Zawsze mówię, że interesuje mnie głównie wnętrze człowieka, że sama mam ładne w przeciwieństwie do zewnętrza. O tym, jakie mam naprawdę przekonał się lekarz wykonujący badania. Grzebał w moim wnętrzu, taki ciekawski. Zanim jednakże zaczął działalność eksplorującą, należało mnie uśpić. Robił to anestezjolog, uroczy pan podobny do sympatycznego krasnala z bajki o śpiącej królewnie. Najpierw wypytał, potem poinformował, a potem kłuł. Bardziej byłam dzięki niemu rozbawiona, niż przerażona. Dostałam dyżurne ubranko pacjenta (jak w amerykańskich filmach, słowo daję!). Tuż przed zaśnięciem usłyszałam: do zobaczenia po zabiegu, pa pa! I pomachał rączką. Obudziłam się jakoś prawie natychmiast z myślą: kiedy wreszcie zaczną? Okazało się, że skończyli. Zawołano córkę i zawieźli mnie do jakiejś sali, w której miałam odpoczywać. Odpoczywałam i odpoczywałam, aż zaczęło się nam nudzić. Kiedy obudziła się we mnie Kornacka i pomarudziłam nieco, córka uznała, że już przypominam siebie, a nie rozdeptaną żabę. Podczas godzinnego ponad oczekiwania na lekarza zabawiałyśmy się rozmową, co bardzo lubię. Z córką uwielbiam rozmawiać na luzie, a rzadko mamy okazję sam na sam. Poużywałyśmy zatem darowanego czasu do wypęku. Kiedy pojawił się lekarz, razem z nim weszło napięcie. Bo co, jeśli moje wnętrze jest pełne jakiegoś świństwa? Nie takie ładne, jak myślałam? Może tam siedzi jakiś obrzydliwiec czekający tylko, by wystawić paskudne nibynożki? Pan doktor w końcu wyjaśnił klarownie, co mam w środku. Nic obrzydliwego, jednakże nie takie ładne to wnętrze, jak myślałam, musiałam zweryfikować ocenę samej siebie. Najważniejsze, że wiem już, co we mnie siedzi. Teraz moja pani doktor pomoże mi, mam nadzieję, pozbyć się niepotrzebnego i znów będę miała ładne wnętrze. Znów będę zwyczajną żabą, wzruszoną troską bliskich bliższych i dalszych, albowiem to trzymanie przez nich kciuków pomogło, jestem tego pewna! Szczęśliwa ze mnie żaba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz