejrzał się Pan wzrokiem czujnym, a zniewalającym po okolicy swojej boskiej. I ujrzał babę wychylającą łeb babski spod kępy rachitycznej macierzanki. Ośmielała się baba owa w Pana celować spojrzeniem lepkim, jak siemię lniane wrzątkiem zalane. I chlast! Lepkim ścignęła go wzrokiem. I plask! Do kształtnej kostki Pana przylgnęło coś glutowatego i pełznąć poczęło wyżej niezmordowanie zaglucając równie kształtną łydkę Pańską. Zatrząsł się Pan był z oburzenia i z obrzydzeniem gluta z łydki boskiej strząsnął siłą ócz Pańskich, po czym na babę je skierować raczył był w słusznym gniewie swoim. I sczezła baba ze strachu przed płomieniem ócz Pańskich kupkę popiołu po sobie pozostawiając. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku oddalił się Pan był z miejsca zdarzenia krokiem jeszcze bardziej omnipotentnym w celu dalszej rekreacji. I nie zauważył Pan był, że w popiele błysnęło coś brudnym różem. A baba wstała była ze spopielałych kolan i lepkim ścigała Pana swego wzrokiem.
Z podziękowaniem dla mojej inspiracji.
Z podziękowaniem dla mojej inspiracji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz