sobota, 9 maja 2015

Powody

Znałyśmy się z D. kilkanaście lat. Nigdy nie nazywałam tego przyjaźnią, ale znajomość była dość bliska i częstotliwa. Wielką miłością D. był A., były mąż przyjaciółki D. A. był obiektywnie dość przystojny, choć całkiem nie w moim typie. Typa wręcz nie lubiłam, a to z powodu jego skłonności do, delikatnie ujmując, skłonności do konfabulacji i manipulacji. Czasem żartowałam, że o dwunastej w południe powie, że jest kwadrans po albo kwadrans przed, ale nigdy punkt dwunasta, albowiem prawda mu przez usta przejść nie chce. A. oczywiście opowiadał D. o swoim wypalonym małżeństwie, o tyn, że nic już go z żoną nie łączy poza dziećmi (w tym jednym zaledwie dwuletnim). Sytuację ułatwiał fakt, iż żona A. przebywała wraz z dziećmi za oceanem, on przyjechał do kraju, by przygotować grunt do powrotu całej rodziny. Dozował D. półprawdy mówiąc "traktowano mnie przedmiotowo, nie rozumiano moich potrzeb" itp. Cel osiągnął, D. straciła dla niego głowę. Zamieszkali razem i żyli jak w bajce, kochając się na zabój. Niestety, żona A. nie została przez niego poinformowana o zmianie planów. Jak to zwykle bywa, ktoś życzliwy doniósł i żona A. pojawiła się w Polsce z dziećmi. Widząc szczęście swego męża i, byłej już, przyjaciółki postanowiła nie przeszkadzać szczęściu owemu i zawalczywszy o godziwe alimenty osiadła w kraju. A szczęście kwitło. Ponieważ miałam z A. kontakty zawodowe, widziałam nieco dalej i więcej. Usłyszałam pewnego razu, jak A. zakłada się z kolegą, że "wyrwie" panienkę w autobusie, a ponieważ jechał dwa przystanki, to dał sobie dokładnie tyle czasu. Zakład wygrał używając sprawdzonych tekstów i chwytów. Panienka była młodziutka i biuściasta, co A. podobno lubił pasjami. Po jakimś czasie panienka zaczęła z nami współpracować, stosunek A. do panienki stał się więc dla mnie jasny. I ... nie wiedziałam, co zrobić. Czy powiedzieć D.? Ostrzec? Cokolwiek? Czy raczej milczeć, licząc na jej intuicję? Była tak szczęśliwa, że nie miałam serca powiedzieć wprost, ostrzegałam ogólnikowo, uwrażliwiałam i takie tam. Mało skutecznie. Kobieta zakochana nie widzi, nie słyszy, nie czuje nic poza miłością do obiektu. Kiedy w końcu wyszło na jaw podwójne życie A. (kto wie zresztą, czy nie potrójne, poczwórne, popiątne?) nie było mnie już w kraju, nie znam więc szczegółów. Kiedy wróciłam po czterech latach okazało się, że D. zmieniła się całkowicie. Z osoby dość pogodnej i życzliwej, ufnej i otwartej stała się cyniczną suką. Traktowała mężczyzn przedmiotowo i beznamiętnie. Tak, jak na to zasługiwali, jej zdaniem. Przyznam, że i moim od pewnego czasu, albowiem cynizm i mnie stał się nieobcy z podobnych powodów. Powód cynizmu D. prosperuje całkiem nieźle w nowym związku, kolejnym i zapewne nie ostatnim. Albowiem kobiet podatnych na manipulację nie brakuje. Wystarczy kilka sprawdzonych tekstów, przy czym pamiętać należy koniecznie o zmianie imienia. A. radził sobie inaczej: do wszystkich swoich kobiet mówił "kocie". Sposoby na uniknięcie imiennej wpadki są różne, można sobie zapisać, można mówić kocie, skarbie, rybko, cokolwiek. Trzeba tylko skutecznie przekonać obiekt o jego wyjątkowości, bo któż nie lubi czuć się wyjątkowym... A że to mało autentyczne? No cóż... Anceps remedium melius quam nullum.

2 komentarze: